25 września 2015

Jacek Wróbel - Cuda i dziwy Mistrza Haxerlina

Pierwsze skojarzenie jakie nasunęło mi się na myśl po skończeniu lektury Cudów i Dziwów Mistrza Haxerlina to dwie postacie literackie. Mianowicie Arivald – czarodziej z Wybrzeża z powieści Jacka Piekary Ani słowa prawdy oraz Ricewind, bohater kilku książek Terry'ego Pratchetta. Wydaje mi się, że Haxerlin z powodzeniem mógłby stanowić wypadkową połączenia tych dwóch bohaterów – choć z pewnością więcej ma z tego drugiego. Z kolei więcej wspólnego z powieścią Jacka Piekary można znaleźć na poziomie treści, ponieważ na obydwa tytuły składają się opowiadania, które są poukładane chronologiczne i czasem wydarzenia z jednych historii rozchodzą się echem w kolejnych. Muszę przyznać, że pierwsza powieść Jacka Wróbla, czyli Cuda i Dziwy, już po przeczytaniu przeze mnie kilku pierwszych stron trafiła na półkę z książkami ulubionymi wraz z wyżej wymienionymi pozycjami. I już samo zestawienie nazwiska debiutującego autora obok takich pisarzy jak Pratchett czy Piekara powinno być najlepszą rekomendacją, ale Cuda i Dziwy to jedna z tych książek, o których chce się pisać.

Mistrz Haxerlin jest tak samo cudaczny i dziwaczny jak jego obwoźny straganik z kuriozami. Teoretycznie Haxerlin jest czarodziejem, praktycznie jest drobnym oszustem, który wywącha wszędzie dobry interes, jednak nigdy nie udaje mu się wypatrzyć kłopotów, które zazwyczaj za owym interesem podążają. Każde opowiadanie zawarte w książce prezentuje inną przygodę. Raz nasz bohater będzie musiał odbić pewną urodziwą nimfę, innym razem zmierzy się z zombie-opatem, podczas przemytu nielegalnych środków odurzających zostanie wplątany w dziwną historię z jeszcze dziwniejszą kurtyzaną, a innym razem będzie podróżował z demonem zamkniętym w ciele dziecka.

Powyższe opowiadania mogłyby być zwyczajnymi historyjkami, gdyby nie fantastyczne pióro Wróbla oraz jego niebywałe poczucie humoru, które idealnie wpasowuje się w moje. Na dodatek celowość pewnych dowcipnych komentarzy, dialogów czy też sytuacji jest widoczna na pierwszy rzut oka – autor próbuje w ten sposób przekazać czytelnikom swoje poglądy na temat kondycji istoty człowieczeństwa, a przede wszystkim ludzkiej natury. Są to osądy smutne, ale jak już wspomniałam, przedstawienie ich w żartobliwy i lekki sposób, pozwala na refleksję, ale zapobiega pogrążeniu się w czarnych myślach.  Osadzenie fabuły w quasi-średniowiecznym świecie fantasy pozwoliło mu z kolei na puszczenie wodzy fantazji i urozmaicenie żywota swojego bohatera, choć jestem pewna, że Cuda i Dziwy mogłyby z powodzeniem funkcjonować w pozbawionym magii świecie, bowiem ludzie zawsze będą jej poszukiwać.

Jacek Wróbel to dobrze rokujący twórca literacki – ma doskonały warsztat, umiejętnie rozwija akcję, ale nie zapomina też o prezentowaniu wyglądu świata, w którym osadza swoje opowieści. Jego zbiór opowiadań składa się z osobnych historii, ale fakt, że potrafi je łączyć nie tylko postacią głównego bohatera pozwala domyślać się, że równie dobrze poszłoby mu z napisaniem typowej powieści z bardziej rozbudowaną fabułą i mnogością wątków.

NA PLUS:
+ lekki język
+ ciekawy bohater
+ choć są to opowiadania, to jednak istnieje między nimi szczątkowa ciągłość fabularna

NA MINUS:
- może nieco zbyt duże podobieństwo do innych bohaterów literackich
 
OCENA: 5/6

Tytuł: Cuda i Dziwy Mistrza Haxerlina
Autor: Jacek Wróbel
Wydawnictwo: Genius Creations 2015
Liczba stron: 375
Gatunek: Opowiadania/Fantastyka
Cena: 39,99 zł

Recenzja została opublikowana na portalu PARADOKS.

