25 grudnia 2011

D.J. McIntosh - Wiedźma z Babilonu

„Fikcja literacka osadzona w świecie faktów historycznych – tajemnice starożytności odżywają na nowo”

Historia starożytna choć uparcie i do znudzenia wałkowana w szkołach nadal pozostaje tajemnicza i interesująca. Do tej pory tysiące naukowców i badaczy zajmuje się odkrywaniem zagadek odległej przeszłości oraz poszukiwaniem starożytnych i zaginionych artefaktów. Temat ten nie jest łatwy, gdyż szybko można pogubić się w zawiłych faktach historycznych, ponieważ niewiele z tego co wywodzi się ze starożytności to informacje sprawdzone i w stu procentach pewne. Dlatego też do literackiego debiut D.J McIntosh po tytułem „Wiedźma z Babilonu” podeszłam z przymrużeniem oka.

Rok 2003 – w Iraku trwają działania wojenne. Ludzie dokonują grabieży a miasta pogrążają się w chaosie. Nawet muzea nie są wolne od rabunku. W końcu upada też słynne irackie Muzeum Narodowe – jednak trzem mężczyznom udaje się „uratować” pewien tajemniczy artefakt, który następnie wywożą z kraju…                                                                           
Następnie poznajemy mieszkającego w Nowym Yorku Johna Madisona, któremu ostatnio los nie sprzyja. W wypadku samochodowym ginie jego brat – co gorsza to on był kierowcą – a wkrótce za sprawą wspomnianego wcześniej przedmiotu zostaje uwikłany w nieprawdopodobną sprawę i choć wcale nie ma ochoty będzie musiał odegrać w tej historii kluczową rolę.

Nie jestem w stanie streścić tej opowieści inaczej. Powieść zawiera tyle wątków, że nie sposób wspomnieć o jednym a ominąć inne, a tym samym zamiast recenzji stworzyłabym Wam zupełnie niepotrzebne streszczenie. Niełatwo jest mówić o historii, dlatego podziwiam McIntosh za to, że postanowiła zająć się taką tematyką i nie poległa, co więcej stworzyła historię „trzymającą się kupy”, intrygującą i wciągającą. Za sprawą „Wiedźmy z Babilonu” przenosimy się z Manhattanu do starożytnej Babilonii i współczesnej Turcji czy Iraku. To co urzeka w tej powieści to fenomenalnie skonstruowana intryga. Musze przyznać, że choć kilku informacji i historycznych powiązań nie udało mi się ogarnąć swoim „małym rozumkiem” to absolutnie nie wpłynęło to na mój odbiór i zrozumienie całej powieści.

„Wiedźma z Babilonu” nie jest lekturą lekką, gdyż niesie w sobie ogromną dawkę historycznych rewelacji, jednak jest napisana językiem przystępnym i zawiera bardzo ciekawą historię fikcyjną. Przyznam, że nie mogłam wymarzyć sobie lepszego efektu połączenia fikcji literackiej i faktów historycznych.

Polecam powieść „Wiedźma z Babilonu” każdemu kto ma ochotę na ciekawą trylogię. Właśnie! Moi mili „Wiedźma” to dopiero początek tej zapierającej dech w piersiach historii. A biorąc pod uwagę zaskakujące zakończenie i kilka nierozwiązanych wątków, zapowiada się, że będzie jeszcze lepiej. Byłam przekonana, że ta lektura mnie zawiedzie a zaskoczyła i wciągnęła mnie tak bardzo, że do tej pory wydłubuje z ubrań ziarenka piasku z irakijskich pustyni.

Moja ocena: 5-/6

Tytuł: Wiedźma z Babilonu
Autor: D.J. McIntosh
Ilość stron: 424
Wydawnictwo: Bellona 2011
Książkę dostałam od i zrecenzowałam dla portalu DUŻE KA, serdecznie za nią dziękuję.

23 grudnia 2011

Nowy numer GRABARZA

Pragnę Was zachęcić do ściągnięcia najnowszego numeru Grabarza Polskiego. Znajduje się tam jedna moja recenzja. Krótki "wywiadzik" ze mną i co, dla mnie, najważniejsze - pierwsze moje opowiadanko, które ujrzało światło dzienne - chciałabym abyście podzielili się ze mną swoimi opiniami na jego temat i nie byli zbyt surowi w swej ocenie. :D Chociaż konstruktywna krytyka mile widziana :):) Pozdrawiam!


NAJNOWSZY NUMER GRABARZA DO POBRANIA - TUTAJ -

22 grudnia 2011

Kevin Hearne - Między młotem a piorunem

„Część kolejna, nie ostatnia??”

„Między młotem a piorunem” to już trzecia książka wchodząca w skład „Kronik Żelaznego Druida” i kolejna odsłona przygód ulubionego i jedynego w swoim rodzaju (bo ostatniego) druida Atticusa O’Sullivana. Po tym jak rozgromił grupę niemieckich wiedźm, czekają go jeszcze dwa zadania – oba są równie niebezpieczne i wiążą się z wkurzeniem dosyć sporej grupy nordyckich Bogów.

Poprzednio Atticus obiecał za pewną drobną przysługę dokonać innej drobnej przysługi względem jednej wiedźmy, teraz przyszło mu wywiązać się z obietnicy. No więc wkradł się do Asgardu po jedno złote jabłko z ogrodu Idunn a przy tym jak zwykle wywołał spore zamieszanie. Oczywiście, to nie koniec jego kłopotów, gdyż jego kolejnym zadaniem był ponowny powrót do krainy Odyna w celu zabicia Thora a później ucieczka z miasta (w którym mieszka) i zatarcie za sobą wszelkich śladów. Jak się to wszystko potoczyło? Musicie dowiedzieć się sami.

Przede wszystkim muszę podkreślić, że jest to część, której nie da się zrozumieć bez znajomości części poprzednich. Autor po prostu darował sobie wszelkie retrospekcje i nawiązania do „Raz wiedźmie śmierć”. Następną zmianą jaka pojawia się w powieści jest ta zachodząca w głównym bohaterze – wiekowy druid zaczyna poważnieć i ma to też swoje odzwierciedlenie w sferze językowej powieści – nie jest już tak komicznie. Jednak powieść nadal trzyma poziom i jest świetną kontynuacją dwóch poprzednich tomów. Dostajemy też sporą dawkę rewelacyjnie opisanych miejsc, w których Atticus się pojawia. Autor przedstawia nam bliżej sylwetki innych bohaterów, jak np. wampira Leifa. Innymi słowy – „Między młotem a piorunem” po prostu trzeba przeczytać.

Myślę, że ta część jest skierowana już stricte dla miłośników serii. I co ciekawe, Kevin Hearne pozostawił znowu tak wiele wątków bez rozwiązania, że nie wydaje mi się aby obyło się bez kolejnego tomu.

