Moja
przygoda z twórczością Andrzeja Pilipiuka prowadziła różnymi ścieżkami. Mieliśmy
wzloty i upadki, nie mniej jednak nadal uważam go za bardzo dobrego pisarza
(choć wiem, jak ogromne kontrowersje wzbudza wśród czytelników). Zdecydowanie
jest to jeden z najbardziej płodnych autorów zbiorów opowiadań, nic więc
dziwnego, że jego najnowsza książka, wydana nakładem (jakżeby inaczej) Fabryki słów to także antologia. Szewc z Lichtenrade to zbiór dziesięciu opowieści
w mniejszym bądź większym stopniu oscylujących wokół tematyki historii.
Tak jak
w przypadku poprzednich antologii Pilipiuk i tu powraca do znanych bohaterów
np. dr Skórzewski. Jednak mnie najbardziej zaintrygowała przewijająca się w
kilku opowiadaniach postać kolekcjonera staroci Roberta Storma. Zresztą autor
naprawdę doskonale potrafi nakreślać swoich bohaterów, wykorzystując zadziwiająco
minimalne nakłady słów. Natomiast co do treści opowiadań, jak to zwykle w tego
typu zbiorach bywa, zdarzają się lepsze i gorsze. Jednak nie można odmówić
pisarzowi umiejętności zabawnej i lekkiej kreacji świata. Niekiedy wpycha nas
siłą w całkowicie abstrakcyjną i odmienną od naszej rzeczywistość, innym razem
kreuje świat identyczny do współcześnie znanego, z tym że wybrzusza go
delikatnie pewnymi paranormalnymi akcentami. Jedno jest pewne – z Pilipiukiem
nie można się nudzić!
Naprawdę
nie chce zdradzać Wam jakie treści skrywają tajemnicze tytuły rozdziałów jak
np. Traktat o higienie, Ślady stóp w
wykopie, Sekret wyspy Niedźwiedziej i tytułowy Szewc z Lichtenrade. Potrzeba Wam wiedzieć tylko tyle, że Andrzej
Pilipiuk jest mistrzem w tworzeniu ciepłych historii z dreszczykiem,
przezabawnych i groteskowych opowiastek, oraz naprawdę tajemniczych i mrożących
krew w żyłach opowiadań – i wszystkie znajdziecie sięgając po jego najnowszą
książkę.
Antologia
Szewc z Lichtenrade plasuje się na
środkowej półce dzieł spisanych piórem tego autora. Nie jest to książka
wybitna, choć wydaje mi się, ze autorowi jest po prostu ciężko zaskoczyć
całkowicie czytelnika, który przeczytał bardzo dużo jego dzieł – czyli kogoś
takiego jak ja, z drugiej strony na pewno jest to lektura, która wypłukuje
goryczkę powstałą po przeczytaniu Trucizny,
czyli ostatniego tomu opowieści o Wędrowyczu. Jeśli po mojej recenzji nadal
nie wiecie czy sięgnąć po Szewca czy
nie, to bez zbędnego owijania w bawełnę powiem jedno – polecam!
Ocena:
4+/6
Tytuł:
Szewc z Lichtenrade
Autor:
Andrzej Pilipiuk
Ilość
stron: 374
Wydawnictwo:
Fabryka słów 2012
Cena:
39,90 zł
Czytałam tą antalogię zaraz po premierze i odebrałam ją równie pozytywnie jak Ty. Pilipiuk mnie do siebie przywiązał, choć poszczególnie książki odbieram lepiej lub gorzej.
OdpowiedzUsuńZ twórczością Andrzeja Pilipiuka nie miałam jeszcze okazji obcować, i szczerze powiedziawszy nie wiem, czy w najbliższej przyszłości coś się zmieni w tej kwestii, ale muszę przyznać, że mimo wszytko jestem zaintrygowana ,,Szewcem z Lichtenrade'', gdyż skoro twierdzisz, że znajdują się w nim zarówno ciepłe historie z dreszczykiem i z humorem, jak również mrożące krew w żyłach opowiadania, to ja jestem coraz bardziej na tak, żeby poznać tę pozycje.
OdpowiedzUsuńPrzyznam się szczerze, że jeszcze nie czytałam żadnej książki tego autora. Ale czuję się zaintrygowana jego stylem i pomysłami na fabułę.
OdpowiedzUsuńMiałem okazję czytać i masz rację. Nie jest to najlepsza książka Philipiuka, ale trudno jej również odebrać laur dobrych opowiadań.
OdpowiedzUsuńJa miałam same upadki...te opowiadania wyglądają jednak nieźle.
OdpowiedzUsuńTwórczość tego pisarza nadal przede mną;)
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny znakomity tom opowiadań bezjakubowych!:)
OdpowiedzUsuńhttp://imunimum.blogspot.com/2013/08/andrzej-pilipiuk-szewc-z-lichtenrade.html
Zapraszam do mnie;>
Na plus.
OdpowiedzUsuń