„Rrrrrr… i Julia, czyli o tym, że zombie to też człowiek”
Isaac Marion to młody i obiecujący pisarz, który z pewnością zasłynie z książki „Ciepłe ciała”, która we wrześniu tego roku ukazała się na polskim rynku. Muszę przyznać, że dawno nie miałam w swoich rękach dzieła, które wciągnęło by mnie tak bardzo, że ledwo zaczęłam czytać a już kończyłam. Tej powieści to się jednak udało.
„Ciepłe ciała” to przede wszystkim opowieść o… życiu. R jest zombie, nie wie jak doszło do tego, że stał się tym kim jest, wie tylko, że jest Martwy ale nie nieżywy. Mieszka z podobnymi sobie, na terenie starego lotniska. Dni mijają, zombie co i rusz wyruszają na polowania. Muszą polować, żeby istnieć, żeby poczuć choć na chwilę ten pierwiastek, który sprawia, że ludzie żyją, w każdym tego słowa znaczeniu. Jednak R jest inny, nawet „trzyma się” stosunkowo dobrze jak na Martwego. Na jednym z polowań, atakuje młodego chłopaka, smakuje jego mózgu i coś się zmienia w „życiu” R. Kierowany dawno zapomnianym instynktem, ratuje dziewczynę – Julię i tak rozpoczyna się przygoda, która odmieni nie tylko bohatera ale także cały świat.
R jest postacią nietuzinkową, pomijając fakt, że jest zombie. Podoba mi się w nim to, że daleko mu do ideału, nie jest pociągający, tajemniczy i nieprawdopodobnie piękny (choć jest przystojny). R stoi raczej na szarym końcu romantycznych dziwadeł, którym nadal przewodzi Edward Cullen – bohater sagi „Zmierzch”. Jednak nie przeszkadza mu to w dążeniu do realizowania pragnień. A jeśli już o pragnieniach mowa, to uważam, że nie można pomijać tak ważnej dla tej historii postaci, jaką jest Perry Kelvin. R był po prostu dobrą glebą dla ziarenka życia, które przekazał mu Perry. Nasz zombie jest więc symbiotyczną postacią, co samo w sobie stanowi dosyć ciekawy zabieg. Jednak ja najbardziej polubiłam M – jedynego zombie z poczuciem humoru.
Powieść „Ciepłe ciała”, nie jest jakby się mogło wydawać książką błahą. Nie przedstawia prostej fabuły. Targają nią namiętności, zagubione ideały i stracone marzenia ale też nadzieja. Książka napisana dosyć lekkim językiem, powiedziałabym wręcz, nawet subtelnym, zabiera nas w post-apokaliptyczny świat, gdzie będziemy musieli odpowiedzieć sobie na pytanie, gdzie kończy się i zaczyna człowieczeństwo… Oczywiście, autor zaostrza atmosferę książki, dorzucając gdzieniegdzie jakieś soczyste przekleństwo – nie chciałabym, żebyście uznali tę powieść za ckliwą historyjkę o zombie, który chce być człowiekiem. Tu chodzi o coś więcej. Dawno, żadna powieść nie sprawiła, że poczułam to podniecające mrowienie na karku. I wybaczcie, że tak mało wspominam o wątku romantycznym, który bezwątpienia jest motorem napędowym całej tej historii, ale chciałam zwrócić waszą uwagę na inne aspekty zawarte w „Ciepłych ciałach”. Pamiętacie historię "Pięknej i Bestii"? Tu jest tak samo. Tyle, że globalnie patrząc, Bestią są wszyscy ludzie – zrozumiecie o czym mówię, kiedy przeczytacie tę powieść. Zachęcam! !
Moim skromnym życzeniem jest, aby sięgnęli po nią nawet Ci, którzy nie lubują się w paranormalnych romansach. Mam nadzieje, iż udało mi się pokazać, że ta piękna i wyjątkowa powieść jest wielowymiarowa.
Moja ocena: 6/6
Tytuł: Ciepłe ciała
Autor: Isaac Marion
Ilość stron: 308
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 12.09.2011