12 września 2014

Susana Osorio-Mrożek - Meksyk od kuchni. Od Azteków do Adelity

„Jedzenie to najpiękniejszy dar”

Francuska dziennikarka i pisarka Maguelonne Toussaint-Samat napisała kiedyś, że historia jedzenia, jest w istocie historią ludzkości. Wydaje się, że rzeczywiście tak jest, a na poparcie tych słów mogę przywołać najnowszą książkę Susany Osorio-Mrożek pod tytułem Meksyk od kuchni. Od Azteków do Adelity. Trudno jest jednoznacznie określić cel jej powstania, gdyż lektura wywołuje sporo wątpliwości względem tego, czy miała to być publikacja historyczna, czy też kulinarna. Dzięki temu, jednak umyka jakiejkolwiek klasyfikacji, co z kolei sprawia, że można ją nazwać nie tylko ciekawą, ale przede wszystkim wyjątkową. No bo czemu nie można by opowiedzieć historii danego kraju wplatając w tę opowieść zmiany, jakie następowały w nawykach żywieniowych jego mieszkańców, lub też inaczej z kulinarnej perspektywy. W myśl maksymy – powiedz mi co jesz, a powiem ci kim jesteś…

Meksyk od kuchni może być bogatym źródłem wiedzy o regionie dawniej zamieszkiwanym przez Azteków. Autorka prowadzi nas przez znaną i mniej znaną historię tradycji kulinarnych Meksyku. Opowiada o tym, w jaki sposób przyrządzano dawniej ludzkie mięso i w jakim celu je jedzono. Nakreśla zmiany jakie zaszły w  tamtym rejonie dzięki hiszpańskiej konkwiście i, co ważne, nie skupia się jedynie na nowych produktach, które wzbogaciły tamtejszy jadłospis, ale także na społeczeństwie, które choć bardzo wiele straciło to jednak dokonało ogromnej transformacji. Dużo miejsca poświęca szczegółom na temat uprawy roślin oraz hodowli zwierząt, stosunkom między mieszkańcami regionu, którzy mieli (na przestrzeni wieków) różnorakie pochodzenie, wpływom obcych kultur, a także przepisom na potrawy wprost z egzotycznego Meksyku. Wszystko to okrasza ogromną ilością przypisów, co sprawia, że książka nabiera naukowego charakteru i stanowi mocny punkt wyjścia dla czytelniczych rozważań, badań oraz kulinarnych eksperymentów z kuchnią meksykańską.

Zdecydowanie nie jest to stricte książka kucharska. Jak już wspomniałam znajduje się w niej spora liczba przepisów należących do tradycyjnej oraz współczesnej kuchni Meksykanów, jednak wyraźnie widać, że autorka przy jej tworzeniu położyła nacisk na przybliżenie ogólnej historii regionu, a nie tylko jego smaku. Dlatego czytelnicy rozsmakowani w kuchni tamtych stron powinny być przygotowani na przyjęcie i przetworzenie ogromu informacji. Jedynym minusem z tym związanym jest, wyraźnie zauważalna, tendencja do powtórzeń pewnych krótkich partii treści. Wydaje się, że autorka wielokrotnie przywołuje te same informacje, gdyż brakuje jej punktu zaczepienia dla dalszych rozważań, które jednak są bardzo ciekawe. Dlatego też uważam, ze akurat na to można przymknąć oko.

Na plus:
+ tematyka
+ przepisy
+ połączenie publikacji naukowej z książką kulinarną
+ ogromna liczba przypisów

Na minus:
- powtórzenia informacji w tekście

Ocena:  4/6

Autor: Susana Osorio-Mrożek
Tłumacz: -
Gatunek: naukowa/kulinarna
Cykl: -
Liczba stron: 400
Wydawnictwo: Universitas
Cena: 39,00 zł

Recenzja została opublikowana na portalu DUŻEKA.

