28 kwietnia 2014

A.Górski, J. "Masa" Sokołowski - Masa. O kobietach polskiej mafii

Masa. O mafii: kulisach jej powstawania, twardych charakterach jej członków oraz (co nieco) o kobietach, które przewijały się bądź były stałą ich życia.

Sięgając po książkę Masa. O kobietach polskiej mafii spodziewałam się stron przepełnionych rzetelnymi i obszernymi informacjami popartymi wiedzą z pierwszej ręki. I choć rzeczywiście materiał przedstawiony w książce jest zebrany skrupulatnie i jak twierdzą autorzy (Jarosław Masa Sokołowski, oraz Artur Górski) prezentuje jedyną prawdę, to niestety jest nie na temat. Bowiem fragmentów dotyczących kobiet polskiej mafii jest w książce jak na lekarstwo.

Masa to były gangster związany z tzw. grupą pruszkowską. W 2000 roku został świadkiem koronnym, a jego zeznania pogrążyły wielu członków mafii, w której dochodził do władzy. I właśnie o nich jest opowieść przedstawiona w najnowszej książce Sokołowskiego i Górskiego. Publikacja przybrała formę wywiadu-rzeki, tak więc były mafiozo opowiada o realiach, w jakich rodziła się pruszkowska siła, oraz o tym jak wyglądały relacje członków grupy. Owszem, kilka fragmentów dotyczy kobiet wymienionych w opisie książki znajdującym się na czwartej okładce, jednak są one tematem marginalnym, przeważają za to opisy życia seksualnego gangsterów. Gdybym więc nie szykowała się na poznanie tajemnic kobiet związanych z pruszkowską mafią, z pewnością lektura książki sprawiłaby mi większą satysfakcję.

Jeśli zaś mowa o merytorycznych jej aspektach to nie śmiem podważać informacji, którymi dysponuje Masa. Nie mogę jednak nie zauważyć braku logiki w niektórych jego wypowiedziach i o to: raz mówi, że Monika Z. (żona Słowika) była wierna swojemu mężowi (co zresztą dziwi nawet jego), jednak kilka stron dalej, twierdzi, że miała dwóch oficjalnych kochanków; z kolej o sobie mówi, że pomimo licznych przygód seksualnych poza łożem małżeńskim, był wierny swej żonie, gdyż nie traktował tych skoków w bok jak zdrad ale już wobec jednego ze swoich kolegów z grupy tak wyrozumiały nie jest. Z drugiej strony, jeśli przymknąć oko na te mankamenty, publikacja jest dosyć treściwa w wiele informacji dotyczących prywatnego życia wielkich bossów mafijnych i właśnie to czyni ją ciekawą. Masa stara się wyjaśnić dlaczego i kiedy powstały pierwsze zalążki grupy pruszkowskiej oraz odsłania kulisy szołbizu końca XX wieku.

Podsumowując mogę polecić tę książkę wszystkim zainteresowanym tematyką około-mafijną, ale nalegam by nie sugerowali się tytułem. Publikacja dotyka wielu problemów gangsterskiego światka, mówi też o kobietach, ale zdecydowanie jej tytuł powinien brzmieć inaczej… chociażby tak jak tytuł tego artykułu.

Na plus:
+ różnorodna tematyka
+ swobodny i szczery styl wypowiedzi bohatera wywiadu

Na minus:
- Górski nieumiejętnie prowadzi rozmowę
- pewne nieścisłości w treści
- wprowadzenie w błąd czytelnika, który spodziewa się publikacji dotyczącej kobiet mafii

Ocena: 4/6

Autor: Artur Górski, Jarosław Masa Sokołowski
Tłumacz: -
Gatunek: reportaż/wywiad-rzeka
Cykl: -
Liczba stron: 232
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka 2014

Cena: 35,00 zł

26 kwietnia 2014

J.Guarnido, J.D.Canales - Blacksad. Pośród cieni

„Przeszłość ukryta pośród cieni, nie jest niemożliwa do odnalezienia”

Wśród pewnej ograniczonej liczby komiksów, które doczekały się polskiego wydania, mało która seria zasługuje na tak dużą uwagę, jak cykl Blacksad. Komiksy te mają dość burzliwą i dla wielu kontrowersyjną historię w naszym kraju, gdyż pierwsze dwa tomu, czyli Pośród cieni oraz W śnieżnej bieli ukazały się za sprawą Wydawnictwa Siedmioróg, a następne trzy tomy – Czerwona dusza, Piekło, spokój i Amarillo dzięki wydawnictwu Egmont. Wspomnianą kontrowersję stanowi fakt, że tomy drugi i trzeci są bardzo trudne do zdobycia, a na aukcjach internetowych ich ceny osiągają kwoty od 100 do 400 złotych. Zastanawiające jest, czemu Egmont nie zrobiło dodruku Czerwonej duszy skoro mają do tego komiksu prawa…

