12 lutego 2012

Wojciech Wiktorowski - Upiory Czarnobyla

Powszechnie mówi się, że głupim społeczeństwem łatwiej jest rządzić. A my jako ludzie mamy niestety pewną słabość, jest nią zaufanie jakie pokładamy w mediach i w rządzących. Jednak czy kiedykolwiek zastanawialiście się ile prawdy dostajemy na co dzień od tych, którzy powinni stać na straży naszej wolności i bezpieczeństwa? Odpowiedzi na to pytanie postanowił poszukać bohater książki Wojciecha Wiktorowskiego "Upiory Czarnobyla". Powieść ta została oparta na faktach - na wydarzeniach, zapoczątkowanych przez jeden feralny dzień kwietnia 1986 roku.

Nie pomylę się jeśli powiem, iż wielu zna historię wybuchu reaktora atomowego, mieszczącego się w Czarnobylu na terenach ówczesnego Związku Radzieckiego, ale jaka część z nich zna historię naprawdę? Chmury jakie zawisły wtedy na Europą miały wpływ nie tylko na zdrowie ogromnej rzeszy ludzi, ale także na życie jednostek. "Upiory Czarnobyla" opowiadają właśnie o życiu kilku osób, które w tamtych czasach nie poddały się ogłupiającej machinie, nie chciały pozwolić aby "izotop fałszu" zatruł ich ciała i umysły.
Młody dziennikarz, próbuje rozwikłać tajemnicę śmierci pewnego znajomego fizyka, kwestionującego oficjalne dane dotyczące katastrofy w Czarnobylu, napływające do opinii publicznej. Czy było to morderstwo na zlecenie? A jeśli tak, to kto za tym stoi? Odpowiedzi na te pytania wcale nie będą łatwe, bohater spotyka się z murem milczenia i poznaje smak gorzkiej prawdy, a może nawet porażki?

Powieść jest napisana ciekawie, jednak jest dosyć trudna w odbiorze. W zasadzie do samego końca nie wiemy dokładnie o co chodzi i kto za co odpowiada, niemniej jednak bardzo łatwo można wciągnąć się w opisaną historię - tym bardziej jeśli kogoś, tak jak mnie, fascynują lata 1986-1990 w Polsce. Ciekawym zabiegiem zastosowanym przez autora jest całkowite unikanie nazwisk postaci biorących udział w wydarzeniach, dzięki temu historia nabiera poufnego charakteru, a czytelnik może poczuć dreszcz emocji towarzyszący głównemu bohaterowi. Brak w powieści zbędnych detali sprawia, iż pochłania się ją, jak zgrabnie napisany raport, co niezmiernie wpływa na sposób odbioru "Upiorów Czarnobyla" oraz skraca czas jaki czytający spędza nad lekturą.

Na pewno powieść ta skierowana jest do węższej grupy odbiorców. Trzeba interesować się historią oraz społeczno-politycznymi intrygami by w pełni docenić walory tej książki. Zapewniam jednak, że dzieło Wojciecha Wiktorowskiego zadowoli co bardziej wysublimowane gusta i zapewni czytelnikom całkiem sporą dawkę emocji.

Moja ocena: 5/6
Książkę otrzymałam od i zrecenzowałam dla portalu DUŻEKA, serdecznie dziękuję.

Ann Aguirre - Enklawa

"Niejasna wizja przyszłości, czyli o tym, że czasem warto pozwolić by pewne rzeczy dojrzały w nas zanim ujrzą światło dzienne"


Ann Aguirre to dla mnie zupełnie nieznana autorka, która w Polsce zasłynęła powieścią "Enklawa", wydaną nakładem wydawnictwa Amber. Napis widniejący na okładce owej książki mówi: "Znajdziecie tu wszystko, co najlepsze w bestsellerach Metro 2033 i Igrzyska śmierci." Tak się składa, że miałam okazję przeczytać przynajmniej jedną z tych powieści mogę, więc dokładnie stwierdzić, że porównanie to było na wyrost. Dlaczego? O tym za chwilę.


