31 marca 2014

Stephen E. Ambrose - Obywatele w mundurach. 7 czerwca 1944 – 7 maja 1945. Od plaż Normandii do Berlina.

Kompania braci to jeden z najbardziej znanych seriali wojennych. Większość jego miłośników zdaje sobie sprawę z tego, że główni producenci, czyli Tom Hanks i Stephen Spielberg przy jego realizacji garściami czerpali z książki autorstwa Stephena E. Ambrose’a pod tym samym tytułem. To właśnie tą publikacją autor zaskarbił sobie szacunek oraz sympatię wielu fanów historii II wojny światowej. Obywatele w mundurach to kolejna obowiązkowa pozycja dla każdego fascynata tej tematyki. W Polsce książka ukazała się, tak samo jak np. D-Day, czy też wspomniana już Kompania braci, za sprawą, specjalizującego się w publikacjach około-historycznych, wydawnictwa Magnum.

Obywatele w mundurach stanowią kontynuację D-Day, tak więc w książce opisane zostały działania wojenne mające miejsce na froncie zachodnim w latach od 1944 roku do 1945 roku, z wyłączeniem lądowania w Normandii, które przedstawione jest w Obywatelach jedynie pobieżnie.  Ważnym elementem tego tekstu jest przedstawienie większości opisywanych wydarzeń z punktu widzenia wszystkich walczących stron, w tym także wrogiej – niemieckiej. I choć w treści przeważają fragmenty prezentujące strategię, wykorzystanie machin wojennych oraz ich mocne i słabe strony, sylwetki postaci które odegrały bardzo ważną rolę w przebiegu walk to wyraźnie widać, że Ambrose postanowił skupić uwagę czytelników na emocjach towarzyszących decyzjom podejmowanym na froncie i odczuciach związanych z braniem udziału w morderczych i wyczerpujących walkach. Autor niczym zjawa towarzyszy szeregowym żołnierzom w okopach, generałom w sztabach, młodym chłopcom, którym wepchnięto w ręce broń oraz weteranom, którym ciężko było się z nią rozstać, a wszystko to co udało mu się zaobserwować przedstawił przepięknym i barwnym językiem.

Książka została napisana z rozmachem, ale niesamowicie prosty, a przez to przystępny styl Ambrose’a sprawia, że ogrom informacji w niej zawarty nie sprawia trudności. Co więcej, odpowiednie wyważenie treści, doskonale i taktowanie dobrane cytaty pozwalają na szybkie przyswojenie sobie wiedzy na temat wszelkich aspektów II wojny światowej.

Obywatele w mundurach to książka popularyzująca naukę, zresztą sam autor przyznawał, że nie uważa jej za publikację stricte naukową. To bardzo ważne, że powstają właśnie takie książki, które oprócz niesamowicie rzetelnych i skrupulatnie zbieranych informacji posiadają także duszę. Ambrose tworzy jedną wielką opowieść o amerykańskiej armii z setek, a nawet tysięcy drobnych względnie nic nie znaczących opowieści pojedynczych anonimowych żołnierzy. Tym samym nadaje tym ludziom twarze i sprawia, że stają się dla czytelników bliscy niczym bracia.

Nikogo nie powinno zdziwić natomiast patetyczne podejście do opisywanych przez Ambrose’a Amerykanów. Choć może ono drażnić, stanowi stały element składający się na jego niesamowity talent. Wyraźnie daje się odczuć, że historyk swoje książki tworzył z potrzeby serca, a nie dla poklasku. Nic więc dziwnego, że pisze o amerykańskich chłopcach w sposób, który wzruszał zapewne jego samego.

Polecam Obywateli w mundurach każdemu czytelnikowi, którego zachwyciła Kompania braci oraz wszystkim tym, którzy chcą ujrzeć ludzką twarz wojny – gdyż właśnie w dramatycznych losach milionów zwykłych żołnierzy należy się jej doszukiwać, ponieważ każdy z nich był czyimś synem, bratem, mężem – bez względu na stronę po której walczył.

