30 listopada 2011

Najlepsze recenzje listopada

No i czas nadszedł na kolejne recenzje tym razem moje serce zdobyły właśnie te:

http://anek7.blogspot.com/2011/11/z-tymi-zodziejami-nie-warto-zadzierac.html

http://kasandra-85.blogspot.com/2011/11/czarny-wygon-soneczna-dolina-i.html

http://myslodsiewniaksiazkowa.blogspot.com/2011/11/sasiad-lisa-gardner.html

http://zwiedzamwszechswiat.blogspot.com/2011/11/sukkub.html

http://today1.blog.onet.pl/2,ID439378863,SL439485737,index.html

http://czytankimadlen.blogspot.com/2011/11/spokojnie-to-tylko-miosc-dominika.html

Coraz trudniej mi wybierać tylko kilka bo coraz więcej waszych blogów odwiedzam i coraz więcej piszecie, ale w tym miesiącu te najbardziej zapadły mi w pamięć :)
Pozdrawiam serdecznie :):)

Piotr Rowicki - Fatum

„Czarujący siedemnastowieczny Gdańsk, czy raczej Gdańsk rozczarowujący?” 

„Fatum” to zbiór dziesięciu opowiadań osadzonych w siedemnastowiecznym Gdańsku. Piotr Rowicki postanowił uraczyć czytelników historiami o zbrodni, która tutaj ma wiele twarzy. Szczerzę muszę przyznać, że absolutnie nie potrafiłam sobie wyobrazić barokowego Gdańska ale chciałabym, żeby wyglądał tak jak opisał go autor „Fatum”
Nie można Rowickiemu odmówić umiejętności budowania i przedstawiania świata w realiach, którego osadza swoje historie. Nie można też przyznać, że brak mu talentu i lekkości pióra. Podobało mi się również, że zna różnicę miedzy powieścią i opowiadaniem – umie tak wyważyć treść, żeby opowiadania nie sprawiały wrażenia zbyt długich lub też zbyt powierzchownych i pośpiesznie kończonych. Jego historie doskonale trzymały się swojej roli – ot, ciekawie skrojone opowiastki z puentą. Jednak, czy to wystarczy?
Otóż, muszę przyznać, że mi nie wystarczyło. Ja się trochę zawiodłam, choć to chyba moja wina. Bardzo wysoko ustawiłam poprzeczkę dla tej książki, a ona ledwo musnęła ją „kolanem”. Opowiadania na szczęście są względem siebie równe, co nie zmienia faktu, że wszystkie trzymają ten sam – przeciętny – poziom. Chociaż, znalazłam w tej antologii kilka opowiadań, które mogę uznać za takie malutkie perełki np. „Czerwony Kapturek” – piękne odniesienie baśni do rzeczywistości, „Homer” – zaskakujące, czy też „Eliasz Eggert – opowieść mordercy” – opowiadanie napisane z ogromnym polotem jednak lekko rozczarowujące na końcu.
Jednak musze zwrócić uwagę na fakt, że głównym bohaterem powieści ma być i jest Gdańsk – ze swoim specyficznym nadmorskim klimatem i malowniczą przestrzenią. Faktycznie autorowi udało się ukazać w stu procentach to miasto. Chociaż, ja uwielbiałam Gdańsk i bez tego, ale teraz to uczucie jest jeszcze silniejsze. Kocham to zatęchłe i kolorowe, choć szaro-bure miasto.
Tak więc jedyna odpowiedź, na pytanie zawarte w temacie, jaka ciśnie mi się na usta to: Gdańsk czaruje, rozczarowuje trochę cała reszta. Jednak polecam każdemu fanowi groteski i kryminału zapoznanie się z opowiadaniami zawartymi w „Fatum” i ostrzegam nie nastawiajcie się na fajerwerki. Jeśli zachowacie umiar w swoich oczekiwaniach to możecie spędzić bardzo przyjemną, choć krótką chwilę przy opowieściach snutych przez Piotra Rowickiego. I tego Wam życzę.