Moja ocena: 5/6

Tytuł: Między młotem a piorunem
Seria: Kroniki Żelaznego Druida tom 3
Autor: Kevin Hearne
Ilość stron: 408
Wydawnictwo: Rebis 2011
 Książkę otrzymałam od i zrecenzowałam dla portalu KOSTNICA, serdecznie za nią dziękuje.

20 grudnia 2011

Jack Ketchum - Dziewczyna z sąsiedztwa

"Koszmar powinien być tylko koszmarem, rano kiedy się budzimy winien się kończyć, szczególnie kiedy jesteśmy dziećmi"

„Dziewczynę z sąsiedztwa” Jacka Ketchuma przedstawia się jako powieść grozy. Jednak moim zdaniem nie jest nią na pewno, bynajmniej nie w takim rozumieniu jakie znamy. Jest to raczej swoiste studium socjologiczno – psychologiczne społeczeństwa na przełomie lat 50-tych i 60-tych ewentualnie psychologiczny thriller – jakoś nie potrafię zawiesić tej książki pod plakietką „groza”. To pojęcie kojarzy mi się z rozrywką i „zabawą” a tego w tej powieści nie doświadczymy.

Jack Ketchum napisał „Dziewczynę z sąsiedztwa” zainspirowany prawdziwymi wydarzeniami – w 1965 roku w domu 37-letniej Gertrude Baniszewski odkryto zmasakrowane zwłoki 16-letniej Sylvii Likens. Baniszewski miała się opiekować nią i jej o rok młodszą siostrą, jednak tak się nie stało. Opiekunka zmieniła się w oprawcę i przez kilka tygodni torturowała (wraz ze swoimi dziećmi) dziewczynę, aż w końcu doprowadziła do jej śmierci. Można powiedzieć, że wydarzenia opisane w „Dziewczynie z sąsiedztwa” są luźną „wariacją” na temat tych rozegranych w domu Baniszewski – choć nie wiem czy słowo „wariacja” jest na miejscu. Generalnie zrecenzowanie takiej książki jest dosyć trudną sztuką. Ja jednak przyjmę, iż recenzuję i oceniam książkę a nie prawdziwe zdarzenia, dlatego mi będzie łatwiej.

Jest lato roku 1958 roku. Dziwne to czasy, dopiero 4 lata wcześniej zniesiono segregację rasową w szkołach, społeczeństwa nie są tak świadome jak teraz, mówi się: „jeśli rodzic uderzy dziecko, to pewnie dziecko sobie zasłużyło” i każdy pilnuje swojego podwórka. W takich to czasach zaczyna się opowieść dorosłego już Davida Moran'a, który w tamto ciepłe lato miał dwanaście lat i był niewinnym dzieckiem, przed którym świat stał otworem. David nie wiedział, że spotkanie z 14-letnią Meg odmieni tamte wakacje ale także całe dalsze życie chłopca. Meg wraz z chorą siostrą trafiły pod opiekę Ruth Chandler zaraz po tragicznej śmierci rodziców. Okazuje się, że Ruth zaczyna znęcać się nad dziewczynkami a jej głównym celem staje się Meg. Kobieta szczuje na dziewczynkę swoich trzech małoletnich synów a wkrótce dołączają do nich też dzieci z sąsiedztwa... a to prowadzi do tragedii.

Wszystkie wydarzenia obserwujemy oczyma Davida, który mimo że nie bierze udziału w całym tym akcie przemocy, jest jego biernym świadkiem. Świadkiem, którym targają sprzeczne emocje. Świadkiem, który poprzez swoje zagubienie sam stanie się ofiarą. Nie potrafię jednoznacznie ocenić jego zachowania. To były inne czasy - czasy kiedy dorosły był dorosłym a dziecko,  dzieckiem i nikim więcej. Wymagamy od niego przeciwstawienia się ale jest w tej historii przykład dorosłego, który również wydaje się być ślepy, nie bądźmy więc tak surowi w ocenie chłopca.

Muszę przyznać, że po przeczytaniu „Dziewczyny z sąsiedztwa” miałam ochotę rzucić tę książkę w kąt. Wydała mi się brudna, upaćkana krwią i fekaliami. Powieść jest obrzydliwa, pełna przemocy i ludzkiej głupoty. Czytając ją można odczuć wręcz fizyczny ból. Nie wiem czy to kwestia pióra Ketchuma czy po prostu wybrał taką tematykę, która chwyta czytelnika za serce, ale faktycznie udało mu się stworzyć historię przemawiającą do odbiorcy. Nie można autorowi odmówić umiejętności tworzenia odpowiedniego klimatu. Ja sama czułam się jak David – jak niemy widz i -Bóg mi świadkiem- czułam wstyd! Dlatego chyba tak szybko przeczytałam tę książkę, bo tak naprawdę chciałam jak najszybciej uciec z tamtego domu i tamtej piwnicy. Zastanawiam się jednak czy tylko Meg, Susan i David byli ofiarami? Przecież wszystkie dzieciaki biorące w tym udział tak naprawdę słuchały tylko dorosłego. Z drugiej strony uważam, że coś musiało być nie tak przynajmniej z połową z nich – jak przeczytacie o ich zabawie w „Grę” to zrozumiecie co mam namyśli.

Jeśli mam surowo spojrzeć na książkę jako lekturę to jest to świetna, trzymająca w napięciu i pozbawiona błędów powieść. „Dziewczynę z sąsiedztwa” czyta się szybko i w zasadzie nie można się od niej oderwać, chociaż czasem trzeba bo w człowieku się aż gotuje.

Tak naprawdę polecam tę powieść nie tym, którzy lubią się bać a tym których ciekawią meandry ludzkiej psychiki. Osoby, które wolą czytać lekkie i rozrywkowe książki poczują się nią przytłoczone. Zbyt młody czytelnik może się natomiast nabawić ciężkiego urazu. Zastanów się dwa razy zanim sięgniesz po „Dziewczynę z sąsiedztwa”, jednak kiedy już będziesz miał/a ją w domu wiedz, że nie pożałujesz spotkania "z nią".

Moja ocena: 5/6

Tytuł: Dziewczyna z sąsiedztwa
Autor: Jack Ketchum
Ilość stron: 300
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc 2011
Książkę dostałam od i zrecenzowałam dla portalu DUŻE KA, serdecznie za nią dziękuję.