Na plus:
+ przyjazny i prosty styl narracji
+ przedstawienie wielu punktów widzenia
+ zajęcie się każdym aspektem dotyczącym II wojny światowej
+ archiwalne zdjęcia
+ świetnie dobrane cytaty
+ cena
+ wydanie

Na minus:
- patetyzm odnoszący się do żołnierzy amerykańskiej armii (niektórych, może to drażnić)

Ocena: 6/6

Tytuł: Obywatele w mundurach. 7 czerwca 1944 – 7 maja 1945. Od plaż Normandii do Berlina.
Autor: Stephen E. Ambrose
Tłumacz: Janina Kumaniecka
                                                          Liczba stron: 608
Wydawnictwo: Magnum 2014 (wydanie II)
Cena: 42,90 zł


29 marca 2014

Michał Kruszona - Kawior astrachański

Michał Kruszona dał się poznać wielu czytelnikom jako pasjonat podróży, a przy tym opowieści o wielokulturowości narodów. Jego publikacje nie opowiadają o najbardziej popularnych turystycznie krainach, ale o tych mniej znanych, za to bardziej tajemniczych. Kawior astrachański jest jego najnowszą książką, tym razem ocierającą się o kilka gatunków, bowiem jak wskazuje nota na okładce jest to podróż kryminalno-kulinarna. Osobiście dodałabym do tego opisu jeszcze opowieść historyczno-obyczajową. W tym momencie warto zapytać, czy takie połączenie może wyjść lekturze na dobre? Odpowiedź nie jest jednak prosta, gdyż, moim skromnym zdaniem, taka kompilacja ma rację bytu i może znaleźć swoich odbiorców, ale przy jej tworzeniu autor musi wykazać się nie lada umiejętnościami doboru odpowiedniej ilości informacji, aby nie przesadzić w żadnym kierunku. W przypadku Kawioru astrachańskiego równowaga ta niestety została zachwiana, a opowieść kryminalną przyćmiły elementy charakterystyczne dla książki podróżniczej. Dowiedzmy się jednak nieco więcej na temat fabuły.

Okoń to były płatny zabójca, który próbuje zacząć żyć od nowa, dlatego też ucieka z Polski i ukrywa się w rosyjskim mieście Astrachaniu. Po cichu liczy, że właśnie tam uda mu się ukryć przed byłymi zleceniodawcami oraz polującą na niego policją. Niestety, za ludźmi takimi jak on nieszczęście podąży wszędzie. Okoń wplątuje się w kolejne ciemne interesy, które ściągną na niego jeszcze większe niebezpieczeństwo niż to, przed którym uciekł z ojczyzny.

Połączenie historii kryminalnej oraz quasi-reportażu jest pierwszym (upublicznionym?) literackim eksperymentem gatunkowym Michała Kruszony. Czy udanym? Niestety, nie za bardzo. Z całą pewnością książka zyskałaby na wartości, gdyby zdecydował się opisać po prostu astrachańskie obyczaje oraz typową dla tamtego regionu kuchnię. A tak powstała, co prawda nietypowa, ale dość trudna w odbiorze powieść bez konkretnego motywu przewodniego. Fabuła Kawioru astrachańskiego może i byłaby wciągająca, ale wszechobecne opisy historii, gastronomii, obyczajów itd. wybijają z rytmu i nie pozwalają się skupić na historii Okonia. Gdyby opisów tych było mniej i byłyby bardziej skąpe z całą pewnością ich jestestwo w treści książki byłoby bardziej wiarygodne.

Gdyby książkę odpowiednio rozdzielić pod względem treści na kryminał oraz reportaż i nad każdą z części odpowiednio popracować z pewnością obydwa tytuły miałyby szanse zaistnieć. Jednak w takiej formie Kawior astrachański jest książką męczącą. Tytuł ten nie zyskuje także na atrakcyjności przez wzgląd na wydanie – okładka jest brzydka, drobny druk odstrasza nawet tych czytelników, którzy mają całkiem dobry wzrok, a kiepska jakość wydruku sprawia, że zdjęcia nie wyglądają profesjonalnie.

