„Tamci to zwierzęta, zgoda. Ale czy wiesz na pewno, że dzięki temu my jesteśmy ludźmi?”*
„Kosogłos” to ostatni tom należący
do trylogii „Igrzysk śmierci”. Suzanne Collins postanowiła
lekko wyciszyć wątek miłosny a rozbudować te polityczne i
społeczne. Czy taki zabieg okazał się trafionym pomysłem na
zwieńczenie tak wyśmienitej serii? Myślę, że zdecydowanie tak.
Tym bardziej, że autorka postanowiła nic nie upiększać, nie bawić
się w literackie fantazje. Jestem przekonana, że gdyby tak miał
wyglądał kiedyś świat to ta historia mogłaby zostać napisana
przez życie.
Trzynasty Dystrykt przetrwał. Od
kilkudziesięciu lat ludzie ukrywają się tam pod powierzchnią
ziemi i przygotowują się na zemstę. Właśnie tam trafia Katniss
wraz z matką, siostrą i innymi ocalałymi z Dwunastego Dystryktu.
Dziewczyna staje się symbolem rebelii, a wszystko to za sprawą
broszki, którą w pierwszym tomie otrzymała od przyjaciółki zanim
ruszyła na arenę śmierci. Kosogłos, bo właśnie jego symbolizuje
Katniss, staje się ostatnim trybikiem w walce o wolność dla
mieszkańców całego Panem. Niestety, bohaterka jest wyczerpana
psychicznie i fizycznie i jedyne co jest w stanie robić to wykonywać
rozkazy tych, którzy w rzeczywistości pociągają za sznurki.
Jedyne momenty, kiedy znów staje się sobą to realna walka...
rzeczywiste pole bitwy – czuje się wtedy jak na arenie. Najgorsze
przychodzi jednak wtedy, kiedy okazuje się, że Peeta został
pojmany przez Kapitol i nikt nie wie co się z nim dzieje.
Autorka naprawdę popisała się nie
lada pomysłowością. Chociaż jest to książka dla młodzieży,
nie starała się jest złagadzać, tłumaczyć, dopisywać na siłę
„happy endu” do każdej historii. Bohaterowie przeszli piekło i
ono zostawiło na nich piętno. Zmienili się z delikatnych i
niewinnych młodych ludzi, w dojrzałych, szczerych i brutalnych
„żołnierzy”. Zmieniły się także ich uczucia. „Kosogłos”
chodź najmniej spektakularny ze wszystkich tomów to jednak
pozostawia największe wrażenie, właśnie poprzez to, że jest to
najbardziej gorzka i okrutna część historii.
Doskonale przedstawiona wizja
antyutopii. Dojrzała i wymagająca myślenia historia, która trzyma
w napięciu od początku do końca, czyli od „Igrzysk śmierci”
do „Kosogłosa”. I naprawdę uwierzcie mi ostatnią rzeczą, o
której mówi ta książka jest miłość. Oczywiście, bohaterka
podejmuje w końcu decyzję, jednak czy wiedzie ją głos serca, czy
też racjonalne myślenie i chłodna kalkulacja? Na pewno wybrała
tego bez którego nie mogła dać sobie rady, tego który ugasił
trawiący ją wewnętrzny pożar, a nie tego, który go podsycał. I
jeśli tak na to patrzeć, to myślę, że faktycznie była to
miłość, już od samego początku.
A jeśli chodzi o to co najważniejsze,
czyli społeczeństwo, to Collins rewelacyjne odwzorowała na czym
polega władza. Z tej powieści doskonale wynika, że z wielką
władzą wiąże się wielka odpowiedzialność, którą nie każdy
jest w stanie udźwignąć. I pamiętajcie, ku przestrodze, że
historia lubi zataczać koło...
Moja ocena: 5/6
Tytuł: Kosogłos tom 3
Autor: Suzanne Collins
Ilość stron: 376
Wydawnictwo: Media Rodzina 2010
* "Wielki marsz" Stephen King
Muszę w końcu wziąć się za nadrabianie zaległości z tą trylogią :D
OdpowiedzUsuń