18 grudnia 2011

Kevin Hearne - Raz wiedźmie śmierć

„Raz wiedźmie śmierć, czyli o tym jak bardzo niebezpieczne bywają kobiety i dlaczego nawet stary druid się ich boi”

Pamiętacie Atticusa O’Sullivana – wiekowego druida o ciele dwudziesto jedno letniego Irlandczyka, posiadającego moc większą niż niejedno bóstwo? Tak! Dokładnie tego samego, który w pierwszym tomie „Kronik Żelaznego Druida” wysłał do chrześcijańskiego piekła jednego z najpotężniejszych irlandzkich bogów, wprowadzając tym samym dosyć spory chaos w krainie Tir na Nóg. O tym jakie konsekwencje przyniosło to w jego życiu mówi drugi tom jego przygód pod tytułem „Raz wiedźmie śmierć”.

Atticus stał się po ostatnich wyczynach bardzo popularny. Wielu Bogów zgłasza się do niego po to by na specjalne zlecenie załatwił tego czy tamtego, przy czym najlepiej żeby zlecającego zostawił w spokoju. No i okazało się, że nikt nie lubi Thora, który okazuje się być bardzo osobliwym przypadkiem. Na domiar złego do jego miasteczka zmierzają bachantki, które mają ochotę urządzić sobie „malutką” orgietkę pod nosem samego druida, no i ktoś jak zwykle czyha na życie jego i jego polskich wiedźmich „przyjaciółek”. W to wszystko zostaje wplątany także rosyjski rabin, oraz grupa kilku demonów – nie może być nudno.

Fabuła jest pokrętna jak spowinowacenia bogów na greckim panteonie. Muszę przyznać, że ledwo nadążałam za wydarzeniami, lecz choć w tej części zapanował spory chaos to nie ustępuje ona pod względem jakości swojej poprzedniczce – jednak więcej tutaj akcji i kombinacji a trochę mniej tego urzekającego dowcipu. Jak w poprzedniej części autor prowadzi zgrabnie wszystkie wątki po to by na samym końcu spotkały się one na jednej drodze i razem doprowadziły do smakowitego i spektakularnego zakończenia. W „Raz wiedźmie śmierć” rozpoczynają się też pewne wątki, które dają pewność iż zostaną rozwiązane dopiero w ostatniej części owej trylogii. A zapowiada się bardzo ciekawie, bo jak myślicie komu przyjdzie wkurzyć cały Asgard?

Polecam tę pozycje wszystkim, którym spodobała się część pierwsza, a dodatkowo jeśli nie boicie się wyklęcia przez nasz polski kościół to będziecie mogli zapoznać się z trochę inną wizją Matki Boskiej, która mi osobiście bardzo przypadła do gustu. A słyszałam, że w trzeciej części będzie jeszcze bardziej bluźnierczo - ha ha ha.
Moja ocena: 5/6

Tytuł: Raz wiedźmie śmierć
Seria: Kroniki Żelaznego Druida tom 2
Autor: Kevin Hearne
Ilość stron: 400
Wydawnictwo: Rebis 2011
Książkę dostałam do recenzji od portalu KOSTNICA, dziękuję serdecznie.


Raymond E. Feist, Janny Wurts - Córka Imperium

„Kiedy los daje Ci cytryny zrób z nich lemoniadę – czyli o tym jak inteligencją i sprytem można wykaraskać się z najgorszych kłopotów”

Z twórczością Raymonda E. Feist’a spotkałam się wcześniej przy okazji czytania powieści „Lot nocnych jastrzębi”. Jednak „Córka Imperium” to dziecko autorskiego duetu wspomnianego wcześniej pisarza i Janny Wurts. Jestem raczej sceptyczką jeśli chodzi o powieści tworzone przez dwóch autorów, gdyż uważam, że mało który pisarz potrafi z powodzeniem współpracować z innym. „Córka Imperium” to wznowiona przez wydawnictwo Rebis pierwsza część trylogii rozgrywającej się w świecie Kelevanu.

Lord Acoma i jego syn, giną na wojnie. Ich śmierć nie była jednak przypadkowa – rozkazy jakie wydano stanowiły swoistą pułapkę, którą zastawił na nich lord Minwanabi. Jedyną dziedziczką rodu jest siedemnastoletnia Mara. Dziewczę jest niewinne i zupełnie nieświadome tego z czym przyjdzie jej się mierzyć przez następne kilka lat, w ciągu których dojrzeje i zrozumie co to honor, duma i intrygi politycznego świata. Na delikatne wprowadzenie w dorosłość nie ma czasu. Na jej życie czyha podstępny zabójca jej ojca i brata, jednak na arenie politycznej znajdzie się oprócz niego jeszcze kilku wrogów. Na szczęście nasza bohaterka oprócz niewinności posiada także bystry umysł oraz smykałkę do handlu i polityki. Zamiast łapać się w sidła starszych i bardziej doświadczonych przeciwników sama zastawia na nich pułapki a swoją dobrocią zaskarbia sobie sympatię wielu dzielnych osób, które będą jej wiernie towarzyszyć aż do samego końca.

Fabuła wydaje się być dość naiwna, jednak wrażenie jakie po sobie pozostawia wykreowany przez Feist’a i Wurts świat, nadaje tej powieści charakteru. Imperium w jakim dzieją się opisane wydarzenia ma swoje własne tradycje, swoje zwyczaje, obrzędy oraz wierzenia. Bohaterka jest bardzo dramatyczną postacią w której mieszają się wszystkie ziemskie pierwiastki. Mara jest krucha, ale także odważna, na tyle, że nie raz działa na granicy ryzyka. Jest ciepła i pełna miłości, jednak potrafi chłodno kalkulować swoje posunięcia nawet jeśli pionki jakimi prowadzi swoją grę, są ludźmi z krwi i kości. Wszystko to sprawia, że lekka i dosyć prosta fabuła nabiera rumieńców. Myślę, że gdyby ktokolwiek inny zajął się tworzeniem tej powieści to by poległ. Jednak Feist, jako rzemieślnik w swoim fachu napisał książkę na medal, i to złoty. Natomiast Wurts nadała tej powieści, kobiecej i nieco poetyckiej nuty. Innymi słowy zrobiła dobrze twórczości Raymonda Feist’a. Bardzo podoba mi się pisarskie połączenie tych dwojga.

Podglądałam wcześniejsze wydanie tej powieści i muszę przyznać, że Rebis tchnął w „Córkę Imperium” nowe życie. Okładka jest przyjemna dla oka i doskonale oddaje treść powieści. Do tego czcionka, jaką zadrukowane są kartki nie męczy oczu. Książka oczywiście zawiera parę minusów, nie są to jednak wady ani zbyt rzucające się w oczy ani też psujące zabawę z czytania. Moim zdaniem autorzy zastosowali dosyć ciekawy zabieg, mianowicie wprowadzali pewne wydarzenia do treści fabuły jednak wyjaśniali ich wprowadzenie dopiero później co nadawało autentyczności tajemnicy i intrydze zawartej w „Córce Imperium”. Ze swojej strony polecam, ja zakochałam się w historii Mara-anni, która zresztą plasuje się obecnie na początku listy moich ulubionych bohaterek literackich.