Cóż, nawet najlepszemu pisarzowi w całym dorobku pracy może się zdarzyć literacki koszmarek. Michał Kruszona jest wybitnym autorem książek podróżniczych i być może właśnie przy ich tworzeniu powinien pozostać, albo wyciągnąć odpowiednie wnioski przed zabraniem się za kolejny pisarski eksperyment.

Na plus:
+ odwaga przy podjęciu takiego eksperymentu
+ postać Okonia (bohater daje się polubić)
+ gdyby oddzielić od siebie kryminał i część podróżniczą to każda z nich byłaby ciekawa

Na minus:
- natłok informacji typowych dla książki podróżniczej
- brak płynności w prowadzeniu fabuły kryminału
- pewne fakty historyczne/kulinarne brzmiały nienaturalnie w ustach bohatera (poziom jego wiedzy na niektóre tematy wydawał się zbyt wysoki)
- wydanie (jako całość)
- cena!

Ocena: 3/6

Tytuł: Kawior astrachański
Autor: Michał Kruszona
Liczba stron: 264
Wydawnictwo: Tamaryn, Edipresse Wydawnictwo
Cena: 39,90 zł

27 marca 2014

Słuchowiska od Sound Tropez

Dziś chciałabym przypomnieć Wam dwa wyśmienite słuchowiska, z którymi miałam okazję się zapoznać. Mowa oczywiście o Żywych trupach - I i II oraz III i IV :)

Moje wrażenia po odsłuchaniu powyższych można poznać klikając na rzymskie cyferki :)

Jednak studio Sound Tropez nie śpi i ma w zanadrzu kolejne produkcje m.in. Conan Barbarzyńska czy też Thorgal - YuTabe z nagrań :)

Nie jestem fanką audiobooków. Nie potrafię się w nie wczuć, brakuje mi szelestu stron itd. ale słuchowiska... słuchowiska to co innego :) Pierwszy raz wydaje mi się, że powstało coś co nie odbiega tak daleko od literatury, a jednak posiada jej magię i może ją z dumą wspierać :)

A więc audiobooki i e-booki fuj, słuchowiska - jes, jes, jes :) - to oczywiście moja opinia :)


24 marca 2014

Eva Weaver - Lalki z getta

Wydaje mi się, że rynek książki jest już przesycony literaturą dotyczącą wydarzeń z II wojny światowej. Powstała i nadal powstaje masa publikacji, które mają czytelnikom przybliżyć emocje związane z tą ogromną tragedią. Większość z nich to naprawdę dobre biografie, teksty naukowe czy też powieści ale zdarzają się też książki słabe, w których nieznający historii autor mija się z niektórymi faktami i tworzy nijaką fabułę, niknącą wśród naprawdę genialnych opowieści wojennych. Taką właśnie książką jest powieść Evy Weaver Lalki z getta.

Podczas pierwszych dni II wojny światowej w Warszawie mały Żyd Mika, dziedziczy po tragicznie zmarłym dziadku płaszcz. Okazuje się, że obszerna część garderoby kryje w sobie masę tajemnych kieszeni, w których mieszkają pacynki, które także należały do ukochanego dziadka. Chłopiec odkrywa w sobie niesamowity talent, który pozwala mu chociaż na chwilę zapomnieć o dramacie, jaki dotknął jego rodzinę oraz wielu innych mieszkańców stolicy Polski.
Drugą część książki wypełniają wspomnienia niemieckiego żołnierza przebywającego w rosyjskim gułagu. Autorce zależało więc na ukazaniu drugiego punktu widzenia. Spoiwem łączącym obie części tej książki są oczywiście lalki.