Dziewczyna numer piętnaście, tak mówili do Karo zanim w wieku piętnastu lat osiągnęła status osoby "dorosłej" i zasłużyła na to by dostać imię. Karo, żyje w enklawie, w podziemiach, między mrocznymi i czarnymi tunelami. Społeczeństwo jest rządzone przez starszyznę i to oni ustalają zasady, dzięki którym udaje im się przetrwać. Enklawa jest zbudowana według prostych zasad albo jesteś piękny lub inteligentny i zostajesz reproduktorem albo jesteś szybki, zwinny, śmiercionośny i zostajesz łowcą, jeśli nie nadajesz się do żadnej z tych rzeczy zostajesz robotnikiem lub giniesz. Bohaterka całe życie marzyła by zostać łowczynią i udaje jej się to, jednak nic nie pójdzie zgodnie z jej planem, świat i zasady jakie znała do tej pory w ciągu kilku chwil legną w gruzach, a ona wraz z drugim łowcą - Cieniem będzie musiała wyruszyć na powierzchnie, gdzie podobno "nie ma już nic"...


Zacznę od tego, że bardzo trudno jest mi ocenić tę powieść. Otóż, autorka popełniła masę błędów konstruując świat przedstawiony, trochę się to wszystko kupy nie trzyma, bohaterowie momentami działają nielogicznie, postaci drugoplanowe są miałkie, dialogi drewniane tak że chwilami można się zawiesić, mało kwestii zostaje wyjaśnionych. Nie wiadomo co się stało, że ludzie zeszli pod ziemię, nie wiadomo skąd się wzięli śmiercionośni dzicy, ogólnie nie wiele wiadomo, jednak powieść mnie urzekła. Bohaterka jest całkiem ciekawie skonstruowaną postacią, momentami naiwną (w końcu ma dopiero piętnaście lat) ale waleczną i rezolutną. Sama fabuła też jest skonstruowana pomysłowo, jednak muszę powiedzieć to głośno - "Enklawa" koło "Metro 2033" nawet nie leżała.


"Enklawa" jest powieścią dla czytelników mniej wymagających, przede wszystkim dlatego, że jest lekturą niedojrzałą. "Metro 2033" to kawał rewelacyjnie i szczegółowo dopracowanej fantastyki, natomiast książka Ann Aguirre to pozycja, która jest interesująca, ale wydaje się być owocem przedwcześnie zerwanym z drzewa. Ogromnym plusem jest to, że czyta się ją bardzo szybko i sprawnie, mimo tego, że książka leży w warstwie językowej, to jest napisana gładko. Tak więc, omijając wszelkie minusy, polecam powieść przede wszystkim tym, którym zależy na miłej, niezobowiązującej i niewymagającej lekturze.

Moja ocena: 4-/6

Tytuł: Enklawa
Autor: Ann Aguirre
Wydawnictwo: Amber 2011
Ilość stron: 304

Andrzej Pilipiuk - Aparatus

"Czy to się autorowi przyśniło?"

Swoje pierwsze spotkanie z Andrzejem Pilipiukiem wspominam bardzo przyjemnie a to za sprawą Jakuba Wędrowycza - starego dziada, bimbrownika i egzorcysty mieszkające w jednej z Polskich wsi. Następnie miałam przyjemność przeczytać "2586 kroków" czyli klimatyczny zbiór opowiadań owego pisarza i stwierdziłam,że autor potrafi budować swoiste napięcie i specyficzną atmosferę szczególnie w opowiadaniach. Tak więc do kolejnej antologii Pilipiuka podeszłam z ogromną dozą zaufania, jednak czy słusznie?

Odpowiadając od razu na pytanie stwierdzę, że niestety nie. Zupełnie nie mogłam odnaleźć tego wyjątkowego klimatu, który urzekł mnie w poprzednich książkach autora. Pomysły, owszem, były ciekawe ale jakby nie wykorzystane w stu procentach. W zasadzie, każde z tych opowiadań zaczyna się bardzo ciekawie tylko po to by niestety jak łódź podwodna nie wynurzyć się zanadto nad powierzchnię przeciętności. Oczywiście, bardzo ciężko jest recenzować zbiory opowiadań bo jak wiadomo z opowiadaniami bywa różnie i nie zawsze wszystkie trzymają taki sam poziom tu jednak jest inaczej. Wszystkie są podobne do siebie. Na największą uwagę moim zdaniem zasługują "Ośla opowieść" i "Choroba białego człowieka", chociaż w tym drugim trochę zbyt dużą wagę autor przyłożył do rozwoju wydarzeń a zbyt mało uwagi poświęcił kwestii ich zakończenia. Nie można jednak odmówić Pilipiukowi dobrego stylu, zachował on swój specyficzny język i tematykę w jakiej doskonale się odnajduje.