Moja ocena: 5/6

Tytuł: Córka Imperium
Trylogia: Imperium tom 1
Autor: Raymond E. Feist, Janny Wurts
Ilość stron: 380
Wydawnictwo: Rebis 2011
Książkę otrzymałam od portalu Paradoks, dziękuję! Pod tym adresem - TUTAJ - można znaleźć tę recenzję.

15 grudnia 2011

Robert Foryś - Z zimną krwią

„Zbrodnia ma wiele twarzy, zatem zapraszam do piekieł, by je poznać”
Książki wydawane przez wydawnictwo Fabryka Słów są specyficzne i mają wyjątkowy klimat. Sama jestem ich wielką fanką, gdyż Fabryka wydaje kilku z moich ulubionych pisarzy np. Grzędowicza, Piekarę i Komudę. Za sprawą powieści „Z zimną krwią” do tego zacnego grona dołączył niedawno Robert Foryś, który wydał już trzy książki nakładem tego wydawnictwa.

Akcja powieści toczy się w kontrowersyjnych politycznie czasach, kiedy to Polska przeżywała rozkwit edukacji i sztuki jednak znajdowała się pod ogromnymi wpływami carskiej Rosji. W Warszawie za panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego dochodzi do kilku tajemniczych morderstw, które łączy zostawiany przy trupach medalion z Wielką Nierządnicą. Do miasta zostaje wysłany rotmistrz Hieronim Woyski, którego Familia wytypowała na idealnego kandydata do rozwikłania zagadki tych brutalnych mordów. Pokładane w Woyskim wielkie nadzieje nie są bezpodstawne i wkrótce wpada on na trop… okrutnego szaleńca? Bluźnierczego kaznodziei? Lekarza pozbawionego skrupułów czy też człowieka uwikłanego w polityczne gierki? Któż jest mordercą?

Powieść jest napisana bardzo realistycznie. Świat wykreowany przez Forysia zdaje się nie odbiegać zbytnio od tego co możemy przeczytać w podręcznikach do historii. Jedynie sposób przedstawienia go jest inny – ciekawszy i bardziej przystępny. Język jakiego używa autor wbrew pozorom nie rożni się zbytnio od współczesnego – nie ma w nim niepotrzebnych archaizmów i nie jest wymuszony, przez co powieść czyta się płynnie. Natomiast sama intryga i kryminalna zagadka została rozpisana na piątkę z plusem. Wyjątkowo zarysowane charaktery bohaterów sprawiają, że przez te kilka godzin spędzonych przy lekturze naprawdę „żyjemy” ich życiem. Woyski jest postacią ciekawą – jest błyskotliwy i dumny choć daleko mu do puszenia się. Nie sposób go nie polubić. Jednak mi do gustu najbardziej przypadła postać jego sługi – choć jak wynika z treści książki to Ci dwaj są dla siebie bardziej jak bracia. Czerny, bo tak ma na imię służący i kompan głównego bohatera, to człowiek charakterny i również nie pozbawiony honoru. Nie wyobrażam sobie aby Woyski mógł wybrać sobie na towarzysza kogoś innego, obydwaj uzupełniają się idealnie.

Wydawnictwu jak zwykle należą się brawa za wydanie. Powieść jest „ubrana” w pięknie wykreowaną graficznie okładkę a gdzieniegdzie w książce pojawia się mała rycina „wisielczyków”, która idealnie oddaje klimat „Z zimną krwią”. Polecam!

Moja ocena: 5+/6

Tytuł: Z zimną krwią
Autor: Robert Foryś
Ilość stron: 360
Wydawnictwo: Fabryka Słów 2011

12 grudnia 2011

WYNIKI KONKURSU 1

Wyniki już są! Dziękuję za zainteresowanie :) Niestety dziś będzie bez zdjęć bo nie mam czasu naładować akumulatora w swoim aparacie :/ musicie mi wybaczyć i uwierzyć na słowo, że losowanie się odbyło :) Natomiast przy następnych konkursach zadbam o to, żeby mieć wszystko gotowe :)
Więc ZWYCIĘZCĄ audiobooka "Oksa Pollock" jest...

...

...Ola123 :)

Gratuluję! Zwyciężczynię, proszę o kontakt w komentarzu (napisanie swojego adresu mailowego) i na maila: oyl.olivia@gmail.com - proszę podać adres do wysyłki, najlepiej do końca tygodnia - inaczej robię kolejne losowanie! :)
Pozdrawiam Wszystkich! Postaram się zorganizować jeszcze jeden konkurs w tyg. między Świętami a Sylwestrem.

08 grudnia 2011

Nick Stone - Król mieczy

„Jeśli 'zabili go i uciekł' to tylko w Miami”

Nick Stone to pisarz znany z powieści „Pan Klarnet”, która została bardzo dobrze przyjęta przez czytelników w Polsce. „Król mieczy” to prequel wyżej wymienionej – tym, którzy jeszcze nie zaczęli swojej przygody z tym autorem, polecam zatem rozpocząć od tej drugiej.

Powieść rozpoczyna się w roku 1980 w Miami, kiedy miasto to stoi u progu ogromnego kryzysu – wciąż rosnąca przestępczość, wszechobecne narkotyki i prostytucja a prawdziwą władzę sprawują tzw. „kokainowi kowboje”, czyli mafia. W ogrodzie zoologicznym zostają znalezione zwłoki mężczyzny. Na miejsce zostają wezwani członkowie Oddziału Specjalnego Policji w Miami – Max Mingus i Joe Liston. Patolog odnajduje w żołądku denata tajemniczą miksturę oraz pociętą kartę tarota, tytułowego króla mieczy. To, co wydaje się rutynowym śledztwem okazuje się w ostateczności skomplikowaną sprawą, która na zawsze odmieni losy dwóch pospolitych gliniarzy.

Autor rewelacyjnie oddaje realia lat 80-tych, zasady panujące na ulicach oraz te obejmujące wyższe szczeble władzy. Nie ma tu niewinnych i „śnieżnobiałych” bohaterów nieskalanych grzechem. Każdy ma coś na sumieniu, w mniejszym bądź większym stopniu. Moją uwagę przykuły wiarygodne opisy rytuałów przywiezionych wprost z Haiti. Mrok, tajemnica i lekka nuta paranormalności zawitała na karty klasycznego kryminału. Niewątpliwie jest to powieść posiadająca bardzo ciekawą i dosyć charakterystyczną fabułę. Bohaterowie mają silne charaktery, jednak nie są pozbawieni słabości. Co ciekawe, historię a raczej jej fragmenty poznajemy oczami kilku osób i tu muszę wspomnieć o alfonsie Carmine, którego punkt widzenia bardzo mnie zaciekawił. Od początku do połowy książka pochłonęła mnie całkowicie i bez reszty. Później tempo zaczęło przyspieszać, jednak wraz z nim zaczęło się pojawiać bardzo dużo dygresji. Autor wprowadził tak wielu bohaterów i tyle odwołań do ich przeszłości i wspomnień, że sama się dziwię, iż się w nich nie pogubił. Nie pozwalało to niestety w stu procentach skupić się na głównym wątku fabuły i wprowadzało niemały zamęt. Można odnieść wrażenie, iż autor dodał te wszystkie niepotrzebne historie poboczne, abyśmy uwierzyli mu całkowicie. I to właśnie minus tej powieści, choć nie jest to minus dyskwalifikujący.