Wielu czytelników zachwyciło się fabułą Lalek z getta mnie jednak zirytowały opisy pierwszych dni wojny w Warszawie, z którymi nie jestem w stanie się zgodzić. Autorka rozśmieszyła mnie fragmentem, w którym mały Mika ubolewa nad faktem szarży kawalerii polskiej na niemieckie czołgi – takich kwiatków w treści książki jest więcej (kolejny przykład: po powstaniu w gettcie, główny bohater ucieka kanałami na aryjską stronę W MAJU 1942 roku [sic!]). Naprawdę radzę autorce przeczytać kilka poważnych publikacji na temat II wojny światowej – najlepiej nie rodzimych historyków…

Natomiast co do fikcyjnej fabuły powieści to niestety ani Mika ani nikt z jego otoczenia nie wydał mi się zbyt autentyczny. Eva Weaver chciała aby jej książka była bardzo wzruszająca, przez co nasyciła książkę ogromną ilością rzewnych fragmentów, opisów i informacji, nie zostawiając prawie wcale miejsca na mądre i błyskotliwe snucie opowieści. Patetyzm narracji jest tak wymowny i tak wyrazisty, że wcale nie czułam, iż następuje jakakolwiek zmiana bohatera (czy jest to dwunastoletni chłopiec, czy też dorosły mężczyzna). Minusów znalazłabym jeszcze kilka, ale te które wymieniłam są według mnie najbardziej odpychające.

Reasumując Lalki z getta nie wnoszą zbyt wiele wartości w życie czytelnika zaznajomionego z literaturą dotyczącą II wojny światowej, a co gorsza tego nieposiadającego odpowiedniej wiedzy może wyprowadzić w pole. Mam wrażenie, że autorka oprócz dobrych chęci, aby jako Niemka, która zmaga się z dziedzictwem II wojny światowej nawiązać dialog z narodami podczas owej wojny pokrzywdzonymi, nic więcej nie miała do zaoferowania… niestety.

Na minus:
- brak wiedzy merytorycznej/historycznej – co za tym idzie liczne przekłamania historyczne
- patetyzm
- zbyt duża liczba rzewnych opisów
- mało interesująca fabuła
- brak ciekawych bohaterów
- brak talentu literackiego

Na plus:
- okładka
- dobre chęci autorki

Ocena: 2/6

Autor: Eva Weaver
Tytuł: Lalki z getta
Tłumaczenie: Magda Witkowska
Liczba stron: 384
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka 2013

Cena: 34,00 zł

19 marca 2014

Philippa Gregory - Kochanice króla

Philippa Gregory zasłynęła ogromną ilością powieści historycznych, z których każda odniosła sukces i została świetnie przyjęta zarówno przez krytyków, jak i czytelników. Kochanice króla to jedna z najbardziej znanych historii, które stworzyła. Książka zdobyła wielką popularność dzięki bardzo udanej (choć nie jedynej) ekranizacji z Natalie Portman i Scarlett Johansson w rolach głównych. Pomyślałam, że skoro miałam już styczność z filmową adaptacją to powinnam także zapoznać się z jej papierowym pierwowzorem. Muszę przyznać, że powieść nie spełniła pokładanych w niej oczekiwań, ale i tak spędziłam przy niej bardzo miłe chwile.

Tytułowe Kochanice króla to dwie siostry, potomkinie dwóch najznamienitszych angielskich rodów: Howardów i Boleynów. Anna, piękna, ciemnowłosa, przebiegła, krnąbrna ale zabójczo inteligentna. Maria, skromna blondyneczka, niewinna, urocza i ostatecznie bardzo dojrzała. Pomiędzy nimi ich oddany brat Jerzy. Dziewczęta od dziecka konkurowały ze sobą. Maria zawsze czuła się mniej doceniana niż jej starsza siostra. Wydawałoby się jednak, że los postanowił rozdzielić drogi obu młodych dam. Starsza wychowywała się na dworze francuskim, młodsza została wydana za mąż i miała odtąd wieść spokojne życie obok mężczyzny, którego wybrała dla niej rodzina. Jednak zadrwiono z nich okrutnie, gdyż połączyło je uczucie do tego samego mężczyzny – króla Anglii Henryka VIII. Historię tego burzliwego okresu na angielskim dworze poznajemy z punktu widzenia Marii, i chyba właśnie to zawiodło mnie najbardziej.