Moja ocena: 3+/6

Tytuł: Fatum
Autor: Piotr Rowicki
Ilość stron: 240
Wydawnictwo: Oficynka 2011

21 listopada 2011

Carrie Ryan - Las zębów i rąk

„Głęboka i metafizyczna książka z zombie w tle… można? A no można!” 

Muszę przyznać, że z książką Carrie Ryan „Las zębów i rąk” przeżyłam, jak to mówią, „miłość od pierwszego spojrzenia”. Po prostu wiedziałam, że zakocham się w tej historii, bez względu na to jaka będzie i jak mnie potraktuje. Tak więc, zakładam, że jestem absolutnie nieobiektywna bo zadziałały tutaj jakieś czary albo prawdziwa strzała Amora. Mimo wszystko, pozwolę sobie jednak opowiedzieć Wam o moich odczuciach.
Mary, to młoda dziewczyna mieszkająca w zamkniętej osadzie otoczonej zewsząd niekończącym się „lasem zębów i rąk”. Nie poznała ona innego życia i innego świata, a jedynym jej kontaktem z zamierzchłą przeszłością są historie opowiadane jej przez matkę. Opowieści na temat budynków wyższych niż drzewa, o ogromnej przestrzeni wypełnionej wodą, czyli o oceanie itp.  Dziewczyna wierzy, że jej osada nie jest jedyną, że jest coś więcej poza lasem i żyje marzeniami o tamtym świecie, mimo tego, iż to co zna to rzeczywistość pełna Nieuświeconych – czyli zmarłych, którzy powrócili pełni głodu i pragnienia ludzkiego mięsa. Dlatego ludzie mieszkają w tej enklawie, którą rządzi Siostrzeństwo i Strażnicy. Jednak Mary to nie wystarcza, a pewnego dnia zostaje ona zmuszona by wyruszyć po odpowiedzi na dręczące ją pytania. Mam nadzieje, że sami dowiecie się co z tego wyniknie…
Myślę, że z pełną świadomością mogę stwierdzić, iż „Las zębów i rąk” to najlepiej skonstruowana post-apokaliptyczna książka o zombie jaką do tej pory czytałam, a czytałam ich przynajmniej kilka. Świat wykreowany przez autorkę jest tak realny, że wsiąknęłam w niego absolutnie. Uwierzyłam, w tę osadę, w jej mieszkańców, w Nieuświęconych i w marzenia Mary. Styl autorki jest bardzo lekki, a wybór opisu świata oczyma Mary był wyśmienitym pomysłem, gdyż doskonale możemy poczuć jak wygląda życie jej i całej otoczonej siatką wioski. Malutkim mankamentem jest kilka „tyci” literówek, które znalazłam w tekście ale można na to przymknąć oko. Akcja powieści jest wartka. Jeśli nie mamy walki z zombie, to mamy kocioł myśli kłębiących się w głowie Mary, tak więc nie można się znudzić. No i ta okładka! Doskonale oddaje klimat książki – DO-SKO-NA-LE!
Uważam, że nie pomylę się mówiąc, iż „Las zębów i rąk” nie jest typową powieścią dla młodzieży. Ciężko jest tak naprawdę określić grupę odbiorców, którym przeznaczona jest ta książka. W zasadzie, każdy komu nie przeszkadzają jęczące w koło zombiaki, może sięgnąć po nią i zanurzyć się w tym fantastycznym świecie. Dla mnie „Las zębów i rąk” jest opowieścią o dojrzewaniu, o miłości i o podążaniu za marzeniami – a niewiele takich historii się obecnie przedstawia. Powieść jest pełna napięcia, jest mroczna i przerażająca, jednak to co w niej piękne to fakt, iż wzbudza te emocje nie poprzez brutalne i pełne krwi opisy, a poprzez subtelne i umiejętne dobieranie słów oraz granie na krawędzi ludzkiej wyobraźni. Związek miedzy głównymi bohaterami jest niebanalny a wybory podejmowane przez główną bohaterkę, choć niektórych mogą drażnić lub wydać się irracjonalne, to jednak są słuszne – podąża ona za głosem swego serca. Robi to, czego tak wielu z nas, mimo możliwości, bardzo się boi. Ja polubiłam główną bohaterkę i mam nadzieje, że choć na chwilę spotkam ją w drugim tomie tej niesamowicie wciągającej trylogii.