„Król mieczy” to niezmiernie intrygująca fabularnie powieść, która wciąga w świat pełen przemocy i niebezpieczeństwa. Choć momentami się dłuży to ogromnej liczbie osób z pewnością nie będzie to przeszkadzać. Na pewno nie poznacie tutaj współczesnej twarzy Miami pokazywanej, chociażby w serialu „CSI: Kryminalne zagadki Miami” – Miami Stone’a, to brutalny świat a nie raj na ziemi. Mocną stroną powieści jest jej tło historyczne i na to zwracam Wam szczególną uwagę. Jeśli jesteś czytelnikiem wymagającym, który dodatkowo lubi, kiedy powieść nie ma prostego i szybkiego zakończenia, ta książka jest napisana dla Ciebie. I ostrzegam! Powieść zawiera wiele krwawych momentów, więc warto uzbroić się w mocne nerwy bądź Nervosol.

Moja ocena: 4,5/6
Tytuł: Król mieczy
Autor: Nick Stone
Ilość stron: 672
Wydawnictwo: Zysk i s-ka
Data wydania: 14 czerwca 2011
Książkę otrzymałam od portalu Paradoks, dziękuję! Pod tym adresem - TUTAJ - można znaleźć tę recenzję.
Natomiast pod tym adresem - TUTAJ - można znaleźć recenzję "Króla mieczy" napisaną przez Annę Pawlak również dla portalu Paradoks.

05 grudnia 2011

KONKURS 1

Witajcie!!
Z okazji tego, że mamy niedługo koniec roku postanowiłam zorganizować najprostszy z możliwych konkursów. Jeśli macie ochotę na audiobooka ze zdjęcia poniżej wpiszcie "Biorę udział" w komentarzach poniżej. Macie czas do 11.12.2011 do 00.00 - losowanie (własnoręczne) zwycięzcy odbędzie się 12.12.2011  i tego samego dnia lub dzień później ogłoszę wyniki tutaj. Zachęcam więc was do brania udziału. Jeśli ten konkurs się powiedzie następne będą już stricte książkowe - papierowe :)

Kevin Hearne - Na psa urok

„Krew, pot i krew, czyli to co bogowie lubią najbardziej”

Atticus O’Sullivan jest bohaterem trylogii o nazwie „Kroniki Żelaznego Druida”, napisanej przez Kevina Hearne. Cały cykl należy do Urban fantasy. Muszę przyznać, że do tej pory miałam niewielki kontakt z tego typu literaturą, jednak spotkanie z „Na psa urok” było jak najbardziej udane i tym bardziej cieszy mnie fakt, iż niedługo będę miała okazję poznać dalsze losy Atticusa.

Atticus O’Sullivan to dwudziestokilkuletni mężczyzna o aparycji krzepkiego Irlandczyka (mrau!). Jednak skrywa on pewną tajemnicę. Pod powłoką młodego i przystojnego człowieka ukrywa się druid i to nie byle jaki – jest on ostatnim żyjącym druidem, do tego takim, który wzbudza powszechne zainteresowanie. Lata temu przywłaszczył on sobie pewien wyjątkowy miecz i tym samym zaskarbił sobie dozgonną nienawiść boga Celtów, który po latach poszukiwań postanowił wreszcie osobiście stawić się po swoją „zgubę”.

Fabuła powieści rysuje się bardzo prosto jednak taka nie jest. Jeśli wrzucimy do kotła garść magii, szklankę różnego typu Bogów i Bożków, łyżkę humoru i szczyptę akcji, dostaniemy właśnie urok w sam raz na psa. Książka jest bardzo zaskakująca a do tego lekka i dowcipna, dlatego tak szybko udało mi się ją pochłonąć.

Główny bohater jest niesamowicie arogancki ale jest też dowcipny i bardzo dojrzały, co równoważy tę pierwszą cechę. Dzięki temu udało mi się go bardzo polubić, ba! Wydał mi się na równi irytujący co intrygujący a jak wiadomo takie połączenie bywa bardzo… namiętne. Spodobała mi się także jego więź z uroczym wilczarzem Oberonem – ów pies wydał mi się niesamowicie przyjaznym i lojalnym towarzyszem. Mocną stroną powieści są jej bohaterowie – ci pierwszoplanowi jak i drugoplanowi. Natłok Bóstw dodaje tej lekturze pikanterii. Jedyne co mnie drażniło to fakt, iż Bogowie czasem wydawali się zbyt ludzcy. Jednak, któż z nas wie jacy są naprawdę?

Powieść jest szalenie współczesna i czyta się ją bardzo dobrze, zawiera kilka niewielkich błędów, które nie przeszkadzają jednak w jej odbiorze. Co więcej, książka „Na psa urok” naprawdę mnie rozbawiła. Znalazłam w niej kilka cytatów, które już dodałam na listę swoich ulubionych. Kiedy zaczęłam czytać tę pozycję miałam mieszane uczucia, mam jednak wrażenie, że musiałam się przestawić na specyficzny i bardzo luźny styl autora i kiedy wreszcie to pojęłam, powieść zaczęła mi dawać samą radość. Fabuła jest ciekawa, dobrze poprowadzona i dosyć zaskakująca. W treści dużo się dzieje a sytuacja głównego bohatera zmienia się z minuty na minutę.

Jestem przekonana, że pokochacie przygody Atticusa. Polecam „Na psa urok”! Naprawdę jest to powieść, która robi ogromne wrażenie i od której nie sposób się oderwać. Zapewniam, że po przeczytaniu tej powieści będziecie inaczej patrzeć na wrony i psy, każdy prawnik będzie dla Was prawdziwym „krwiopijcą” a ponętne dziewczyny, zaczniecie podejrzewać o opętanie przez jakąś nieznaną wam Boginię.

Moja ocena: 5/6

Tytuł: Na psa urok
Autor: Kevin Hearne
Ilość stron: 296
Wydawnictwo: Rebis 2011
Książkę otrzymałam od portalu KOSTNICA. Serdecznie za nią dziękuję.

