Pamięć krucha, jak motyl...
Pomimo światowej premiery we wrześniu ubiegłego roku film Still Alice nie trafił na ekrany polskich kin. Z jednej strony smutne jest odebranie polskim widzom możliwości zobaczenia fantastycznej kreacji Julianne Moore, która za rolę tytułowej Alice została nominowana do nagrody Oscara w kategorii Najlepsza aktorka pierwszoplanowa. Jednak patrząc na to z innej perspektywy zdecydowanie lepiej jest poszukać tego filmu na DVD i zobaczyć go w domowym zaciszu, gdyż jestem pewna, że każdy widz, który świadomie postanowi go obejrzeć, uroni przynajmniej jedną łzę.
Film powstał na podstawie powieści Motyl autorstwa Lisy Genovy i opowiada historię młodej (50 lat) pani profesor lingwistyki wykładającej na Harvardzie, która zaczyna obserwować u siebie dziwne zaniki pamięci. Niektóre słowa ulatują z jej głowy, czasem traci na chwilę orientację w przestrzeni, momentami staje się jakby nieobecna. Nie podejrzewając żadnych groźnych chorób zgłasza się do neurologa, który ostatecznie stawia bolesną diagnozę - mózg bohaterki powoli umiera. Choć choroba Alzheimera dotyka głównie osoby starsze, nie jest niemożliwym, aby to spotkało osoby w kwiecie wieku. Właśnie tak stało się w przypadku Alice...
Richard Glatzer i Wash Westmoreland wzięli sobie na warsztat świetną podstawę do scenariusza. Bowiem Motyl Genovy jest jedną z najlepiej skonstruowanych powieści dramatycznych ostatnich lat. Ich głównym zadaniem było utrzymanie jej poziomu i przełożenie tego, co wcześniej zostało opowiedziane słowem na obraz. Dokonali tego opierając się głównie na dobrej obsadzie aktorskiej, choć nie ukrywam, że na wartość filmu wpływa przede wszystkim świetna gra Julianne Moore. Kristen Steward w roli jej najmłodszej i bardzo zuchwałej córki wypada całkiem przekonująco, choć trudno jest nie odnaleźć w tej postaci śladów Belli Swan, Emily "Em" Lewin czy np. Jess Solomon. Całkiem dobrze ogląda się także Aleca Baldwina, który wciela się w kochającego męża Alice. Reszta stanowi dosyć stonowane, ale trzymające poziom tło.
Richard Glatzer i Wash Westmoreland wzięli sobie na warsztat świetną podstawę do scenariusza. Bowiem Motyl Genovy jest jedną z najlepiej skonstruowanych powieści dramatycznych ostatnich lat. Ich głównym zadaniem było utrzymanie jej poziomu i przełożenie tego, co wcześniej zostało opowiedziane słowem na obraz. Dokonali tego opierając się głównie na dobrej obsadzie aktorskiej, choć nie ukrywam, że na wartość filmu wpływa przede wszystkim świetna gra Julianne Moore. Kristen Steward w roli jej najmłodszej i bardzo zuchwałej córki wypada całkiem przekonująco, choć trudno jest nie odnaleźć w tej postaci śladów Belli Swan, Emily "Em" Lewin czy np. Jess Solomon. Całkiem dobrze ogląda się także Aleca Baldwina, który wciela się w kochającego męża Alice. Reszta stanowi dosyć stonowane, ale trzymające poziom tło.
Najważniejsza jest jednak historia kobiety, która wstydzi się tego co się z nią dzieje, przeżywa z każdym dniem ból utraty cząstki siebie, musi za każdym razem godzić się na nowo z tym co prędzej czy później się z nią stanie. Przede wszystkim jednak musi pożegnać się ze swoimi bliskimi i ze swoim życiem, choć wcale nie umiera... W jednej ze scen Alice mówi do swojego męża, że wolałaby chorować na raka, wtedy nie czułaby takiego wstydu, nie czułaby się tak oszukana przez swój własny organizm. Trudno nie zrozumieć logiki zawartej w jej słowach. Przede wszystkim, co już wspomniałam, Alzheimer dotyczy głównie osób starszych, w społecznej świadomości istnieje więc jako choroba starcza, która ma prawo się pojawić... Rak jest natomiast nieobliczalny, nieprzewidywalny i zawsze niesprawiedliwy. Na rzecz chorych na raka powstaje wiele fundacji, bo jest to choroba cywilizacyjna przełomu XX i XXI wieku. Chorzy na Alzheimera są w mniejszości, a ich problemy często są zamiatane pod dywan. Celem tej produkcji nie jest jednak uświadamianie społeczne. Still Alice to opowieść o tym, że życie może być trudne, że każdego może spotkać dramat, ale chodzi tak naprawdę o to, by przeżywać każdy dzień, jako coś nowego, wspaniałego i pięknego. Alice trudno było pogodzić się z chorobą, bowiem wiodła naprawdę satysfakcjonujące życie i właśnie to sprawiło, że dopóki mogła, walczyła by wyciągnąć z każdej chwili jak najwięcej.
RECENZJA ZOSTAŁA OPUBLIKOWANA NA PORTALU RZECZGUSTU.