Moja ocena 6/6

Tytuł: Las zębów i rąk
Autor: Carrie Ryan
Ilość stron: 348
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc 2011
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Papierowy Księżyc i serdecznie (naprawdę bardzo!) za nią dziękuję!!

17 listopada 2011

J.D. Bujak - Lista

„Złe dobrego początki” 

Po raz pierwszy z J.D. Bujak spotkałam się poprzez szalenie pochlebne recenzje na temat jej powieści „Spadek”. Kiedy więc okazało się, że w moje ręce wpadł jej debiut literacki pod tytułem „Lista” byłam bardzo ciekawa co w twórczości tej autorki urzekło czytelników. Teraz, kiedy jestem już zaznajomiona z lekturą, mam mieszane uczucia.
Mateusz to młody architekt. Pewnego dnia odbiera w pracy maila z nieznanego adresu. Wiadomość zawiera jedynie imię i nazwisko jakiejś kobiety. Choć wydaje mu się to dziwne to jednak nie wzbudza jeszcze jego niepokoju. Jednak ten pojawia się, gdy okazuje się, że owa kobieta z maila została tego samego dnia brutalnie zamordowana. Jednak Mateusz autentycznie traci grunt pod nogami dopiero wtedy kiedy dostaje dwie kolejne wiadomości o podobnej treści a do jego drzwi puka nieznajoma, która jak się okazuje dysponuje kompletną listą nazwisk osób, które pewien niezrównoważony człowiek upatrzył sobie na ofiary. Co więcej okazuje się, że i ona i on znajdują się na owej liście. Od tej pory młodzi rozpoczynają szaloną i niebezpieczną grę z mordercą.
Książka jest przede wszystkim nierówna i dziurawa jak polskie drogi. Jednak wraz z rozwojem akcji autorka nabiera pewności siebie, co ewidentnie przekłada się na jakość jej powieści. Tak więc, mimo kiepskiego początku, zakończenie jest zadowalające. Choć pisarka widocznie zagalopowała się w swym szczęściu kończąc „Listę” i uraczyła czytelników bajecznie słodkim i polanym lukrem „epilożkiem”. Lektura ta zawiera masę błędów językowych i logicznych. Bohaterowie są słabo zarysowani i tak naprawdę ciężko się z nimi utożsamić, jednak całą sytuację J.D. Bujak opisała na tyle ciekawie, że dało się wyczuć emocje i napięcie kierujące głównymi postaciami. Wykreowanie świata przedstawionego nie zajęło pisarce zbyt wiele czasu, gdyż w książce raczej brak jakichkolwiek wątków pobocznych oraz wydumanych opisów, jednak dzięki temu czyta się ją zaskakująco szybko. Natomiast rażą w oczy, czasem absolutnie abstrakcyjne dialogi i zachowania bohaterów.
Pomimo tych wszystkich błędów, bzdurek i nielogicznych szczegółów to jednak książka mnie wciągnęła i przyznam, że nie mogłam spokojnie wysiedzieć w miejscu, oczekując w napięciu na zakończenie. Z racji tego iż to debiut autorki to nie chcę być zbyt surowa w ocenie. Uważam, że wiele błędów nie wyniknęło z winy samej twórczyni (nadal uważam, że nic nie przebije fatalnej „Grzechotki” J. Jodełki). Polecam książkę wielbicielom talentu J.D. Bujak. Tym, którzy zaczynają przygodę z polską powieścią kryminalną, także zachęcam do sięgnięcia po „Listę”, gdyż powieść jak pisałam czyta się szybko (tak szybko, że na szczęście nie zdąży zmęczyć). Natomiast bardziej wymagający czytelnicy mogą potraktować tę książkę jako przystawkę, niestety niezbyt sycącą.