09 września 2014

Olga Rudnicka - Fartowny pech

Olga Rudnica dała się poznać nie tylko jako płodna literacko autorka ale także genialna twórczyni przewrotnych komedii z kryminalnym wątkiem w tle. Wcześniej miałam okazję poznać pięć Natalii, a teraz było mi bardzo miło zanurzyć się w lekturze opowiadającej o jednym Nadzianym, jednym Dzianym oraz Giannim. Fartowny pech jest fabularną mieszanką wybuchową - historia jak z Poranka kojota, okraszona odrobiną Ojca chrzestnego oraz klasyki wprost spod pióra Shakespeare'a. Gdyby nie było tak śmiesznie to byłby niezły dramat!

Posterunkowy Nadziany nie ma szczęścia. Po serii niefortunnych zdarzeń ucieka z dużego miasta do placówki mieszczącej się w niewielkiej mieścinie, gdzie liczy, że zacznie wszystko od nowa. Tam spotyka Dzianego, kolegę ze szkoły policyjnej, którego służba dość ciężko doświadczyła. Na tyle, że zdecydował się odłożyć mundur do szafy i zastąpić go detektywistycznym prochowcem. W myśl maksymy, by być samemu sobie szefem. Przy rozwijaniu biznesu pomaga mu brat, niejaki Gianni - specjalista od przypadków beznadziejnych. Gianni przez długi czas pracował za granicą dla bossów przestępczego półświatka i właśnie wtedy gdy postanowił z tym zerwać trafiła mu się ostatnia sprawa. Do jej rozwiązania chce wykorzystać zapał swojego naiwnego ale zdeterminowanego brata. Drogi trzech mężczyzn splatają się ze ścieżkami, którymi wręcz przebiegają chmary łysych karków, groźnych mafijnych szefów oraz ich inteligentna inaczej dziatwa. I jak to u Rudnickiej - będzie dużo wszystkiego!

Olga Rudnicka jest jedną z niewielu polskich autorek, którym wybaczam cały kicz, jakim okrasza swoje opowieści. Śmieszny mnie przesyt, którym nacechowane są jej historie. Rozbawia lekki język, jakim je przedstawia. I choć zdaję sobie sprawę z tego, jak absurdalne są wydarzenia przedstawione na kartach jej książek i jak bardzo przerysowani są jej bohaterowie to kupuję to wszystko, bo jako całość świetnie ze sobą współgra.

Może Fartowny pech wypada nieco słabiej niż Natalii 5 czy też Drugi przekręt Natalii, mimo wszystko trzyma odpowiedni poziom i utwierdza mnie w przekonaniu, że Rudnicka wciąż się rozwija, ma głowę pełną pomysłów i naprawdę niebanalne poczucie humoru, które tak wyraźnie ukazuje w swoim pisarstwie.

Na plus:
+ charakterystyczny styl
+ przewrotność
+ bohaterowie
+ mnogość zdarzeń
+ ogromna dawka humoru

Na minus:
- momentami przeciąganie akcji

Ocena: 5-/6

Autor: Olga Rudnicka
Tytuł: Fartowny pech
Tłumacz: -
Gatunek: komedia kryminalna
Cykl: -
Liczba stron: 304
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Cena: 32,00 zł

01 września 2014

Informacja o drugim blogu

Prawdopodobnie nie wiecie, że moją drugą pasją zaraz po czytaniu książek jest gotowanie.

Postanowiłam, że założę bloga kulinarnego, na którym raz na jakiś czas będę wrzucać efekty moich eksperymentów w kuchni :)

Jeśli będziecie głodni, nie będziecie mieli pomysłu co upichcić na obiad lub też będziecie po prostu ciekawi - zapraszam do odwiedzenia mnie pod adresem:


24 sierpnia 2014

Nikola Sellmar, Jennifer Teege - Amon. Mój dziadek by mnie zastrzelił

Kiedy po raz pierwszy przeczytałam krótką notę na temat historii Jennifer Teege, wydała mi się wstrząsająca. Jednak wkrótce pojawiły się w mojej głowie wątpliwości, które powiększały się wraz ze zgłębianiem treści książki Amon. Mój dziadek by mnie zastrzelił. Bynajmniej nie jest źle napisana, zastanawiający wydaje się natomiast impuls, który zainicjował jej powstanie. Otóż, treść książki potwierdza sens twierdzenia, że ludzie nie mający kłopotów tworzą je sobie. Być może powyższe słowa uznacie za grubiańskie, a cały tekst będzie świadczył na niekorzyść mojej wrażliwości, uważam jednak, że bazowanie na trudnym temacie nie może wymuszać pozytywnej opinii, choć tak naprawdę książkę czyta się dobrze, jedynie wnioski płynące z lektury są dość niejasne.