01 grudnia 2011

Reyes Calderon - Akta Canaimy

„Nudne cyferki i liczby ubrane w intrygę wszechczasów – teoria spiskowa na najwyższym poziomie”

Reyes Calderon jest doktorem ekonomii i filozofii. Zawodowo zajmuje się polityką dobrego zarządzania i przeciwdziałania korupcji… i pisze książki! Muszę przyznać, że bardzo niechętnie sięgnęłam po powieść owej pani zatytułowaną „Akta Canaimy”. Oczywiście, już nie pierwszy raz przekonuje się, iż nie należy oceniać książki po okładce, treści po informacjach od wydawcy, a pisarza po jego wykonywanym zawodzie. Przede wszystkim byłam przekonana, że ekonomistka i do tego specjalistka od zarządzania i przeciwdziałania korupcji, będzie dobra w pisaniu sobie tylko potrzebnych przemówień i wystąpień jednak daleko jej będzie do piękna płynności języka literatury. Jak się okazuje jednak polityka wcale nie jest nudna, a wszelkie intrygi uknute na wysokich szczeblach władz Światowych Instytucji itp., mogą zostać opisane w sposób przystępny i ciekawy.

Dolores MacHor poprzez totalny zbieg okoliczności zostaje wplątana w intrygę. Nie wiadomo, kto jest zamieszany w tę międzynarodową aferę korupcyjną, wszystko wskazuje jednak na to, że są to ludzie bardzo wysoko postawieni. A jak wiadomo, jeśli nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze. Przy okazji rezolutna Dolores – Lola, jest sędziną. Jako przedstawicielka „ślepej sprawiedliwości”, mimo iż zdaje sobie sprawę z tego jak ogromne niebezpieczeństwo grozi jej i jej bliskim, podejmuje się ona rozwiązania tej zagadki. Choć z początku mamy wrażenie, że pechowa sędzia MacHor wpadła w tę sieć jak mucha w sidła pająka, to z czasem okazuje się, że jej ognisto rude włosy świadczą także o jej charakterze. Jest to bohaterka pewna siebie, władcza a przy tym niesamowicie inteligentna.

Powieść zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Kiedy już w końcu zabrałam się za nią, to nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęły mi się kończyć kartki. Mimo tematyki, jaka jest ukazana w tej powieści, to zagadnienia korupcji, machlojki budowlane i inne tego typu trudne zagadnienia są wyjaśnione przystępnym językiem, tak więc sama treść nie sprawia wielu problemów przy odbiorze. Możecie mi uwierzyć, czytałam wiele książek dotykających błahszych problemów, przez które jednak ciężko było przebrnąć. Ta książka jest inna – ciekawa i treściwa, a przy okazji nie znalazłam w niej ani jednego elementu, który byłby zbędny. Tak żebyśmy się dobrze zrozumieli, nie twierdze jednak, że książka „Akta Canaimy”, jest prosta w przekazie… o nie! Jest to książka posiadająca ukryte dno, wbrew pozorom opowiada o wielu innych sprawach, niż tylko walka z korupcją.

Brakuje mi jedynie odrobiny serca, które Wydawnictwo Muza mogło włożyć w wydanie tej książki. Wcale nie obraziłabym się na sztywną oprawę, która nadałaby odpowiedniej elegancji i fasonu tak poważnej powieści. Jednak przecież nie to, jak danie jest podane, a to jak jest przyrządzone sprawia, iż możemy dać się ponieść wyrafinowanym smakom i najeść do syta. Dla Pani Reyes Calderon ode mnie głębokie ukłony i brawa! Jednak odradzam Akta Canaimy wszystkim, którzy uważają, że książka ma jedynie bawić, a jej treść powinna być łatwa i lekka. Powieść ta łatwa i lekka nie jest i z pewnością zadowoli wszystkich, którzy lubią używać głowy czytając.

Moja ocena: 5/6

Tytuł: Akta Canaimy
Autor: Reyes Calderon
Ilość stron: 480
Wydawnictwo: Muza SA
Data wydania: Marzec 2011

30 listopada 2011

Najlepsze recenzje listopada

No i czas nadszedł na kolejne recenzje tym razem moje serce zdobyły właśnie te:

http://anek7.blogspot.com/2011/11/z-tymi-zodziejami-nie-warto-zadzierac.html

http://kasandra-85.blogspot.com/2011/11/czarny-wygon-soneczna-dolina-i.html

http://myslodsiewniaksiazkowa.blogspot.com/2011/11/sasiad-lisa-gardner.html

http://zwiedzamwszechswiat.blogspot.com/2011/11/sukkub.html

http://today1.blog.onet.pl/2,ID439378863,SL439485737,index.html

http://czytankimadlen.blogspot.com/2011/11/spokojnie-to-tylko-miosc-dominika.html

Coraz trudniej mi wybierać tylko kilka bo coraz więcej waszych blogów odwiedzam i coraz więcej piszecie, ale w tym miesiącu te najbardziej zapadły mi w pamięć :)
Pozdrawiam serdecznie :):)

Piotr Rowicki - Fatum

„Czarujący siedemnastowieczny Gdańsk, czy raczej Gdańsk rozczarowujący?” 

„Fatum” to zbiór dziesięciu opowiadań osadzonych w siedemnastowiecznym Gdańsku. Piotr Rowicki postanowił uraczyć czytelników historiami o zbrodni, która tutaj ma wiele twarzy. Szczerzę muszę przyznać, że absolutnie nie potrafiłam sobie wyobrazić barokowego Gdańska ale chciałabym, żeby wyglądał tak jak opisał go autor „Fatum”
Nie można Rowickiemu odmówić umiejętności budowania i przedstawiania świata w realiach, którego osadza swoje historie. Nie można też przyznać, że brak mu talentu i lekkości pióra. Podobało mi się również, że zna różnicę miedzy powieścią i opowiadaniem – umie tak wyważyć treść, żeby opowiadania nie sprawiały wrażenia zbyt długich lub też zbyt powierzchownych i pośpiesznie kończonych. Jego historie doskonale trzymały się swojej roli – ot, ciekawie skrojone opowiastki z puentą. Jednak, czy to wystarczy?
Otóż, muszę przyznać, że mi nie wystarczyło. Ja się trochę zawiodłam, choć to chyba moja wina. Bardzo wysoko ustawiłam poprzeczkę dla tej książki, a ona ledwo musnęła ją „kolanem”. Opowiadania na szczęście są względem siebie równe, co nie zmienia faktu, że wszystkie trzymają ten sam – przeciętny – poziom. Chociaż, znalazłam w tej antologii kilka opowiadań, które mogę uznać za takie malutkie perełki np. „Czerwony Kapturek” – piękne odniesienie baśni do rzeczywistości, „Homer” – zaskakujące, czy też „Eliasz Eggert – opowieść mordercy” – opowiadanie napisane z ogromnym polotem jednak lekko rozczarowujące na końcu.
Jednak musze zwrócić uwagę na fakt, że głównym bohaterem powieści ma być i jest Gdańsk – ze swoim specyficznym nadmorskim klimatem i malowniczą przestrzenią. Faktycznie autorowi udało się ukazać w stu procentach to miasto. Chociaż, ja uwielbiałam Gdańsk i bez tego, ale teraz to uczucie jest jeszcze silniejsze. Kocham to zatęchłe i kolorowe, choć szaro-bure miasto.
Tak więc jedyna odpowiedź, na pytanie zawarte w temacie, jaka ciśnie mi się na usta to: Gdańsk czaruje, rozczarowuje trochę cała reszta. Jednak polecam każdemu fanowi groteski i kryminału zapoznanie się z opowiadaniami zawartymi w „Fatum” i ostrzegam nie nastawiajcie się na fajerwerki. Jeśli zachowacie umiar w swoich oczekiwaniach to możecie spędzić bardzo przyjemną, choć krótką chwilę przy opowieściach snutych przez Piotra Rowickiego. I tego Wam życzę.