20 września 2015

Dan Simmons - Terror



Ogromna potrzeba odkrycia tego co przez wiele wieków było dla ludzi niedostępne, czyli wielkich połaci czarnych plam na mapie kuli ziemskiej, pchnęło wielu żeglarzy do wyruszenia w nieznane. Niesamowita ekscytacja wynikająca z niewiedzy co może czekać na śmiałków na nieznanych wodach i jeszcze bardziej nieznanych kontynentach połączona z potrzebą zmierzenia się z nieokiełznanymi siłami matki natury oraz towarzyszący już nawet ludom pierwotnym pęd ku rozwojowi doprowadziły do dokonania jednych z największych i najpiękniejszych odkryć w historii cywilizacji. Nie można jednak zapomnieć, że droga ku nim usiana jest trupami tych, którzy wyzwanie podjęli, ale mu nie podołali. Jedną z takich wypraw opisał Dan Simmons w swojej powieści Terror. Nie jest to jednak byle opowieść – ponieważ brytyjska wyprawa arktyczna z 1845 roku, o której tu mowa, nie była byle ekspedycją. Na czele dwóch statków wchodzących w jej skład stanęli doświadczeni żeglarze, a większość marynarzy z ponad stuosobowej załogi służącej na HMS  Terror oraz HMS Erebus, także miała za sobą lata służby i raczej nie straszne im były ciężkie warunki panujące w tamtym rejonie świata. Co więc doprowadziło do upadku wyprawy? Czemu trwające ponad 150 lat poszukiwania jakichkolwiek śladów tragicznych losów obu załóg przyniosły bardzo wymierne rezultaty? (Przełom nastąpił dopiero w 2014 roku). Dzieło Simmonsa w pewnym stopniu odpowiada na te pytania, ale pozostawia także szereg znaków zapytania – a jak powszechnie wiadomo tam gdzie jest wielka tajemnica, tam też można najlepiej rozpalać wyobraźnię czytelników.




Celem wyprawy było odnalezienie Przejścia Północno-Zachodniego, czyli ciągu przesmyków między wyspami Archipelagu Arktycznego – szukano tam możliwości opłynięcia Ameryki Północnej drogą krótszą niż ta pomiędzy wybrzeżami Atlantyku i Pacyfiku. Na jej czele stanął oficer Królewskiej Marynarki Wojennej sir John Franklin, mający za sobą już trzy ekspedycje arktyczne. Okrętem flagowym był HMS Erebus pod dowództwem kapitana Fitzjamesa, drugim statkiem był HMS Terror, którym dowodził kapitan Crozier. Niestety wyprawa zakończyła się fiaskiem. We wrześniu 1846 r., obydwa statki utknęły w lodzie w pobliżu Wyspy Króla Williama (ówcześnie brano ją za część stałego lądu i nazywano Ziemią Króla Williama). Statki te już nigdy nie wypłynęły – zostały uwięzione w lodowej pułapce - paku, który nie stopniał przez kolejne dwa lata – tak przynajmniej wynika z materiałów źródłowych, na które zresztą autor powołuje się w swojej powieści. Dwudziestu czterech marynarzy zginęło, sir John Franklin zmarł w dniu 11 czerwca 1847 r. Reszta żyjących na dzień 26 kwietnia 1848 r. uczestników ekspedycji opuściła statki i wyruszyła pieszo w kierunku rzeki Backa. Chcieli w ten sposób dotrzeć do stałego lądu północnych wybrzeży Kanady. Mieli nadzieję spotkać tam plemiona eskimoskie i uzyskać pomoc. Nikt jednak nie dotarł do celu. Uczestnicy wyprawy, którzy nie zmarli na gruźlicę w początkowym etapie podróży, zginęli na wskutek ekstremalnych warunków atmosferycznych (niesamowicie niskie temperatury, a co za tym idzie np. liczne odmrożenia), chorób (szczególnie powszechny w tamtych czasach wśród marynarzy był wyniszczający szkorbut) oraz głodu, który jak się okazało, doprowadził ich do desperackich kroków. Ciał większości nigdy nie odnaleziono, ale ekspedycjom ratunkowym udało się dotrzeć do szczątków przynajmniej kilku z nich. Badania wykazały specyficzne ślady na kościach, które wskazywały na to, że mięśnie i ścięgna zostały oddzielone od kości, a to z kolei wskazywało na akty kanibalizmu…