Moja ocena: 3+/6

Tytuł: Lista
Autor: J.D. Bujak
Ilość stron: 262
Wydawnictwo: Novea Res 2009

11 listopada 2011

Wolfgang Hohlbein - Thor.Saga Asgard

„Bogowie muszą być szaleni” 

Wierzenia i mitologie są bardzo plastycznym i wdzięcznym tworem do przerabiania na specjalne okazje. Taką to okazją dla niemieckiego autora Wolfganga Hohlbeina było tworzenie „Sagi Asgard”. I choć pisarze pochodzący z sąsiadującego z nami kraju z za Odry nie specjalnie mnie kuszą, to po książkę „Thor.Saga Asgard” sięgnęłam z nieukrywaną ciekawością. Mogę rzec, że ani ja ani książka nie wyszłyśmy obronną ręką z tej potyczki.
Książkę rozpoczyna wielka zamieć – pośród śnieżnych wiatrów budzi się mężczyzna. Ów mąż stracił pamięć, nie wie gdzie się znajduje i co się stało. Otoczony stadem wilków, rozpoczyna rozpaczliwą walkę o życie, którą przegrałby, gdyby nie wielki basior, który pojawia się niespodziewanie i odgania resztę wilków a następnie znika niespodziewanie jak się pojawił. Bohater wyrusza więc w byle którą stronę licząc na jakiś ratunek, nieoczekiwanie dla siebie, sam staje się wybawcą pewnej rodziny, która również podążając przez tą śnieżną pustynię staje oko w oko z niebezpieczeństwem. Tak zaczyna się historia Thora – Boga, który zamieszkał wśród ludzi i Boga, który sam był człowiekiem.
W zasadzie w całej książce chodzi o to, że bohater próbuje odkryć swoje prawdziwe pochodzenie. Jego towarzyszką staje się Urd – piękna kobieta ocalona ze śnieżycy oraz dwójka jej dzieci, czyli Elenia i Lif. W miarę rozwoju akcji pojawiają się kolejne elementy układanki, które składają się w całość dopiero na sam koniec i choć sprawia to wrażenie tajemnicy to niestety wieje też dłużyzną i momentami chaosem.
Powieść jest bardzo nierówna. Mamy rewelacyjne opisy bitew i pojedynków, dosyć ciekawie zarysowaną intrygę  a do tego całkiem zaskakujące zwroty akcji, z drugiej strony przytłaczają płytkie i niezrozumiałe dialogi, szerokie i jałowe jak stepy opisy krajobrazów oraz bezmyślne zachowania bohaterów. Dlatego też książka wciąga tak samo mocno jak irytuje. Thor jak na postać posiadającą wyjątkowe zdolności jest wyjątkowo mało błyskotliwy, żeby nie rzec tępy. Moim największym rozczarowaniem była natomiast Urd, którą bardzo polubiłam i która przeszła w ciągu 800 stron tak wielką metamorfozę, że na samym końcu szczęka mi opadła i brakło mi słów – jeśli tak przedstawia się kobiety w literaturze to już rozumiem czemu panowie się nas boją.
Ciężko jest określić tak naprawdę jaka jest ta powieść. Mamy dobrze opisany wątek miłosny, ciekawe opisy walk i fabułę, którą autor wykorzystał na 70%, tak więc nie jest źle. Pochwała należy się Miłoszowi Urbanowi, który przetłumaczył to tomisko i przy tym nie popełnił większych błędów i nie stworzył zdań zawiłych jak sama treść powieści. Minusem jest niestety okładka, która po prostu jest słaba - nie przykuwa uwagi, a do tego jest miękka, a wszyscy chyba wiemy co oznacza duża ilość stron i miękki grzbiet?
Mimo wszystko, po tym co napisałam, twierdzę, że „Thor.Saga Asgard” to powieść godna zauważenia i godna przeczytania. Należy też pamiętać, iż jest to jedynie wstęp do całej sagi, tak więc już samo to może wskazywać na dalszy i lepszy rozwój akcji. Ja na pewno sięgnę po kolejny tom, chociażby dlatego, że zżyłam się już z bohaterami tej powieści choć są oni często nielogiczni, niezrozumiali i pełni wad jak to ludzie

Moja ocena: 4/6

Tytuł: Thor.Saga Asgard
Autor: Wolfgang Hohlbein
Ilość stron: 829
Wydawnictwo: Telbit 2011
Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Telbit. Serdecznie za nią dziękuję.