W wieku 38 lat Jennifer Teege dowiedziała się, że w jej żyłach płynie krew Amona Götha. Przez przypadek znalazła w bibliotece książkę zawierającą informacje dotyczące jej matki, babki oraz nieznanego dotychczas dziadka. Kim był Göth? Dla wielu ludzi był najgorszym koszmarem, katem i mordercą, dla innych kochającym mężem, ojcem i członkiem rodziny, współcześni poznali go dzięki filmowi Spielberga Lista Schindlera. Pewne jest jedno – zostanie zapamiętany jako jeden z najbardziej brutalnych zbrodniarzy nazistowskich. Jennifer jest jego wnuczką, córką Niemki i Nigeryjczyka, wychowaną w rodzinie zastępczej i niemającej nigdy okazji go poznać. Książka Amon. Mój dziadek by mnie zastrzelił jest historią jej korzeni.

Z opowieści Jennifer wynika, że ani z matką ani z babką nie spędziła zbyt wiele czasu jako dziecko i ma z tych czasów tylko kilkanaście mniej lub bardziej wyraźnych wspomnień. Dziwi mnie zatem czemu pojawiła się w niej tak ogromna i utrudniająca życie trauma. Jestem w stanie zrozumieć, że odkrycie skrywanej przed nią przez lata tajemnicy wywołało u Jennifer szok. Jednak dojrzała kobieta, która ma kochającego męża, wspaniałe dzieci i mnóstwo przyjaciół z różnych stron świata nie powinna się zastanawiać jak ma dalej żyć z taką wiedzą. Przecież jej życie wcale się nie zmieniło. Nie znała człowieka, który jest jej dziadkiem. Rozumiem natomiast wątpliwości targające córką Amona. Posiadanie ojca mordercy jest dużo bardziej traumatyczne i może generować pytania o swoje istnienie, o cechy jakie się bezpośrednio odziedziczyło. Mam nadzieję, że jak dotąd udało mi się jasno przekazać sens moich wątpliwości – nie jestem po prostu pewna czy to co odkryła Jennifer naprawdę było aż tak istotne by opisać to w książce…

Sama lektura jest dosyć ciekawa, głównie przez wzgląd na zawarcie w niej wielu informacji dotyczących życia Amona Götha i jego działalności w obozie koncentracyjnym Plaszow. Właśnie to stanowi główny atut tej pozycji. Mniej ciekawy wydał mi się rozdział dotyczący odnowienia kontaktów Jennifer z jej matką – zabrakło w nim wyjaśnienia niektórych wątków tak mocno trapiących bohaterkę. Natomiast rozdziały opisujące relacje Jennifer z jej przyjaciółmi pochodzenia żydowskiego wydały mi się całkowicie nieuzasadnione. Reasumując książka ta została napisana ku pokrzepieniu serca Jennifer Teege, która czuła potrzebę wyjaśnienia światu, że człowiek nie odpowiada za grzechy członków swojej rodziny, choć może czuć się przez nie przytłoczony. Mądre ale nie odkrywcze. Jeśli, ktoś życzy sobie poznać tę historię to nie odradzam kupna książki, mam jednak nadzieję, że wiecie już czego się po niej spodziewać.