Moja ocena: 3+/6

Tytuł: Fatum
Autor: Piotr Rowicki
Ilość stron: 240
Wydawnictwo: Oficynka 2011

21 listopada 2011

Carrie Ryan - Las zębów i rąk

„Głęboka i metafizyczna książka z zombie w tle… można? A no można!” 

Muszę przyznać, że z książką Carrie Ryan „Las zębów i rąk” przeżyłam, jak to mówią, „miłość od pierwszego spojrzenia”. Po prostu wiedziałam, że zakocham się w tej historii, bez względu na to jaka będzie i jak mnie potraktuje. Tak więc, zakładam, że jestem absolutnie nieobiektywna bo zadziałały tutaj jakieś czary albo prawdziwa strzała Amora. Mimo wszystko, pozwolę sobie jednak opowiedzieć Wam o moich odczuciach.
Mary, to młoda dziewczyna mieszkająca w zamkniętej osadzie otoczonej zewsząd niekończącym się „lasem zębów i rąk”. Nie poznała ona innego życia i innego świata, a jedynym jej kontaktem z zamierzchłą przeszłością są historie opowiadane jej przez matkę. Opowieści na temat budynków wyższych niż drzewa, o ogromnej przestrzeni wypełnionej wodą, czyli o oceanie itp.  Dziewczyna wierzy, że jej osada nie jest jedyną, że jest coś więcej poza lasem i żyje marzeniami o tamtym świecie, mimo tego, iż to co zna to rzeczywistość pełna Nieuświeconych – czyli zmarłych, którzy powrócili pełni głodu i pragnienia ludzkiego mięsa. Dlatego ludzie mieszkają w tej enklawie, którą rządzi Siostrzeństwo i Strażnicy. Jednak Mary to nie wystarcza, a pewnego dnia zostaje ona zmuszona by wyruszyć po odpowiedzi na dręczące ją pytania. Mam nadzieje, że sami dowiecie się co z tego wyniknie…
Myślę, że z pełną świadomością mogę stwierdzić, iż „Las zębów i rąk” to najlepiej skonstruowana post-apokaliptyczna książka o zombie jaką do tej pory czytałam, a czytałam ich przynajmniej kilka. Świat wykreowany przez autorkę jest tak realny, że wsiąknęłam w niego absolutnie. Uwierzyłam, w tę osadę, w jej mieszkańców, w Nieuświęconych i w marzenia Mary. Styl autorki jest bardzo lekki, a wybór opisu świata oczyma Mary był wyśmienitym pomysłem, gdyż doskonale możemy poczuć jak wygląda życie jej i całej otoczonej siatką wioski. Malutkim mankamentem jest kilka „tyci” literówek, które znalazłam w tekście ale można na to przymknąć oko. Akcja powieści jest wartka. Jeśli nie mamy walki z zombie, to mamy kocioł myśli kłębiących się w głowie Mary, tak więc nie można się znudzić. No i ta okładka! Doskonale oddaje klimat książki – DO-SKO-NA-LE!
Uważam, że nie pomylę się mówiąc, iż „Las zębów i rąk” nie jest typową powieścią dla młodzieży. Ciężko jest tak naprawdę określić grupę odbiorców, którym przeznaczona jest ta książka. W zasadzie, każdy komu nie przeszkadzają jęczące w koło zombiaki, może sięgnąć po nią i zanurzyć się w tym fantastycznym świecie. Dla mnie „Las zębów i rąk” jest opowieścią o dojrzewaniu, o miłości i o podążaniu za marzeniami – a niewiele takich historii się obecnie przedstawia. Powieść jest pełna napięcia, jest mroczna i przerażająca, jednak to co w niej piękne to fakt, iż wzbudza te emocje nie poprzez brutalne i pełne krwi opisy, a poprzez subtelne i umiejętne dobieranie słów oraz granie na krawędzi ludzkiej wyobraźni. Związek miedzy głównymi bohaterami jest niebanalny a wybory podejmowane przez główną bohaterkę, choć niektórych mogą drażnić lub wydać się irracjonalne, to jednak są słuszne – podąża ona za głosem swego serca. Robi to, czego tak wielu z nas, mimo możliwości, bardzo się boi. Ja polubiłam główną bohaterkę i mam nadzieje, że choć na chwilę spotkam ją w drugim tomie tej niesamowicie wciągającej trylogii.

Moja ocena 6/6

Tytuł: Las zębów i rąk
Autor: Carrie Ryan
Ilość stron: 348
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc 2011
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Papierowy Księżyc i serdecznie (naprawdę bardzo!) za nią dziękuję!!

17 listopada 2011

J.D. Bujak - Lista

„Złe dobrego początki” 

