Generalnie,
rzadko się zdarza aby czytelnicy zachwycali się książkami nudnymi, z miałką
fabułą i sztucznymi dialogami, oraz mało inteligentnymi bohaterami, dlaczego
więc takie książki powstają? Trudno to stwierdzić. Czasem nie chodzi o brak
talentu autora tylko umiejętne oszlifowanie treści przez zespół redakcyjny
pracujący nad książką, ale często chodzi właśnie o umiejętności pisarza. Wydaje
mi się, że właśnie to drugie stanowi problem książki Lebensborn Jo Ann
Bender.
Pomysł
na fabułę nie był wcale taki zły. Oto przenosimy się do okupowanej podczas II
wojny światowej Francji i poznajemy rodzinę młodej Antoinette. Jej dom zostaje
wybrany przez niemieckich oficerów SS, którzy mają się w nim zakwaterować.
Okazuje się, że życie pod jednym dachem z wrogiem może obfitować w wiele
emocjonujących uniesień – niekoniecznie negatywnych. Młoda dziewczyna, z
niewiadomych przyczyn, zakochuje się w jednym z niechcianych lokatorów i (dziwnym trafem) zachodzi z nim w ciążę, która z kolei ściąga na dziewczynę
kłopoty i zmusza ją do opuszczenia bezpiecznego rodzinnego domostwa.
Powieść
Bender można podzielić na dwie części. W pierwszej śledzimy miłosne perypetie
młodziutkiej Francuzki, która nie może zdecydować się, czy wytrwać w wierności
do ukochanego powiązanego z ruchem oporu, czy też ulec tajemniczej sile
przyciągania dosyć gburowatego lecz przystojnego niemieckiego majora. Bohaterka
dosyć szybko poddaje się czarowi Niemca i tak rozpoczynają się jej kłopoty. Nie
mogę nadziwić się, jak bardzo infantylna, nieporadna i głupiutka jest
Antoinette. Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że podczas II wojny
światowej wiele kobiet było gwałconych i zmuszanych do stosunków z żołnierzami
wrogich państw, a jeszcze inne robiły to z własnej woli. Jednakże to w jaki
sposób przedstawione są wahania, oraz rozmyślania bohaterki wskazują na jej
całkowity brak rozsądku. W zasadzie nie wiadomo czy chciała się z nim przespać, czy jednak nie chciała ale nie miała wyjścia, a może chciała ale się bała, a może wcale... i można tak w nieskończoność... Skoro wiemy już, że nie sposób jest polubić postaci, wokół której snuje się fabuła powieści, możemy przejść do dalszych rozważań.
Druga
część książki opowiada o pobycie ciężarnej Antoinette w ośrodku Lebensborn. Tu
sprawa wcale nie ma się lepiej. Dostajemy kolejną dawkę bezpłciowych przemyśleń
oraz całkowitego podporządkowania się ze strony Francuzki.
Tempo
powieści jest bardzo jednostajne, nie ma zapowiadanych nagłych zwrotów
akcji. Poznając główną bohaterkę, każdy pomysłowy czytelnik może spodziewać
się, że jej historia nie może skończyć się dobrze. Literacko też jest dosyć
kiepsko. Zdania są sztuczne, a w treść wkradają się błędy. Wszystko to, okraszone
szczyptą braku logiki, błędnymi faktami historycznymi oraz nijakością sprawia, że powieść Lebensborn pod
względem jakości plasuje się na samym dole listy książek, które przeczytałam w
całym swoim życiu. Uwierzcie mi, to wyczyn.
Na
plus:
+ w
miarę ciekawa okładka
Na
minus:
-
bohaterowie, szczególnie postać główna
- błędne informacje historyczne
- styl
i język
-
pomysł oraz jego realizacja
- brak
logiki
-
ogólnie ble i fuj ;)
OCENA:
1/6
Autor: Jo Ann Bender
Tytuł: Lebensborn
Liczba
stron: 384
Wydawnictwo:
Bellona 2013
Cena:
34,90 zł
O rany, aż tak słabo? Pomysł rzeczywiście ciekawy, ale wykonanie irytująco płytkie i niestaranne. Szkoda czasu, a szkoda!
OdpowiedzUsuńHa ha, podsumowanie mnie rozbroiło ;) Nawet o tej książce nie słyszałam i jak widać nie mam czego żałować ;)
OdpowiedzUsuńOj nie masz. Czytałam oczywiście jeszcze gorsze książki, takie, które z założenia miały być kiepskie. Ta, według mnie, pretendowała do miana książki "z wysokiej półki" dlatego też zawód wydawał mi się ogromny...
UsuńUhuhuhu... nigdy się nie wezmę za tę książkę :)
OdpowiedzUsuńNie cierpię braku logiki w fabule. Nie skuszę się na pewno na tę książkę.
OdpowiedzUsuń