Na plus:
+ rozdziały dotyczące życia Amona Götha oraz funkcjonowania obozu koncentracyjnego Plaszow
+ niektóre wspomnienia z życia Jennifer Teege dotyczące jej biologicznej rodziny

Na minus:
- kilka niepotrzebnych rozdziałów
- dużo przemyśleń Jennifer Teege, które niestety wydały mi się nieco przesadzone
- w kółko przewijają się te same pytania, na które niestety brakuje odpowiedzi

Ocena: 3/6

Autor: Nikola Sellmair, Jennifer Teege
Tłumacz: Ewelina Twardoch
Gatunek: biografia/autobiografia
Cykl: -
Liczba stron: 304
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka 2014

Cena: 36,00 zł

13 sierpnia 2014

John Lutz - Mrok

Moje pierwsze spotkanie z twórczością Johna Lutza nie było zbyt udane. Jego Seryjny zrobił na mnie średnie wrażenie, i choć nie mogłam uznać tej książki za słabą, to jednak jej mankamenty były dla mnie wyraźnie widoczne. Za to zupełnie inaczej prezentuje się Mrok, który również wyszedł spod jego pióra.

W porównaniu z pierwszym tytułem, ten robi wrażenie klasycznego thrillera, w którym autor zawarł skomplikowanego antybohatera, wiele zwodzących czytelnika wątków oraz zaskakujące zakończenie. Lepiej prezentuje się też konstrukcja fabularna, która tak jak poprzednio przenosi czytelnika między różnymi wydarzeniami na przełomie kilkudziesięciu lat. Nie ukrywam, że w tym przypadku również najwięcej przyjemności sprawiła mi lektura fragmentów opisujących przeszłość. Myślę, że zabieg ten można uznać za charakterystyczną cechę budowania opowieści przez Lutza.

Znany z Seryjnego detektyw Frank Quinn upadł na samo dno. Jego kariera zawodowa, tak samo jak życie prywatne, legła w gruzach. Stracił wszystko za sprawą ślepej wiary w prawo i porządek. Dostał też gorzką nauczkę, aby nie buntować się przeciwko skorumpowanym kolegom po fachu… Po kilku latach pojawia się szansa na rehabilitację i powrót do życia w społeczeństwie. Światełkiem nadziei dla bohatera staje się krwawe zabójstwo połączone z samobójstwem sprawcy. Pewien wysoko postawiony detektyw ma wątpliwości, czy aby wszystko na miejscu zbrodni rzeczywiście wskazuje na brak udziału osób trzecich. Pojawiają się pytania, na które odpowiedzi ma znaleźć właśnie, ponownie zwerbowany do pracy, Quinn.

Lutz stworzył mocny kryminał, który trzyma w napięciu choć nie przeraża. Misternie skonstruowana postać mordercy kryje w sobie wiele zagadek, które zostają odkryte dopiero na samym końcu historii. Ogrom uwagi poświęconej antybohaterowi sprawia, że inne postaci potraktowane są nieco po macoszemu, a pomniejsze wątki rozwiązane są nieco naiwnie, jednak cały magnetyzm tego thrillera oparty jest właśnie na osobie zabójcy i jego skomplikowanej historii, a tu autor wykazał się pomysłowością. Czytelnik zdobywa coraz więcej informacji o rzekomym mordercy, autor stopniowo odkrywa wiele szokujących faktów z jego przeszłości i kiedy już wydaje się, że wiadomo kto stoi za brutalnymi zbrodniami okazuje się, że prawda wygląda zupełnie inaczej.

Mrok sprawdził się świetnie jako podręczna książka w podróży. Przez wzgląd na swoje niewielkie gabaryty, łatwo można powieść spakować, a następnie wyciągnąć ją i umilać sobie drogę lekturą. Wszystkim spragnionym mocnych, ale niezbyt krwawych wrażeń polecam sięgnięcie po kolejną powieść Johna Lutza.

Na plus:
+ ciekawie rozwinięta postać antybohatera
+ fragmenty przedstawiające historię z przeszłości
+ umiejętne prowadzenie czytelnika
+ gabaryty

Na minus:
- poza antybohaterem inne postaci są mało charakterystyczne
- historia nie przeraża tak jak powinna

Ocena: 4/6

Autor: John Lutz
Tytuł: Mrok
Tłumacz: Bartosz Kurowski
Gatunek: Thriller
Cykl: Zabójcza seria
Liczba stron: 448
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka 2014
Cena: 34,00 zł


Recenzja ukazała się na portalu PARADOKS.