Po raz pierwszy z J.D. Bujak spotkałam się poprzez szalenie pochlebne recenzje na temat jej powieści „Spadek”. Kiedy więc okazało się, że w moje ręce wpadł jej debiut literacki pod tytułem „Lista” byłam bardzo ciekawa co w twórczości tej autorki urzekło czytelników. Teraz, kiedy jestem już zaznajomiona z lekturą, mam mieszane uczucia.
Mateusz to młody architekt. Pewnego dnia odbiera w pracy maila z nieznanego adresu. Wiadomość zawiera jedynie imię i nazwisko jakiejś kobiety. Choć wydaje mu się to dziwne to jednak nie wzbudza jeszcze jego niepokoju. Jednak ten pojawia się, gdy okazuje się, że owa kobieta z maila została tego samego dnia brutalnie zamordowana. Jednak Mateusz autentycznie traci grunt pod nogami dopiero wtedy kiedy dostaje dwie kolejne wiadomości o podobnej treści a do jego drzwi puka nieznajoma, która jak się okazuje dysponuje kompletną listą nazwisk osób, które pewien niezrównoważony człowiek upatrzył sobie na ofiary. Co więcej okazuje się, że i ona i on znajdują się na owej liście. Od tej pory młodzi rozpoczynają szaloną i niebezpieczną grę z mordercą.
Książka jest przede wszystkim nierówna i dziurawa jak polskie drogi. Jednak wraz z rozwojem akcji autorka nabiera pewności siebie, co ewidentnie przekłada się na jakość jej powieści. Tak więc, mimo kiepskiego początku, zakończenie jest zadowalające. Choć pisarka widocznie zagalopowała się w swym szczęściu kończąc „Listę” i uraczyła czytelników bajecznie słodkim i polanym lukrem „epilożkiem”. Lektura ta zawiera masę błędów językowych i logicznych. Bohaterowie są słabo zarysowani i tak naprawdę ciężko się z nimi utożsamić, jednak całą sytuację J.D. Bujak opisała na tyle ciekawie, że dało się wyczuć emocje i napięcie kierujące głównymi postaciami. Wykreowanie świata przedstawionego nie zajęło pisarce zbyt wiele czasu, gdyż w książce raczej brak jakichkolwiek wątków pobocznych oraz wydumanych opisów, jednak dzięki temu czyta się ją zaskakująco szybko. Natomiast rażą w oczy, czasem absolutnie abstrakcyjne dialogi i zachowania bohaterów.
Pomimo tych wszystkich błędów, bzdurek i nielogicznych szczegółów to jednak książka mnie wciągnęła i przyznam, że nie mogłam spokojnie wysiedzieć w miejscu, oczekując w napięciu na zakończenie. Z racji tego iż to debiut autorki to nie chcę być zbyt surowa w ocenie. Uważam, że wiele błędów nie wyniknęło z winy samej twórczyni (nadal uważam, że nic nie przebije fatalnej „Grzechotki” J. Jodełki). Polecam książkę wielbicielom talentu J.D. Bujak. Tym, którzy zaczynają przygodę z polską powieścią kryminalną, także zachęcam do sięgnięcia po „Listę”, gdyż powieść jak pisałam czyta się szybko (tak szybko, że na szczęście nie zdąży zmęczyć). Natomiast bardziej wymagający czytelnicy mogą potraktować tę książkę jako przystawkę, niestety niezbyt sycącą.

Moja ocena: 3+/6

Tytuł: Lista
Autor: J.D. Bujak
Ilość stron: 262
Wydawnictwo: Novea Res 2009

11 listopada 2011

Wolfgang Hohlbein - Thor.Saga Asgard

„Bogowie muszą być szaleni” 

Wierzenia i mitologie są bardzo plastycznym i wdzięcznym tworem do przerabiania na specjalne okazje. Taką to okazją dla niemieckiego autora Wolfganga Hohlbeina było tworzenie „Sagi Asgard”. I choć pisarze pochodzący z sąsiadującego z nami kraju z za Odry nie specjalnie mnie kuszą, to po książkę „Thor.Saga Asgard” sięgnęłam z nieukrywaną ciekawością. Mogę rzec, że ani ja ani książka nie wyszłyśmy obronną ręką z tej potyczki.
Książkę rozpoczyna wielka zamieć – pośród śnieżnych wiatrów budzi się mężczyzna. Ów mąż stracił pamięć, nie wie gdzie się znajduje i co się stało. Otoczony stadem wilków, rozpoczyna rozpaczliwą walkę o życie, którą przegrałby, gdyby nie wielki basior, który pojawia się niespodziewanie i odgania resztę wilków a następnie znika niespodziewanie jak się pojawił. Bohater wyrusza więc w byle którą stronę licząc na jakiś ratunek, nieoczekiwanie dla siebie, sam staje się wybawcą pewnej rodziny, która również podążając przez tą śnieżną pustynię staje oko w oko z niebezpieczeństwem. Tak zaczyna się historia Thora – Boga, który zamieszkał wśród ludzi i Boga, który sam był człowiekiem.
W zasadzie w całej książce chodzi o to, że bohater próbuje odkryć swoje prawdziwe pochodzenie. Jego towarzyszką staje się Urd – piękna kobieta ocalona ze śnieżycy oraz dwójka jej dzieci, czyli Elenia i Lif. W miarę rozwoju akcji pojawiają się kolejne elementy układanki, które składają się w całość dopiero na sam koniec i choć sprawia to wrażenie tajemnicy to niestety wieje też dłużyzną i momentami chaosem.
Powieść jest bardzo nierówna. Mamy rewelacyjne opisy bitew i pojedynków, dosyć ciekawie zarysowaną intrygę  a do tego całkiem zaskakujące zwroty akcji, z drugiej strony przytłaczają płytkie i niezrozumiałe dialogi, szerokie i jałowe jak stepy opisy krajobrazów oraz bezmyślne zachowania bohaterów. Dlatego też książka wciąga tak samo mocno jak irytuje. Thor jak na postać posiadającą wyjątkowe zdolności jest wyjątkowo mało błyskotliwy, żeby nie rzec tępy. Moim największym rozczarowaniem była natomiast Urd, którą bardzo polubiłam i która przeszła w ciągu 800 stron tak wielką metamorfozę, że na samym końcu szczęka mi opadła i brakło mi słów – jeśli tak przedstawia się kobiety w literaturze to już rozumiem czemu panowie się nas boją.
Ciężko jest określić tak naprawdę jaka jest ta powieść. Mamy dobrze opisany wątek miłosny, ciekawe opisy walk i fabułę, którą autor wykorzystał na 70%, tak więc nie jest źle. Pochwała należy się Miłoszowi Urbanowi, który przetłumaczył to tomisko i przy tym nie popełnił większych błędów i nie stworzył zdań zawiłych jak sama treść powieści. Minusem jest niestety okładka, która po prostu jest słaba - nie przykuwa uwagi, a do tego jest miękka, a wszyscy chyba wiemy co oznacza duża ilość stron i miękki grzbiet?
Mimo wszystko, po tym co napisałam, twierdzę, że „Thor.Saga Asgard” to powieść godna zauważenia i godna przeczytania. Należy też pamiętać, iż jest to jedynie wstęp do całej sagi, tak więc już samo to może wskazywać na dalszy i lepszy rozwój akcji. Ja na pewno sięgnę po kolejny tom, chociażby dlatego, że zżyłam się już z bohaterami tej powieści choć są oni często nielogiczni, niezrozumiali i pełni wad jak to ludzie

Moja ocena: 4/6

Tytuł: Thor.Saga Asgard
Autor: Wolfgang Hohlbein
Ilość stron: 829
Wydawnictwo: Telbit 2011
Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Telbit. Serdecznie za nią dziękuję.