Po pierwsze, bohaterki były dwie, jednak autorka wydaje się być stronnicza dopuszczając do głosu jedynie Marię. W oczach czytelnika, ta staje się niewinną owieczką, całkowicie inną od mrocznej Anny, której zachowania według mnie również były jedynie wynikiem chorych ambicji ojca i wuja. Myślę, że narrator byłby bardziej wiarygodny gdyby był trzecioosobowy i nieco mniej stronniczy. Męczyła mnie początkowa naiwność i dziecięcy tok rozumowania nastoletniej Marii, jednak ostatecznie ewolucja tej postaci była bardzo dobrze przedstawiona. Właśnie to, jak już wspomniałam, stanowiło dla mnie największy problem Kochanic króla.

Philippa Gregory ujęła mnie natomiast umiejętnością łączenia ze sobą faktów historycznych z fikcją literacką. Opowieść autorki jest tak realistyczna, że czytelnik nie ma ochoty i potrzeby doszukiwać się prawdy i wszystko przyjmuje za pewnik. Nie powinno to jednak dziwić, gdyż pisarka wykazuje się ogromną znajomością realiów, których opisania się podjęła, choć oczywiste jest to, że pewne fakty są dodane lub przeinaczone. Nie można odmówić jej także umiejętności wspaniałego budowania zdań, które w wyobraźni czytelnika przekształcają się w żywe obrazy i zapachy. Wydaje mi się, że właśnie dzięki temu Gregory zdobyła tak wielką popularność.

Z całą pewnością chętnie sięgnę po kolejne książki autorki, nie mam jednak zbyt dużego porównania z innymi twórcami zajmującymi się beletrystyką historyczną, nie jestem więc w stanie stwierdzić, że jest ona najlepszą pisarką tego typu literatury. Pewne jest natomiast to, że jej nienaganny styl oraz ogromna wiedza sprawiają, że Kochanice króla to powieść z najwyższej półki.

Na plus:
+ pomysł
+ tematyka
+ styl i pięknie budowane zdania
+ realizm

Na minus:
- stronniczy narrator
- ogromna przepaść między bohaterkami

Ocena: 5/6

Autor: Philippa Gregory
Tytuł: Kochanice króla
Tłumaczenie: Urszula Gardner
Cykl: Cykl Tudorowski tom 2
Liczba stron: 704
Wydawnictwo: Książnica 2010

Cena: 39,90 zł

11 marca 2014

Anna Głomb - Śmierciowisko

Po raz kolejny spotykam się z powieścią, której jednoznaczna ocena sprawiła mi nie lada kłopot. Po pierwsze Śmierciowisko Anny Głomb jest debiutem. W związku z tym nie chcąc być totalną zołzą powinnam wyrazić tu dosyć neutralną opinię, na temat książki, która niestety mnie nie zachwyciła. Z drugiej strony zależy mi na tym, aby być wiarygodną, dlatego też nie mogę pisać w samych superlatywach o książce, która nie ma ich zbyt wielu. Z kolei, warto zwrócić uwagę na fakt, że nie spotkałam się nigdzie z jednoznacznie negatywną recenzją tej książki. Reasumując dobrze by było umiejętnie wyrazić słowami swoją ocenę, w taki sposób by nie urazić nikogo, ale jednak być ze sobą w zgodzie. No to do dzieła…

Minęło trzydzieści lat od epidemii, która przetrzebiła ludzką populację. Natura znowu przejęła kontrolę nad światem, a nieliczni, którzy przetrwali zostali zepchnięci na margines. Kolejne pokolenia zaczęły powoli uwsteczniać się cywilizacyjnie i tak w miejsce nowoczesnych technologii i teorii ewolucji wkroczyła magia i zabobony. Dorota jest młodą kobietą, której rodzice przetrwali epidemię. Mieszka w malutkiej osadzie pośród leśnej gęstwiny. Pomimo swojego młodego wieku jest dosyć zgorzkniała, a mieszkańcy wsi uważają ją za dziwaczkę. Kiedy w tajemniczych okolicznościach zaczynają ginąć ludzie, to właśnie ona jako pierwsza jakimś trafem znajduje się na miejscach zbrodni. Ze strachu przed, typowym dla ludzi, poszukiwaniem kozła ofiarnego, dziewczyna ukrywa ten fakt, jednak stara się na własną rękę odkryć co kryje się w nieprzeniknionym sercu mrocznej puszczy, a jest przekonana, że nie są to jedynie dzikie zwierzęta…