01 sierpnia 2014

Marek "Ptaszek" Zimowski - W 90 dni dookoła Australii albo walkabout po polsku

Bardzo lubię poznawać nowych ludzi – szczególnie tych nastawionych pozytywnie do świata, ciekawych tego co czeka za zakrętem losu oraz mających własne zdanie na każdy temat, a przy tym otwartych na opinie innych osób. Dzięki książce W 90 dni dookoła Australii albo walkabout popolsku poznałam Marka Ptaszka Zimowskiego, którego charakteryzują wszystkie powyższe cechy, a za sprawą tej znajomości zakochałam się w tajemniczej Australii. Państwie-kontynencie, o którym zdaje nam się, że wiemy dużo, a tak naprawdę nie wiemy praktycznie nic.

Tomiszcze, które Zimowski spisał można nazwać przewodnikiem. I choć trudno byłoby je wpakować do plecaka i zabrać ze sobą w podróż, to jednak lektura tej książki dementuje wiele mitów oraz rozwiązuje wiele problemów, na które mógłby natrafić turysta, a które najlepiej zna imigrant mieszkający na stałe w Australii, w tym przypadku autor. Zasadniczą różnicą między rasowym przewodnikiem a tekstem Zimowskiego jest jednak cel jego powstania. Podróżnik spisał bowiem relację ze swojego walkaboutu – czyli samotnej podróży w poszukiwaniu spokoju ducha oraz przemyślenia swojego życia. Podróż taką bardzo często odbywali, a czasem odbywają nadal, rodzimi mieszkańcy Australii, czyli Aborygeni. Czytający te słowa nie powinni się jednak obawiać, że jest to dziennik nawiedzonego faceta, któremu coś w życiu nie poszło – wręcz przeciwnie. Marek Zimowski jest człowiekiem radosnym i pokornie nastawionym do wszystkiego co mu przynosi los. A więc czemu walkabout? A no bo czasami człowiek musi i już J

Książka ma jednak formę dziennika. Autor opisuje dzień po dniu wyznaczoną dookoła Australii trasę oraz przygody, legendy, anegdotki dotyczące miejsc, w które dotarł. Możemy więc dowiedzieć się czemu Australia exportuje swoje wielbłądy, jak wyglądają australijskie drogi po deszczu, kim była Kristina Pawlowski oraz po co autor wiózł ze sobą pluszowego Kubusia Puchatka na dachu samochodu. Jest też dużo pytań o zmieniający się obecnie świat, a że autor jest już dojrzałym mężczyzną, przekrój owych zmian na przełomie lat nie stanowił dla niego problemu. Wszystko to sprawia, że lektura wprowadza w bardzo ciekawy i wyjątkowo nastrojowy stan.

Nie wiem, czy można autora nazwać zawodowym podróżnikiem, za to na pewno można powiedzieć o nim, że jest wyjątkowym kompanem podróży i fantastycznym przewodnikiem po kraju, który jest nam mało znany. W zasadzie nawet w mediach nie podaje się bieżących informacji z Australii. Wszyscy pragnący wyruszyć w podróż do krainy kangurów powinni najpierw wybrać się W 90 dni dookoła Australii… Gwarantuję, że wrócicie wypoczęci, zrelaksowani i bogatsi o wiedzę z zakresu… życia! :)

Na plus:
+ lekki i swojski styl
+ ogromna liczba anegdot i informacji o Australii
+ autor jawi się jako bardzo ciekawa i sympatyczna osoba

Na minus:
- troszkę zbyt ciemne zdjęcia
- gabaryty
- drobne niedociągnięcia redaktorskie np. powtórzenia

Ocena: 5/6

Autor: Marek Ptaszek Zimowski
Tytuł: W 90 dni dookoła Australii albo walkabout po polsku
Tłumacz: -
Gatunek: Podróżnicza
Cykl: -
Liczba stron: 856
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza 2014
Cena: 65,00 zł

Recenzja ukazała się na portalu DużeKa.

