23 marca 2015

Matthew Vaughn - Kingsman: Tajne służby

Maniery czynią człowieka, czyli słów kilka o zabójczym wykorzystaniu klasycznej parasolki


Matthew Vaughn powolutku zaczyna wyrabiać sobie pewien charakterystyczny styl kręcenia filmów. Co prawda, nie widziałam jego debiutu, ale kolejne dzieła takie jak np. Gwiezdny pył albo Kick-Ass, już tak. Tak te, jak i jego następne filmy wpasowują się w mój gust i stanowią świetne przykłady filmowych pastiszów ocierających się delikatnie o granicę dobrego smaku. Choć można im zarzucić zbytnią bezpośredniość, a samemu reżyserowi dość niebezpieczną grę z kiczem, to trudno jest nie zauważyć świetnej obsady, rewelacyjnej tematyki oraz pewnej moralno-etycznej symboliki zawartej w kolorowej i jaskrawej filmowej treści. Nie inaczej rzecz ma się z jego najnowszą produkcją Kingsman: Tajne służby. Voughn prezentuje widzom delikatny moralitet o tym, że aby być prawdziwym gentlemanem nie potrzeba ani błękitnej krwi ani wypchanego banknotami portfela. Trzeba za to mieć odrobinę oleju w głowie, trochę sprytu oraz dużą dawkę odwagi do tego, aby kierować swoim losem. Wszystko to przykrywa grubą warstwą nieco grubiańskiego dowcipu, absurdalnych sytuacji oraz unikatowych cech, którymi hojnie obdarowuje swoich bohaterów.

Kingsman to nazwa Tajnych Służb Jej Królewskiej Mości. Tak tajnych, że nie wiem nawet czy wolno mi o nich pisać... Genialny Colin Firth wciela się w jednego z jej dzielnych i eleganckich członków, niejakiego Harrego Harta. Jednak młody aktor Taron Egerton (Eggsy) nie ustępuje mu miejsca i zachwyca, w równym stopniu jak reszta świetnej obsady, wśród której znajdują się takie nazwiska jak: Michael Caine, Mark Strong, czy Samuel L. Jackson. Panowie także mają na kim zawiesić oko, bowiem w filmie pojawia się rewelacyjna i specyficznie odmieniona Sofia Boutella, a także mało znana, ale równie śliczna Sophie Cookson. Miałam jednak napisać o fabule, a więc kiedy równie tajny przyjaciel Harta ginie podczas jednej z misji, Organizacja podejmuje decyzję o rozpoczęciu rekrutacji na jego miejsce. Każdy z jej członków ma przedstawić swojego wybranka. Wybór Harrego pada na ulicznego złodziejaszka Eggsy'ego, wobec którego Hart ma pewne zobowiązanie sprzed lat. Tymczasem pewien komiczny, ale niebezpieczny i ekscentryczny (i to jeszcze jak!) milioner ma niecny plan, który zagraża bezpieczeństwu nie tylko Anglii, ale także całego świata.


Charakterystyczną cechą filmów Voughna, o której wspomniałam na początku tekstu jest niesamowita dynamika. Zawiera się ona tak w całości produkcji, jak i w jej pojedynczych scenach. Efekt ten zostaje osiągnięty głównie poprzez umiejętne prowadzenie kamery. Trudno jednak nie przyznać, że na taki odbiór wpływają także błyskotliwe dialogi i trafne uwagi, które raz za razem wygłaszają bohaterowie, a także świetnie dobrany soundtrack. Wszystko to można odnaleźć w produkcjach, za które odpowiada ten reżyser. Kingsman to film, któremu oczywiście bliżej do Kick-Assa aniżeli, np. X-Mana: Pierwsza klasa, widzowie powinni zatem przygotować się na dużą dawkę połamanych kończyn, podbitych oczu, ran po kulach, ran szarpanych, ran kłutych i morze krwi. Ci bardziej wrażliwsi niech sobie odpuszczą seans, ponieważ zdecydowanie nie odnajdą w filmie ani odpowiedniej dla nich rozrywki ani cieszących oczy obrazów. Cała reszta, która kocha mocne kino i reżyserów, który mrugają okiem do swoich odbiorców poprzez ciężkie i łopatologiczne sceny, będzie usatysfakcjonowana. Przyznaję bez bicia, że nie nazwałabym tego filmu wybitnym (w klasycznym rozumieniu tego słowa), gdyż daleko mu do kina artystycznego i dzieł, dzięki którym wrażliwi na piękno widzowie przeżywają swoiste katharsis i opuszczają sale kinowe odmienieni. O nie. Kingsman to prosty film dla ludzi, którzy nie boją się przyznać, że w kinie szukają rozrywki oraz zabawy, a także obrazów, które trudno jest zakwalifikować do określonego kanonu piękna w sztuce. Mogłabym go zatem nazwać wybitnym dopiero wtedy, kiedy zgodziłabym się przyjąć wiele zupełnie odmiennych kategorii względem których wartościuje się dzieło kinematograficzne. Co więc czynię... Kingsman: Tajne służby to naprawdę nietuzinkowy, przewrotny i (uwaga!) wybitny film, do którego chętnie powrócę... wielokrotnie.

Recenzja została opublikowana na portalu RZECZGUSTU

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz