Yrsa
Sigurdardóttir to islandzka pisarka, która ma na swoim literackim koncie kilka
dobrze wydanych i napisanych książek. Niestety, nie miałam przyjemności
zapoznać się wcześniej z jej dziełami, bowiem moja przygoda z twórczością tej
autorki rozpoczęła się za sprawą Statku śmierci i książka ta stanowi jak dotąd jedyną powieść Islandki, którą
przeczytałam. Bez znaczenia natomiast jest fakt, że książka ta wchodzi w cykl
opowiadający o przygodach prawniczki Thory i stanowi jego szóstą część, gdyż
można ją traktować jak osobną historię.
Gdy do
brzegów portu w Reykjaviku z hukiem przybija luksusowy jacht na pokładzie
wiadomo jest, że na pokładzie musiało stać się coś niepokojącego. Nikt jednak
nie spodziewał się tego, że statek jest opuszczony – zniknęła cała trzyosobowa
załoga oraz czworo pasażerów, w tym dwoje dzieci. Sprawa staje się naprawdę
głośna, lokalne media prześcigają się w snuciu nieprawdopodobnych, choć
potencjalnych przebiegów zdarzeń. Do prawniczki Thory Gudmundsdottir zgłaszają
się rodzice zaginionego mężczyzny, który podróżował z żoną i dwiema córkami.
Kobieta podejmuje się rozwikłania zagadki zniknięcia wszystkich osób płynących
statkiem. Tropy, na których ślad wpadnie okażą się tak samo tajemnicze, jak
historia przeszłości statku.
Książka
Statek śmierci prezentuje się
naprawdę ciekawie pod względem fabularnym. Odpowiednio budowany nastrój,
umiejętne przeplatanie wątków koncentrujących się na wydarzeniach rozgrywających
się podczas podróży statkiem oraz teraźniejszych próbach prowadzenia śledztwa –
wszystko to stanowi ogromny plus tej powieści, która jednak nie powala na kolana. Owszem, autorka
wpadła na interesujący pomysł, w konwencję kryminału wpisała delikatne wątki
paranormalne, które powolutku rozplata i stopniowo wyjaśnia czytelnikowi, dzięki czemu
nie traci on zainteresowania opowieścią. Jednak to, co według mnie wpłynęło na
trochę nijaki odbiór książki, to język i styl autorki, na który składają się
łopatologiczne dialogi, logiczne nieścisłości i drobne potknięcia, których nie
wyłapano w redakcji.
Nie
zmienia to jednak faktu, że książka może zainteresować czytelnika i stanowi
świetne uzupełnienie upalnych letnich wieczorów, tym bardziej, że prezentuje
typowy nordycki klimat, który z całą pewnością jest w stanie zmrozić krew w
żyłach. Nalegam więc, by nie zniechęcać się do Statku śmierci po przeczytaniu tej recenzji, gdyż jestem
przekonana, że znajdą się wśród Was jej amatorzy.
Na
plus:
-
ciekawy pomysł na fabułę
-
zgrabne prowadzenie dwóch, powiązanych ze sobą, historii
- odpowiednio
budowane napięcie i nastrój
- mimo
iż to szósty tom cyklu, można czytać osobno
Na
minus:
- nieciekawe
i momentami sztuczne dialogi
-
logiczne nieścisłości
-
potknięcia językowe
-
rozczarowujące zakończenie (sprawa dzieci)
Ocena:
4-/6
Tytuł:
Statek śmierci
Autor:
Yrsa Sigurdardóttir
Cykl:
o prawniczce Thorze tom VI
Liczba
stron: 336
Wydawnictwo:
Muza 2013
Cena:
34,99zł
Bardzo lubię książki tej pisarki, zachwycają mnie mroczną atmosferą i dobrze wykreowanymi bohaterami. "Statku śmierci" jeszcze nie znam, ale mam nadzieję, że niedługo to się zmieni. Polecam też wcześniejsze powieści autorki, zwłaszcza "Lód w żyłach" :)
OdpowiedzUsuńEch, ja już się tak napaliłam na tę książkę, że nic mnie nie zniechęci do lektury :-)
OdpowiedzUsuńCiekawe czy mnie usatysfakcjonuje, będę mieć twoją opinię na uwadze :-)
Pozdrawiam serdecznie!
Czytałam już dwie książki tej pisarki właśnie z udziałem Thory Gudmundsdottir. Bardzo mi się podobały. Myślę, że po "Statek śmierci" również sięgnę za jakiś czas. Póki co jednak mam mnóstwo innych planów czytelnianych, więc to będzie musiało poczekać.
OdpowiedzUsuńJeżeli spodobały Ci się losy Thory i jej "perypetie", że tak to ujmę, to polecam Ci również "I w proch się obrócisz" oraz "Lód w żyłach". :)
Też odczułam to wrażenie z dialogami, ale fabuła była w sumie wciągająca.
OdpowiedzUsuń