21 lipca 2014

Peter May - Czarny dom

"Nie samą fabułą żyje książka. Czasem jej sercem są wyjątkowi bohaterowie."

Czarny dom Petera May należy do tego rodzaju książek, które trudno wrzucić do konkretnej szuflady. I to nie przez wzgląd na niełatwy do sklasyfikowania gatunek literacki, a raczej przez specyficzny, czy wręcz wyjątkowo nastrojowy klimat, który potrafi uratować nawet najsłabszą jakościowo fabułę. W przypadku Czarnego domu nie wypada napisać, że jest ona kiepska, jednak wydaję mi się, że miłośnicy kryminału sięgając po tę książkę mogą oczekiwać czegoś zgoła innego. Bowiem nie jest to powieść reprezentująca ten gatunek w sposób pełnoprawny. Owszem – występuje tu zagadka kryminalna, jest trup, jest policjant prowadzący śledztwo. Zdecydowanie brak w niej jednak tak charakterystycznego dla tego typu lektur skupienia na wątku popełnionej zbrodni, dużo natomiast informacji mających związek z  głównym bohaterem i mrocznych tajemnic dotyczących małego miasteczka, w którym dorastał i z którego uciekł jako młody mężczyzna. To właśnie czyni Czarny dom dramatem psychologicznym z domieszką kryminału. Właśnie na to powinien nastawić się czytelnik sięgający po książkę Petera May.

Na malutkiej szkockiej wysepce dochodzi do rzadkiego w tamtych stronach incydentu. Dwójka nastolatków odnajduje zwłoki mężczyzny. Denatem okazuje się być niejaki Angel – znany wszystkim miejscowy łobuz. Fin MacLeod wraca w rodzinne strony po latach, w celu sprawdzenia, jak wiele wspólnego ma to morderstwo z inną sprawą, która pozostała nierozwiązana, a którą prowadzi. Okazuje się, że powrót stanie się dla niego przyczynkiem do wyruszenia w zupełnie inną, bowiem sentymentalną, podróż. Właśnie w jego przeszłości ukryty jest klucz do rozwikłania sprawy zagadkowego morderstwa…

Głównym atutem tej powieści jest świetnie zobrazowany portret wyspiarskiej, typowo hermetycznej społeczności. Właśnie te powściągliwe charaktery mieszkańców mglistej szkockiej wysepki sprawiają, że wokół książki buduje się nietypowa, a może nawet nieco demoniczna aura. Każda następna strona jest kolejnym elementem układanki, którą stanowi w tym przypadku nie morderstwo, a raczej postać głównego bohatera, czyli Fina. A ten, choć jest człowiekiem po przejściach sprawia wrażenie wnikliwego poczciwca.

Mam nadzieję, że rozumiecie już że nie jest to typowy kryminał. Fabuła jest bardzo powolna, a liczne retrospekcje z pewnością nie wpływają na jej szybszy rozwój. Zdecydowanie można tu zastosować porównanie do układania puzzli – nic się tu nie rusza, raczej dopasowuje się odkryte kolejno elementy i dzięki temu powoli zaczyna tworzyć się wzór… który ostatecznie nie jest dla nas jakimś niesamowitym zaskoczeniem ale pomimo tego odczuwamy radość z jego złożenia. I taka jest właśnie ta książka.

Na plus:
+ świetnie zobrazowany portret wyspiarskiej społeczności
+ naprawdę ciekawy główny bohater, który posiada pogłębiony rys psychologiczny
+ liczne retrospekcje odkrywające przed czytelnikiem kawałki układanki, którą stanowi główny bohater
+ aura niesamowitości
+ sentymentalizm

Na minus:
- powolne tempo akcji
- nietypowy kryminał

Ocena: 4+/6

Autor: Peter May
Tytuł: Czarny dom
Tłumacz: Jan Kabat
Gatunek: Kryminał/Dramat psychologiczny
Cykl: Fin MacLeod tom 1
Liczba stron: 464
Wydawnictwo: Albatros 2014
Cena: 34,30 zł