10 listopada 2011

Val McDermid - Krwawa blizna

„Groza z telewizyjnego ekranu” 

Val McDermid jest szkocką pisarką. Teraz już mogę spokojnie powiedzieć, że jedną z moich ulubionych. Jej poprzednia powieść – „Syreni śpiew”, wprawiła mnie w zachwyt, jednak sięgając po „Krwawą bliznę” bałam się, czy kolejna część opowieści o Tonym Hillu i Carol Jordan spełni moje, już i tak wysokie, wymagania. Obawy te okazały się jednak niepotrzebne.
Tragiczne wydarzenia z przeszłości położyły cień na dalsze losy Tonego Hilla i Carol Jordan. Drogi tych dwojga rozchodzą się, do czasu… Tony wreszcie dostał pozwolenie na utworzenie niewielkiej elitarnej jednostki profilerskiej, którą ma wyszkolić. Pierwszym ćwiczeniem wdrażającym w funkcjonowanie profilerów jest wnikliwa analiza grupy osób uznanych za zaginione. Jedna z policjantek-kursantek – Shaz Bowman, bierze się za sprawę nad wyraz poważnie. Udaje jej się wytypować grupkę nastolatek, które łączy coś więcej niż podobieństwo fizyczne. Podczas krótkiego ale wnikliwego śledztwa typuje ona nawet teoretycznego sprawcę. Jednak nikt nie bierze jej przypuszczeń na tyle poważnie by uchronić ja od tragicznej śmierci. Komu nacisnęła na odcisk? Kto zechciał w brutalny sposób zamknąć jej „oczy, usta i uszy”? Czy gwiazda telewizji Jacko Vince, okaże się psychopatycznym zboczeńcem? Tony Hill staje po raz kolejny oko w oko ze złem. Jest ono tak samo potworne jak poprzednie. Carol Jordan przyłącza się do grupy młodych profilerów by rozwikłać zagadkę śmierci Shaz oraz tajemniczych zaginięć młodych dziewczyn.
Autorka jak nikt inny kreśli rysy psychologiczne swoich postaci. Tony mimo wszystkich swoich słabości, zakrawa mi o superbohatera. Jego przenikliwy umysł jest dla mnie niesamowicie pociągający. Natomiasr Carol Jordan, Shaz Bowman, czy wreszcie Jacko Vince są postaciami niesamowitymi. Każdy ma swój charakter, każdy ma swoje problemy i działa po swojemu.  Podziwiam Val McDermid za stworzenie tak głębokich charakterów.
Fabuła jest niesamowicie wciągająca. Nie zniechęcajcie się więc pierwszymi trzema – czterema rozdziałami, które się lekko dłużą, bo gdy przebijecie się przez skorupkę goryczy dostaniecie w zamian smakowitego cukierka, który będzie się długo i rozkosznie rozpuszczał w ustach. Powiadam Wam, powieść ta jest skonstruowana w sposób przemyślany. I w zasadzie nie ma w niej żadnego niepotrzebnego fragmentu. Nawet te delikatne dłużyzny są usprawiedliwione. Jedyne co mnie momentami drażniło to niewielkie literówki i błędy w tłumaczeniu. Jednak jest to sprawa, którą można przemilczeć, a przynajmniej ominąć przy ocenie. Mam wrażenie, że Val McDermid buduje swoje powieści na szkieletach psychologicznym morderców, których tworzy. To oni są dominantami tych powieści, dlatego każda z nich się różni. Ja polecam „Krwawą bliznę” nie tylko tym, którzy wcześniej sięgnęli po „Syreni śpiew”, gdyż nawet od tej powieści warto zacząć swoją przygodę z Val McDermid.