Ok. Pomysł autorka miała ciekawy, tylko szkoda, że niewykorzystany. W zasadzie mogłoby tej epidemii nie być, a mieścina, w której żyje Dorota i reszta bohaterów, mogłaby być zapomnianym przez Boga, ale współczesnym pipidówkiem. Także, temat postapo jakoś nieszczególnie mnie urzekł, uważam go po prostu za bajer, jaki Anna Głomb dorzuciła, żeby młodzież chętniej sięgnęła po Śmierciowisko. Co do oniryzmu, którym przepełniona jest treść książki to nie jest on przesadzony i akurat tu autorka spisała się na medal. Choć znalazłam gdzieś porównania tej lektury do twórczości Goethego, czy też twórców romantyzmu i to uważam już za mocną przesadę. Owszem, można doszukać się w debiucie Anny Głomb cech charakterystycznych dla utworów romantycznych, ale wydaje mi się, że daleko jej jeszcze do takich twórców jak: Słowacki, Kraszewski czy też Hugo. Zainteresowani mogą jednak wyobrazić sobie, w jakim kierunku podążyła autorka tworząc swoją powieść.

Historia przedstawiona w Śmierciowisku nie wciągnęła mnie. W pewnym stopniu uznaję ją nawet za nudną. Fabuła otwiera się przed czytelnikiem niesamowicie powolnie, i choć czasem takie zabiegi wprawiają mnie w zachwyt i nie pozwalają oderwać się od książki, to w tym przypadku połączenie przaśności z dosyć obszernymi opisami, które nie wnoszą zbyt wiele do książki, choć zapewne mają tworzyć specyficzny klimat, sprawiło że lekturę chciałam mieć jak najszybciej za sobą.

Największym minusem debiutu Anny Głomb są jednak bohaterowie. Nikogo do polubienia… zupełnie. Całkowita niemożność utożsamienia się z którąkolwiek postacią przedstawioną na kartkach tej powieści sprawiła, że absolutnie nie umiałam dać się porwać wydarzeniom.

Wiem jednak, że trudny ze mnie człowiek, tym samym czytelnik. Nie mogę więc powiedzieć, aby Annie Głomb powieść nie wyszła. Autorka posługuje się barwnym choć prostym językiem, pomysł miała ciekawy i wierzę w to, że znajdzie swoich odbiorców. Moim zdaniem w dobie dostępu do ogromnych ilości różnorakich książek ta nie wyróżnia się niczym specjalnym, tak więc jeśli ktoś lubi tajemnicze, ale rozwlekłe historie bez konkretnej i zaskakującej puenty, ale z zadowalającym zakończeniem to może sięgnąć po Śmierciowisko. Wszyscy miłośnicy świetnie spisanej literatury z polotem i błyskotliwym pomysłem mogą poczuć się zawiedzeni. Kibicuję jednak autorce, gdyż udało jej się przekroczyć barierę pierwszej powieści w stylu nieprzynoszącym wstydu, a to rokuje bardzo dobrze.

