Jeśli śledzicie mój blog na bieżąco to myślę, że nie muszę Wam już przedstawiać Zabójczej serii od Prószyński i S-ka. Książki Johna Lutza, które wchodzą w jej skład prezentują kryminał dobry, ale nie ten z najwyższej półki.
Wielokrotnie powtarzałam, że główny problem może stanowić fakt, że wydawnictwo wydaje części serii o Franku Quinnie w złej kolejności chronologicznej. Jednak wraz z kolejnym wydanym tomem pojawił się jeszcze jeden problem, na który wcześniej nie zwróciłam uwagi lub który mógł do tej pory nie występować. Mianowicie chodzi o tłumaczenie i korektę. Pojawiające się źle zbudowane zdania, nieumiejętna odmiana wyrazów oraz brak poprawnej pisowni niektórych nazw własnych deprymowały mnie oraz deprecjonowały i tak nie najlepszą historię stworzoną przez autora. Przykładem powyższych niech będą: Quinn spodziewał się wizyty tej kobiety o ponad metrze osiemdziesięciu centymetrach wzrostu; Maude zamówiła whiskey sour, a ojciec jacka daniela z lodem; etc. Może jednak przejdźmy najpierw do fabuły.
Nowym Jorkiem znowu wstrząsa makabryczne morderstwo kilku młodych kobiet. Quinn odnajduje w tej zbrodni detale, które przypominają mu o pewnym mordercy, który już dawno powinien być martwy. Czy to możliwe, aby przerażający psychopata podpisujący swoje krwawe dzieła inicjałami D.O.A. mógł mieć tak perfekcyjnego naśladowcę?
Tłem dla wydarzeń współczesnych są z kolei dwie płaszczyzny czasowe. Jedna sięga czasów II wojny światowej i w bardzo enigmatyczny sposób opowiada historię tajemnicy zaginięcia bezcennego dzieła sztuki. Druga rozgrywa się w latach 80. XX wieku i opowiada jak zwykle historię człowieka, który będzie miał ogromny wpływ na obecne wydarzenia.
Szał mnie nie urzekł. Czyżby Lutz coraz mniej dbał o to, by jego historie były logiczne. Niejasności mnożą się na kartach dziewiątego tomu, a nad głową czytelnika pojawia się coraz większa liczba znaków zapytania. W tym przypadku autor zbytnio postawił na niedopowiedzenia – wielu naprawdę nieoczywistych rzeczy trzeba się domyślać. Dlatego też nie polecam rozpoczynać przygodę z twórczością Lutza od tej właśnie części. Choć uważam, że warto poznać opowieści kryminalne, które tworzy ten autor, ponieważ pomimo niedociągnięć jego książki hipnotyzują. To już kolejna część przygód Franka Quinna, z którą się zapoznałam i samo to świadczy o tym, że coś ciekawego w tych historiach jest – może zdążyłam już polubić głównych bohaterów?
Tak czy siak, choć apeluję do Was byście nie unikali twórczości Johna Lutza, to jednak Szał nie jest pozycją dobrą, dlatego też zachęcam do zapoznania się z jego poprzednimi książkami, najlepiej w odpowiedniej kolejności. Jeśli dacie się porwać pierwszym tomom, to dziewiąty nie zrobi krzywdy tej sympatii.
Wielokrotnie powtarzałam, że główny problem może stanowić fakt, że wydawnictwo wydaje części serii o Franku Quinnie w złej kolejności chronologicznej. Jednak wraz z kolejnym wydanym tomem pojawił się jeszcze jeden problem, na który wcześniej nie zwróciłam uwagi lub który mógł do tej pory nie występować. Mianowicie chodzi o tłumaczenie i korektę. Pojawiające się źle zbudowane zdania, nieumiejętna odmiana wyrazów oraz brak poprawnej pisowni niektórych nazw własnych deprymowały mnie oraz deprecjonowały i tak nie najlepszą historię stworzoną przez autora. Przykładem powyższych niech będą: Quinn spodziewał się wizyty tej kobiety o ponad metrze osiemdziesięciu centymetrach wzrostu; Maude zamówiła whiskey sour, a ojciec jacka daniela z lodem; etc. Może jednak przejdźmy najpierw do fabuły.
Nowym Jorkiem znowu wstrząsa makabryczne morderstwo kilku młodych kobiet. Quinn odnajduje w tej zbrodni detale, które przypominają mu o pewnym mordercy, który już dawno powinien być martwy. Czy to możliwe, aby przerażający psychopata podpisujący swoje krwawe dzieła inicjałami D.O.A. mógł mieć tak perfekcyjnego naśladowcę?
Tłem dla wydarzeń współczesnych są z kolei dwie płaszczyzny czasowe. Jedna sięga czasów II wojny światowej i w bardzo enigmatyczny sposób opowiada historię tajemnicy zaginięcia bezcennego dzieła sztuki. Druga rozgrywa się w latach 80. XX wieku i opowiada jak zwykle historię człowieka, który będzie miał ogromny wpływ na obecne wydarzenia.
Szał mnie nie urzekł. Czyżby Lutz coraz mniej dbał o to, by jego historie były logiczne. Niejasności mnożą się na kartach dziewiątego tomu, a nad głową czytelnika pojawia się coraz większa liczba znaków zapytania. W tym przypadku autor zbytnio postawił na niedopowiedzenia – wielu naprawdę nieoczywistych rzeczy trzeba się domyślać. Dlatego też nie polecam rozpoczynać przygodę z twórczością Lutza od tej właśnie części. Choć uważam, że warto poznać opowieści kryminalne, które tworzy ten autor, ponieważ pomimo niedociągnięć jego książki hipnotyzują. To już kolejna część przygód Franka Quinna, z którą się zapoznałam i samo to świadczy o tym, że coś ciekawego w tych historiach jest – może zdążyłam już polubić głównych bohaterów?
Tak czy siak, choć apeluję do Was byście nie unikali twórczości Johna Lutza, to jednak Szał nie jest pozycją dobrą, dlatego też zachęcam do zapoznania się z jego poprzednimi książkami, najlepiej w odpowiedniej kolejności. Jeśli dacie się porwać pierwszym tomom, to dziewiąty nie zrobi krzywdy tej sympatii.
OCENA:3/6
NA PLUS:
+ bohaterowie
NA MINUS:
- luki fabularne
- tłumaczenie
Tytuł: Szał
Autor: John Lutz
Wydawca: Prószyński i S-ka 2015
Tłumaczenie: Magda Witkowska
Wydawca: Prószyński i S-ka 2015
Tłumaczenie: Magda Witkowska
Liczba stron: 416
Cena: 37,00 zł
Cena: 37,00 zł
Recenzja została opublikowana na portalu PARADOKS.