Moja ocena: 6/6

Tytuł: „Krwawa blizna”
Autor: Val McDermid
Ilość stron: 448
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 01.09.2011
Recenzja została napisana dla „Grabarza Polskiego” i ukazała się w najnowszym numerze owego e-zinu.
Najnowszy numer do ściągnięcia TUTAJ

09 listopada 2011

Craig Russel - Baśniowy morderca

„Po okruszkach chleba do rozwiązania zagadki baśniowego mordercy”

Wielu miłośników kryminału zna dobrze nazwisko – Craig Russell. A to za sprawą powieści „Krwawy orzeł” wydanej w 2005 roku. Jej bohater – Jan Fabel – to komisarz hamburskiej policji i właśnie z nim mamy przyjemność spotkać się po raz drugi, tym razem w powieści zatytułowanej „Bajkowy morderca”.
Wszystko zaczyna się od znalezionego, na plaży w Hamburgu, ciała młodej dziewczyny. Kilka dni po tym odkryciu, zostają odnalezione kolejne zwłoki, tym razem to para kochanków, którym ktoś poderżnął gardła. Później jest już tylko coraz więcej trupów i ciekawa tajemnica jaka spowija „Baśnie braci Grimm”. Jan Fabel staje przed bardzo trudnym zadaniem – musi wniknąć w umysł mordercy, by rozszyfrować wskazówki jakie zostawia mu na miejscu zbrodni oraz wyprzedzić jego następny krok. Czy mu się uda?
Jan jest dosyć niezwykłym policjantem. Zazwyczaj w kryminałach spotykamy się z bohaterem, który: zbyt dużo pije, pali, ma wiecznie podkrążone oczy i symbolizuje wrak człowieka a jedyne co mu wychodzi to praca. Tu jest inaczej. Jan rzeczywiście jest bardzo dobrym policjantem, a dodatkowo nie jest alkoholikiem (można?), nie nikotynizuje się a choć faktycznie jest rozwodnikiem (bywa) to ma dobry kontakt z córką, nową kobietę oraz chociażby fragmentaryczne życie rodzinne. Co więc za tym idzie jest postacią bardzo rzeczywistą i wyrazistą. Polubiłam go mimo całej powagi jaką sobą reprezentuje. Inni bohaterowie również są sympatyczni choć mniej wyraziści. Uważam, że autor nie chciał tracić czasu na wczuwanie się w rozwijanie drugoplanowych postaci – nie winie go za to. Dosyć ciekawie rysuje się też postać psychopatycznego mordercy a odwołania do „Baśni braci Grimm” nadają mu specyficznego charakteru. To ten charakter sprawia, że zakończenie książki jest bardzo efektowne.
Wydawnictwo Buchmann postarało się także aby książka była wydana ładnie i przejrzyście. Chociaż okładka jest trochę nijaka to jednak treść książki jest dobrze rozplanowana – dzięki temu szybko się ją czyta.
Jednak nie wszystko jest takie kolorowe. Problem „Baśniowego mordercy” polega na dosyć sztywnym i surowym języku. Mało w tej książce opisów emocji – wszystko i wszyscy są bardzo powściągliwi ale może to właśnie „urok” Niemców. Jednakże właśnie to sprawiło, że odbiór lektury stał się w moich oczach poprawny zamiast porywający. Na pewno jest to dosyć ciekawie skonstruowany kryminał. Napisany, jak wspomniałam surowym i prostym językiem, dlatego, poleciłabym go osobom raczkującym w tematyce kryminalnej lub też tym, którzy nie wymagają fajerwerków. Pisząc to, tak naprawdę, mam mieszane uczucia względem książki Russella. Spędziłam przy niej kilka miłych godzin, które jak mniemam niedługo ulecą z mojej pamięci. Widzicie, nawet recenzja tej książki jest powściągliwa.