Na plus:
+ pomysł
+ przystępność języka
+ okładka
+ debiut

Na minus:
- bohaterowie
- rozwlekłe opisy
- niemożność jednoznacznego stwierdzenia o czym jest ta książka

OCENA: 3/6

Autor: Anna Głomb
Tytuł: Śmierciowisko
Liczba stron: 289
Wydawnictwo: Videograf II 2012

Cena: 29,90 zł

10 marca 2014

Lisa Genova - Lewa strona życia

Czemu tak chętnie sięgamy po lektury opowiadające o ludzkich dramatach? Czy kieruje nami nieodparta pokusa znalezienia dowodu na to, że są gdzieś na świecie ludzie, którzy mają w życiu gorzej od nas? Być może właśnie to motywuje czytelników… jednak wydaje mi się, że takie historie fascynują z jeszcze innego powodu. Mianowicie pokazują, że choć los (lub inna siła) bywa całkowicie nieprzewidywalny i nie na wszystko mamy wpływ, to jednak w wielu przypadkach nie musimy być całkowicie bierni. Drugim, bardziej przyziemnym powodem, jest prawdopodobnie potrzeba dostarczenia sobie odpowiedniej dawki emocji i wzruszeń, na które jesteśmy (niestety) bardzo często głusi na co dzień. Jedną z pisarek zajmujących się tworzeniem dramatów obyczajowych jest Lisa Genova, a ja jakiś czas temu miałam okazję zapoznać się z jej, kolejną po Motyl, powieścią pod tytułem Lewa strona życia.


Sarah Nickerson wie doskonale co znaczy żyć na wysokich obrotach. Jest jedną z wielu bostońskich pracujących mam. Ma cudowne dzieciaki, kochającego męża, wierną nianię oraz ambitną i  wymagającą pracę. Kobieta czuje, że życie wymyka jej się z rąk i zaczyna pędzić swoim torem, jednak nie potrafi zatrzymać tej machiny, aż w końcu jest za późno…
Tragiczny w skutkach wypadek wymusi na Sarze oraz jej rodzinie zmiany. Zmiany, do których ona i jej mąż będą musieli dojrzeć. Być może utrata jednej części swojego życia, otworzy kobiecie drzwi do zupełnie nowych możliwości.

Przypadek medyczny, który opisuje Genova w swojej książce jest dosyć trudny do zrozumienia. Czytałam niedawno książkę Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem Olivera Sacksa, który zawodowo zajmuje się takimi przypadkami, i nawet ona nie sprawiła, że jest mi łatwiej wyobrazić sobie stan, w jakim znalazła się Sarah. Myślę, więc że czytelnik, może czuć się podobnie jak bohaterka. Trudno jest bowiem wytłumaczyć sobie, jak i komuś zniknięcie z życia całej jego lewej strony… Wydaje się jednak, że autorka doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, iż wybrała trudny temat i nie stara się na siłę tłumaczyć zawiłości owego stanu. Skupia się natomiast na rzeczy ważniejszej, czyli na tym, jak radzi sobie bohaterka oraz jej rodzina.

Motyl był powieścią bardzo wzruszającą i w pewien sposób przygnębiającą. Lewa strona życia różni się od niej przede wszystkim wydźwiękiem. Pomimo nieszczęścia, jakie spada na bohaterkę, finał jest w pewnym stopniu zależny od niej i to stanowi o pozytywnym odbiorze jej historii. Tak więc zdecydowanie jest to powieść dla czytelników poszukujących wzruszeń, ale i pozytywnych wrażeń. Samą historię uznaję za wciągającą, choć nie oszałamiającą. Porównując obie powieści autorki, Motyl plasuje się na pierwszym miejscu.

Jeśli zaś chodzi o wydanie to nie mam żadnych zastrzeżeń. Książka nie zawiera błędów, jest jasno i klarownie przetłumaczona, a okładka jest miła dla oka i doskonale wpasowuje się w tematykę. O ile Motyl zrobił na mnie ogromne wrażenie, o tyle Lewa strona życia jest książką dobrą, wartą przeczytania, ale niepozostającą na długo w pamięci.