Simmons opisuje przygotowania do wyprawy; lata tkwienia w lodowym piekle; pieszą wyprawę w celu odnalezienia jakiejkolwiek cywilizacji oraz skomplikowane relacje pomiędzy członkami wyprawy. W realistyczną relację z tragicznej w skutkach ekspedycji wplata także wierzenia Eskimosów i to sprawia, że z dramatycznej historii o próbie przetrwania  ta staje się przerażającą i epicką opowieścią o demonach czyhających na śmiałków w krainie skutej lodem. Wiadomo, że to co spisał Simmons w przeważającej części jest jego wariacją na temat tamtych wydarzeń, bowiem niewiele materiałów ich dotyczących odnaleziono. Z powodzeniem jednak mógł odtworzyć kolejne etapy ich wędrówki, a to że tak przejmująco i niesamowicie szczegółowo przedstawił losy tej wyprawy świadczy jedynie o tym, jakim jest doskonałym znawcą ludzkiej natury.

Terror to powieść niesamowita, ale też bardzo trudna. Być może autor zna swoje braki warsztatowe i dlatego zamiast ciągnąć linearną fabułę, połatał ją z różnych wydarzeń o pomieszanej chronologii. Przez to strasznie trudno połapać się w tym co, kiedy i po czym nastąpiło. Warto więc wnikliwie przyglądać się datom, którymi opatrzone są poszczególne rozdziały. Łatwości w przyswajaniu treści nie sprzyja także fakt, że większość rozdziałów, to relacje poszczególnych marynarzy, choć tu na czoło wyłaniają się doktor Goodsir, komandor Crozier, a także porucznik Irving. W mnogości imion i nazwisk łatwo się pogubić. Z czasem jednak można się przyzwyczaić do chaotycznego pióra Simmonsa.

Największym atutem, prócz niesamowitej autentyczności bijącej z każdego słowa, jest fantastyczne przedstawienie klaustrofobicznej atmosfery otwartych przestrzeni arktycznych. Chyba nic nie rozbudza wyobraźni lepiej niż niesamowitość lodowych krain. A im bardziej fabuła się zagęszcza tym więcej elementów fantastycznych i onirycznych autor wprowadza. 

Wydanie po które sięgnęłam jest wznowieniem (2015r.) wydania z 2007 roku. Wydawnictwo Vesper, zadbało o elegancką oprawę tej monumentalnej powieści. Najnowsze wydanie zostało wzbogacone o wyczerpujące posłowie dotyczące wypraw arktycznych autorstwa dr hab. Grzegorza Rachlewicza z UAM w Poznaniu oraz ikonografię ilustrującą czasy odkryć polarnych XIX, w tym obrazy i ryciny przedstawiające statki HMS Erebus i HMS Terror tkwiące w lodzie. Terror to wspaniała, wielowątkowa powieść, która będzie stanowiła przerażającą przygodę ale także intelektualną rozrywkę na najwyższym poziomie. Nie jest to książka dla każdego bowiem jak już wspominałam to lektura trudna i wymagająca. Nie da się jej czytać wyrywkowo. Wymaga od czytelnika czasu i skupienia, ale oddaje w zamian wszystko to co w literaturze najlepsze.

NA PLUS:
+ bohaterowie
+bazowanie na prawdziwych wydarzeniach
+ umiejętność oddania grozy białego królestwa
+ plastyczne opisy
+ wciągająca historia
+ dodanie wątków onirycznych i legend

NA MINUS:
- pomieszanie chronologii
-   dość trudny język
 
OCENA: 5/6

Tytuł: Terror
Autor: Dan Simmons
Tłumacz: Janusz Ochab
Wydawnictwo: Vesper 2015
Liczba stron: 692
Gatunek: Horror

Recenzja została opublikowana na łamach GRABARZA.