Moja ocena: 4/6


Tytuł: Baśniowy morderca
Autor: Craig Russell
Ilość stron: 368
Wydawnictwo: Buchmann 2011
Recenzja została napisana dla Grabarza Polskiego i ukazała się w najnowszym numerze owego e-zinu.
Najnowszy numer do ściągnięcia TUTAJ

07 listopada 2011

Tess Gerritsen - Grawitacja

„”Grawitacja” lepsza niż ta na Ziemi”
Moje pierwsze spotkanie z Tess Gerritsen, nie należało do udanych. Miałam wtedy styczność z „Ciałem”, które to nie powaliło mnie na kolana. Jednak postanowiłam dać autorce drugą szansę i muszę przyznać, że nie żałuję. „Grawitacja”, to coś więcej niż thriller medyczny – fabuła wzbogacona o wątek sci-fi, świetnie wykreowany świat przedstawiony i niesamowite obeznanie autorki z tematyką jaką poruszyła w tej powieści, wszystko to sprawia, że książka „Grawitacja” jest arcydziełem i… doskonale spisałaby się w roli scenariusza filmowego. Stawiam, że mielibyśmy kolejny hit na miarę „Armageddonu”.
Na jednej z międzynarodowych stacji kosmicznych prowadzone są różnego rodzaju badania naukowe. Jednak jeden z takich eksperymentów wymyka się z pod kontroli. Stację opanowuje tajemnica zaraza. Astronauci zaczynają padać jak muchy jeden po drugim a ich śmierć to przerażająca agonia. Ziemia jest bezradna. NASA próbuje zaradzić wydarzeniom dziejącym się w bezkresnej przestrzeni nieba, jednak władze, obawiające się epidemii na Ziemi, szybko „pętają im ręce” i przejmują kontrolę nad stacją. W wirze tych wydarzeń rozgrywa się jeszcze jeden dramat – głównej bohaterki Emmy, uwięzionej na stacji kosmicznej i jej męża Jacka, który przebywając na Ziemi nie cofnie się przed niczym, by sprowadzić ukochaną do domu. Zdradzę Wam tylko, iż będziecie mieli okazję poznać „istotę” nie z tego świata…
Książkę rozpoczyna niesamowite wprowadzenie. Dosyć krótki rozdział pierwszy rewelacyjnie oddaje  klaustrofobiczny klimat książki. Świetnie skrojeni bohaterowie, astronauci z krwi i kości, obudzili we mnie pokłady takich emocji, że przyznam się w sekrecie, aż trzy razy zapłakałam nad ich losem. W podziękowaniach autorka zawarła całe rzesze nazwisk naukowców i badaczy zajmujących się kosmosem i lotami kosmicznymi. To dzięki nim, książka zdaje się być tak realistyczna. Brawa dla Tess Gerritsen, za to, że zechciała przyswoić tak dużą wiedzę, tylko po to by wprowadzić czytelników w magiczny świat nauki. A pomysł na połączenie tematyki medycyny z science fiction? Po prostu boski. Pewnie nie jestem tutaj zbyt obiektywna, gdyż uwielbiam opowieści o podróżach kosmicznych, ale naprawdę wierzę, że ta książka jest w stanie zainteresować każdego. Ja pochłonęłam ją w ciągu dwóch dni. Dni, które upłynęły mi pod znakiem wypieków na policzkach i przyspieszonego bicia serca. Tu wiemy, kto jest zabójcą, największy problem stanowi jednak fakt, iż nie wiemy jak go powstrzymać. Zakończenie książki, również nie rozczarowuje. Dla mnie książka jest fenomenem w swoim gatunku.
Jedynym minusem powieści, chociaż bardzo malutkim, jest jej okładka. Naga kobieta leżąca na białej pościeli nijak się ma do pasjonującej treści „Grawitacji”. Jednak można to obejść, wszak nie szata czyni książkę. A wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz i tak odwaliło kawał dobrej roboty! Polecam! Powieść wciąga, jest piękna, tajemnicza i odwołuje się do marzeń przynajmniej części z Nas, bo któż nie chciałby chociaż raz zobaczyć kosmos?


Moja ocena: 6/6


Tytuł: Grawitacja
Autor: Tess Gerritsen
Ilość stron: 384
Wydawnictwo: Albatros A. Kuryłowicz 2011
Recenzja została napisana dla Grabarza Polskiego i ukazała się w najnowszym numerze owego e-zinu.
Najnowszy numer do ściągnięcia TUTAJ

06 listopada 2011

Anne Perry - Pogrzeb we fiolecie

„Morderstwo (nie)doskonałe czy banalny finał zakręconej łamigłówki? Czyli przerost formy nad treścią a może odwrotnie? 