Na plus:
+ historia
+ pozytywny wydźwięk
+ silna bohaterka
+ okładka (ogólna jakość wydania)

Na minus:
- mniej emocjonalna niż Motyl

OCENA: 5/6

Autor: Lisa Genova
Tytuł: Lewa strona życia
Gatunek: Dramat obyczajowy
Liczba stron: 406
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc 2013

Cena: 36,90 zł

Recenzja książki MOTYL

06 marca 2014

Linda Lovelace, Mike McGrady - Niewolnica pornobiznesu

Pseudonim Lovelace nie musi być znany wszystkim. Nie mniej jednak dzięki filmowi oraz książce Niewolnica pornobiznesu z pewnością nazwisko to przestanie być wielu ludziom obce. A więc kto się za nim kryje?

Linda Susan Boreman miała dwadzieścia lat, kiedy poznała swojego przyszłego męża Chucka Traynora. Mężczyzna zrobił na niej spore wrażenie, a przy okazji odsłonił przed nią możliwość ucieczki od traumatycznego rodzinnego domu a przede wszystkim srogiej matki. Linda wyprowadziła się z domu i zamieszkała u swojego wybranka. Jednak idylla nie trwała zbyt długo. Wkrótce Linda została zmuszona by zarabiać ciałem na utrzymanie swoje oraz Chucka, a następnie do zagrania w kilku hardcore’owych filmach erotycznych. Dzięki udziałowi w jednym z nich stała się ikoną kina erotycznego lat 70’ XX wieku, a mowa tu o Deep Throat. Pomimo (wątpliwej) sławy jaką zdobyła, jej życie przypominało piekło…

Udało mi się (względnie) poprawnie politycznie wybrnąć z trudnej sytuacji przy opisie autobiografii Lindy Lovelace pod tytułem Niewolnica pornobiznesu, jednak obawiam się, że ocena tej książki sprawi mi nie lada kłopot. Trudno jest wartościować lekturę dotyczącą życia tak kontrowersyjnej postaci. Postaram się jednak odseparować jedno od drugiego, gdyż uważam, że książka jest warta tego aby ją przeczytać, ale należy mieć świadomość, że jest ona wyjątkowo… subiektywna.

Śledząc informacje na temat życia Lindy Boreman można nabrać przekonania, że była trudnym dzieckiem, jednak nie miała też łatwego życia w domu. Chuck był jej przepustką do innego, szalonego świata. Świata ukrytego poza zasięgiem karzącej matczynej ręki. Czy trafiła tam gdzie chciała? Z pewnością nie, choć nie mogłam nie zauważyć, że sława jaką z czasem zaczęła zdobywać sprawiała jej przyjemność. W tym momencie właśnie pojawiają się argumenty określające mój stosunek do bohaterki książki. Uważam, że Linda była poniekąd hipokrytką. Nie śmiem oceniać tego co z jej życia było a co nie było prawdą, ale jestem przekonana, że uważny czytelnik będzie umiał wyczuć pewne wyraźne sugestie, które pojawiają się w treści książki, oraz absurdy, którymi momentami raczy nas autorka.

Z drugiej strony książkę uważam za ciekawą. Chwilami zbyt mocną, troszkę nieoszlifowaną językowo, ale intrygującą. Należy ją jednak czytać z przymrużeniem oka, gdyż sama autorka stwierdziła, że napisała ją dla zysku oraz, oczywiście, po to by ludzie poznali prawdę. Polecam również obejrzenie filmu Lovelace z 2013 roku, który z całą pewnością nie oddaje całej prawdy, ale stanowi ciekawe uzupełnienie biografii Lindy Boreman.

Reasumując Niewolnica pornobiznesu jest książką dobrą, napisaną przystępnie, choć nieco wulgarnie. Jednak nie wywołującą zbyt silnych emocji. Jest za to dobrze wydana i z pewnością, dla zainteresowanych tematem, będzie stanowić interesującą lekturę.

Na plus:
+ wydanie
+ przystępność
+ ciekawy temat/kontrowersyjna postać

Na minus:
- subiektywizm
- charakterystyczny, nieco prostacki język

OCENA: 3/6

Tytuł: Niewolnica pornobiznesu
Autor: Linda Lovelace, Mike McGrady
Liczba stron: 312
Wydawnictwo: G+J 2014
Cena: 34,90 zł

Recenzja ukazała się na portalu DUŻEKA.