„Ragnarok 1940” to powieść Marcina Mortki, wydana nakładem wydawnictwa Fabryka Słów. Autor pokusił się o stworzenie alternatywy dla historii Europy – wszystkie kraje skandynawskie są w rękach Wikingów, II Wojna Światowa wcale się nie zaczęła, a układ sił na arenie europejskiej uległ absolutnej zmianie. Chociaż nie jest to nic nowego to jednak pisarzowi udało się wykreować historię zupełnie inną od tej nam znanej, a równocześnie tak samo interesującą i całkiem prawdopodobną.
Jeremy Baldwin to korespondent wojenny, pracujący od lat dla angielskiego „The Times”. Poznajemy go w trakcie wyjazdu z ogarniętego wojną Sudanu. Bohater próbuje wrócić do ojczyzny, jednak po drodze trafia na ślad pewnej intrygi, a jego wścibska dziennikarska natura nie pozwala mu przejść obok niej obojętnie. Jak się niestety okażę, cała sprawa jest równie intrygująca co niebezpieczna. Aby przeżyć Jeremy będzie musiał uciekać, a w trakcie tej podróży czytelnicy będą mieli okazje poznać tamtejszą Afrykę, Irlandię, Skandynawię oraz Anglię. Bohaterowi towarzyszyć będą wszechobecne odgłosy wybuchów, wystrzałów i inne efektowne dźwięki, jak na historię osadzoną w realiach wojennych przystało.
Z fantastyką ma to tyle wspólnego co nic, za to można powiedzieć, że jest to kawał świetnej powieści szpiegowsko-kryminalnej. Wartka fabuła, szybkie zwroty akcji oraz ciągła podróż sprawiają, że książka naprawdę wciąga. Natomiast łatwy język oraz logiczne i nieskomplikowane rozwiązania sprawiają, że czyta się ją bardzo szybko. Nie jest to może arcydzieło literatury, ale „Ragnarok 1940” ma w sobie potencjał, który Marcin Mortka wykorzystał całkowicie.
Główny bohater jest postacią barwną i wzbudzającą sympatię, reszta charakterów także została skonstruowana dosyć wyraźnie i szczegółowo. Autor starał się pokazać całą historię z wielu punktów widzenia, czasem drastycznie skrajnych – jednak właśnie to pozwala na lepsze poznanie problemów, które są przedstawione w lekturze. Jedyne co mogę zarzucić twórcy to fakt, iż w powieści brak tego specyficznego skandynawskiego klimatu, który powinien przecież pojawić się wraz z Wikingami, nawet tak osobliwymi, jak ci przedstawieni w „Ragnaroku 1940”.
Jestem przekonana, że książka Marcina Mortki spodoba się każdemu, kto kocha powieści przygodowe. Ja zostałam wciągnięta w ten alternatywny świat, i choć spodziewałam się po nim czegoś innego to nie mogę powiedzieć abym była rozczarowana. Nie można też zapomnieć o okładce, która jak zwykle sprawia, że oczy zamieniają mi się w dwa małe serduszka, a na twarz wstępuje błogi uśmieszek. Fabryka Słów jak zwykle mnie nie zawiodła, czekam więc na drugi tom powieści „Ragnarok 1940” i mam nadzieję, że autor rozwinie tam wątki, które porzucił w tomie pierwszym.
Moja ocena: 4/6
Marcin Mortka – Ragnarok 1940
Wydawca: Fabryka słów 2012
Ilość stron: 408
Recenzję napisałam dla e-zinu Grabarz Polski
Jak wcześniej wspomniałam, mam dwie książki tego autora, więc jak przez nie przebrnę, to zastanowię się czy kontynuować literacką znajomość z tym panem, czy nie.
OdpowiedzUsuńCo do powyższej książki, mam mieszane uczucia, ale twoja rzetelna recenzja i ciekawa okładka zachęca jednak.
Do tej pory nie miałam styczności z tym autorem, choć na półce czeka na swoją kolej "Karaibska krucjata. Płonący Union Jack". O Ragnaroku słyszałam, choć jakoś mnie nie ciągnęło do tej lektury. Teraz jednak zastanowię się jeszcze raz :)
OdpowiedzUsuńCyrysia - a co masz tego pisarza?? Bo jestem bardzo ciekawa :)
OdpowiedzUsuńBarwinka - o widzisz! ja żadnych innych książek, prócz "Miasteczka Nonstead" i "Ragnaroka 1940" nie czytałam i w sumie jestem pod wrażeniem płynności z jaką Mortka składa słowa :)
nie słyszałam o tej książce, ale brzmi ciekawie :)
OdpowiedzUsuńTakie książki raczej nie są w moim guście, więc sobie odpuszczę ;) Chociaż może kiedyś coś mnie przekona... ;d
OdpowiedzUsuńduży plus dla autora za ciekawe podejście do zagadnienia historii. może się nawet skusze.
OdpowiedzUsuń