Ogromnym plusem "Aparatusa" są pięknie wykonane ilustracje zdobiące każdy rozdział, a i okładka jest niczego sobie, jak na Fabrykę słów przystało. Książka jest więc pięknie wydana i nie wątpię, iż dla koneserów twórczości Pilipiuka będzie ona ozdobą kolekcji jego powieści. Jednak tym, którzy nie mieli wcześniej do czynienia z jego pisarstwem polecam sięgnąć najpierw po inne powieści. Książka jest przeciętna, ni to ziębi ni to parzy, jednak 
trzyma pewien utarty poziom.

Moja ocena: 4-/6

Tytuł: Aparatus
Autor: Andrzej Pilipiuk
Wydawnictwo: Fabryka słów 2011
Ilość stron: 408

Książkę otrzymałam od i zrecenzowałam dla portalu KOSTNICA, serdecznie dziękuję.

04 lutego 2012

Wiera Szkolnikowa - Namiestniczka. Księga II

"Klasyczny przerost treści nad formą"


Wiera Szkolnikowa to autorka, która zadebiutowała Trylogią Suremu. Rosyjska pisarka, która wcześniej parała się tworzeniem gier RPG, postanowiła w końcu dać upust swej wyobraźni na kartkach papieru i tak powstała Namiestniczka. Księga I. Książka przedstawiała losy namiestniczki Enrissy, w której rękach spoczęły losy Imperium. Wydarzenia zawarte w Księdze II toczą się dwadzieścia lat po tych ukazanych w pierwszym tomie.

Szkolnikowa jest znana z dosyć skomplikowanego tworzenia fabuły. Wprowadza wielu bohaterów, których losy przeplatają się wzajemnie. Jednak pojawiają się u niej także postaci, które nie wnoszą zbyt wiele do rozwoju akcji, bądź też ich historie mają tylko tworzyć tło i zająć nas czymś podczas zwalniania tempa głównych wątków.

Autor buduje swój świat, może on czas skracać lub wydłużać i nie potrzebuje „zapychaczy”, którymi tak często posługuje się Wiera Szkolnikowa. To właśnie trochę zraża do książki, gdyż ma się wrażenie, że autorka momentami oddaje lejce komuś innemu i nie panuje nad własnoręcznie wykreowanym światem. I właśnie poprzez te komplikacje dokładne omawianie fabuły powieści mija się z celem, gdyż aby pokazać choćby jej zarys, należałoby zdradzić zbyt wiele szczegółów, które spoilerowały by zawarte w książce treści. Jedyne co mogę powiedzieć to fakt, iż głównym wątkiem powieści są losy kolejnej namiestniczki Imperium, która to zupełnie różni się od swej silnej poprzedniczki. Salome Jasna jest głupiutka, daje się wodzić za nos, żyje marzeniami i absolutnie nie bierze odpowiedzialności za swoje czyny, do czasu, gdy jedna jej decyzja doprowadza do tragicznych w skutkach wydarzeń.

Bohaterów tej powieści jest wielu. Ba! Może nawet zbyt wielu, dlatego chyba żadnego nie polubiłam tak naprawdę, gdyż nie było na to czasu. Jednak nie można pisarce odmówić talentu do konstruowania postaci, nawet epizodyczni bohaterowie są stworzeni od podstaw, mają własne pragnienia, mają wady i zalety i bardzo się od siebie różnią. To, co urzeka najbardziej to fakt, iż Szkolnikowa potrafi w kilku zdaniach przedstawić najbardziej charakterystyczną cechę postaci tak, by czytelnik potrafił wyrobić sobie o niej opinię.

Zazwyczaj jest tak, że nie powinno się zaczynać trylogii od środka, bo się można skutecznie zniechęcić, chociażby niezrozumieniem niektórych faktów. Tak więc polecam powieść, ale zaznaczam, aby najpierw sięgnąć po część poprzednią, wtedy Namiestniczka powinna wciągnąć Was w klasyczny, dobrze skonstruowany i burzliwy świat fantastyczny. Mała uwaga, jeśli nie miałeś wcześniej do czynienia z fantastyką, nie zaczynaj od tej powieści, gdyż może się po prostu okazać zbyt trudna.

Jeszcze słów kilka na temat samego wydania, którym jestem urzeczona. Piękna okładka, która przedstawia najprawdopodobniej samą Salome Jasną, do tego dosyć przejrzyste wnętrze oraz fakt, iż książka nie jest zbyt opasła, składają się na wielkie brawa dla wydawnictwa Prószyński i S-ka.

Moja ocena: 4-/6

Książkę otrzymałam od i zrecenzowałam dla portalu Paradoks. Z możliwość serdecznie dziękuję!