„Pogrzeb we fiolecie” to nie pierwsza powieść Anne Perry. Jest ona szczególnie znana czytelnikom ze stworzenia cyklu wiktoriańskich powieści kryminalnych, których bohaterami są Thomas i Charlotte Pittowie. Ja niestety nie miałam przyjemności poznać tej pary, jednak wyżej wymieniona książka również należy do cyklu, tyle że w tym przypadku poznajemy małżeństwo Wiliama i Hester Monków.
Rzecz dzieje się w Londynie w XIX wieku. Pewnego dnia w pracowni znanego malarza zostają znalezione zwłoki dwóch kobiet. Pierwsza, znana ze swojego frywolnego trybu życia, uzależniona od opium „kobieta upadła”, druga to żona szanowanego lekarza – dama o nieposzlakowanej opinii. Sprawą zajmują się niechętni względem siebie: nadkomisarz Runcorn oraz prywatny detektyw Monk. Wszystkie dowody wskazują na to, iż zbrodnia ta została popełniona przez męża drugiej ofiary – doktora Beck’a, jednak nikt nie jest w stanie w to uwierzyć. Chcąc rozwiązać tajemniczą zagadkę śmierci dwóch kobiet, Monk udaje się do Wiednia, gdzie być może wszystko się zaczęło…
Powyżej opisana fabuła rysuje się dosyć ciekawie. Mamy prawdziwą zagadkę na miarę Sherlocka Holmesa i nie jednego a trzech bohaterów próbujących ją rozwikłać. Czytając książkę kartka po kartce, przychodziło mi do głowy wiele rozwiązań tej historii i żadne nie była prawidłowe, nie byłam nawet blisko – widać żaden ze mnie detektyw. Z tego co napisałam powinno wynikać więc, że książka jest zaskakująca, niestety, odnoszę wrażenie, że autorka nie wykorzystała zupełnie potencjału drzemiącego w swoim pomyśle.  Kiedy wreszcie, opowieść zaczyna nabierać dramatyzmu, zaserwowane zostaje nam odgrzewane i mdłe zakończenie. Bohaterowie przede wszystkim charakteryzują się… językiem! Na tle całej reszty postaci drugoplanowych, jedynie ci znaczący cokolwiek dla fabuły wypowiadali się składnie i ładnie, reszta składała zdania jak niededukowane pachoły. I oczywiście, zdaje sobie sprawę z tego, że pewnie niejednokrotnie tak było, ale autorka pokazała zbyt duży kontrast miedzy postaciami pierwszoplanowymi a drugoplanowymi – zupełnie jakby jedni i drudzy pochodzili z zupełnie różnych epok.
Książka „Pogrzeb we fiolecie” należy do wydawniczej serii o nazwie „Klub srebrnego klucza”, z tej właśnie serii miałam przyjemność czytać „Króla mieczy” Nicka Stone’a”, o ile tamta okładka oddawała idealnie treść książki i wywoływała emocje, tak tu jest ładnie, schludnie i poprawnie.
Muszę jednak przyznać, iż nie do końca odnajduję się w opowieściach snutych w XIX-to wiecznym Londynie. Tak więc, śmiem twierdzić, że książka znajdzie swojego odbiorcę i trafi do wielu czytelników. Choć jest to poważny i tradycyjny kryminał, to nie wiedzieć czemu sposobem budowania napięcia i stylem kojarzy mi się z kryminalno-fantastyczną „Bezduszną” Gail Carriger – ta książka również mnie nie zachwyciła a jak się później okazało byłam w mniejszości. Myślę więc, że warto sięgnąć po tę powieść, choćby po to by mieć o niej własne zdanie.

Moja ocena: 3/6


Tytuł: Pogrzeb we fiolecie
Autor: Anne Perry
Ilość stron: 360
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2011
Recenzja została napisana dla Grabarza Polskiego i ukazała się w najnowszym numerze owego e-zinu.
Najnowszy numer do ściągnięcia TUTAJ