Twórcami Blacksad’a są dwaj hiszpańscy artyści Juanjo Guarnido oraz Juan Diaz Canales (od 1993 roku współpracuje ze studiem Disney’a). Cała seria utrzymana jest w hollywoodzkim klimacie kryminału noir, a jej bohaterami są antropomorficzne zwierzęta, na ten przykład tytułowy bohater, John Blacksad jest czarnym kotem-detektywem. Trudna dostępność dwóch tomów nie powinna wpływać na chęć zapoznania się z innymi zeszytami, bo choć, jak wiadomo posiadanie kolekcji jest frajdą, to w tym przypadku każda część tworzy osobną historię. A Pośród cieni można nadal lub też znowu dostać w dobrych sklepach z komiksami.

Blacksad. Pośród cieni rozpoczyna się od tajemniczego morderstwa pewnej kobiety. Od początku wiemy jednak, że tożsamość tej damy ma znaczenie przynajmniej dla jednego człowieka, mianowicie Johna Blacksad’a. Zamordowana była jego dawną kochanką, z którą wiążą się wciąż żywe, choć odległe wspomnienia. Detektyw postanawia zająć się to sprawą na własną rękę, choć policja każe mu się trzymać od tego z dala. Tropy będą go prowadzić przez najgorsze speluny miasta, a pytanie które wciąż będzie dźwięczeć mu w głowie brzmi: Co taka kobieta jak ona tam, u licha, robiła?!

Pomimo wyboru, jakiego dokonali artyści tworząc ten zeszyt, nie jest on przeznaczony dla dzieci. Pomysł, aby bohaterami były zwierzęta stanowi według mnie uproszczenie, które świetnie sprawdza się w tak krótkim komiksie, jak ten. Zamiast rozbudowywać charaktery swoich postaci oni postanowili nadać im twarze zwierząt, które w europejskiej kulturze stanowią synonimy niektórych cech charakteru. Dzięki temu autorzy mogli się skupić na tym co najbardziej urzeka w Pośród cieni, czyli rysunkach. Dbałość o detal jest najbardziej charakterystycznym elementem artystycznej strony tego komiksu. Rysunki są przepełnione różnorodnymi elementami, które zachwycą każdego czytelnika zafiksowanego na walorach estetycznych. Wartość podnosi także konsekwencja narracyjna zachowana w kolejnych kadrach. Odpowiedni dobór tonacji sprawia, że już na pierwszy rzut oka można odróżnić fragmenty przesycone pesymizmem od pełnych szczęścia wspomnień. Tak więc pod względem kompozycji wizualnej Blacksad rozkłada na łopatki wiele innych i cenionych historii rysunkowych.
 
Ważne jest także to, że narracja (słowna) komiksu całkowicie oddaje istotę czarnego kryminału. Główny bohater jest zgorzkniałym cynikiem patrzącym na moralny upadek swojego miasta i ten grobowy humor, który go charakteryzuje, jest wyraźny w stylu opowieści, którą przedstawia. Ogromny wpływ na pozytywny sposób postrzegania Blacksad’a wywiera z pewnością historia zawarta w Pośród cieni. Gdyż oto czytelnik poznaje zmęczonego życiem mężczyznę, który poszukuje mordercy, nie tylko kobiety, którą kochał, ale także części jego samego.

„Zgasła. Moja przeszłość pokryta mrokiem zabłąkała się… pośród cieni. A nikt przecież nie może żyć bez przeszłości.
Gdzieś tam, krył się winny dwóch zbrodni: śmierci kobiety i zgonu wspomnień.”[1]

Blacksad. Pośród cieni to komiks z najwyższej półki. Stanowi majstersztyk pod względem scenariusza oraz rysunku, i według mnie jest świetnym przykładem tego, że kultura komiksu to nie tylko masowe, choć uwielbiane przeze mnie Marvel, czy DC. Z pewnością szukając czegoś wyjątkowego można odnaleźć jeszcze wiele perełek.


Na plus:
+ rysunki
+ symbolika postaci
+ prosta historia
+ klimat kina noir
+ cena
Na minus:
- brak

Ocena: 6/6

Autor: Juanjo Guarnido, Juan Diaz Canales
Tytuł: Blacksad. Pośród cieni
Tłumacz: ARNO
Gatunek: Komiks/Kryminał noir
Cykl: Blacksad
Liczba stron: 50
Wydawnictwo: Siedmioróg 2001
Cena: 35,00 zł



[1] J.Guarnido, J.D.Canales, Blacksad. Pośród cieni. Wydawnictwo Siedmioróg, Wrocław 2001, 9.s

Elana Johnson - Zawładnięci

Jaka musi być książka, aby zasłużyć na miano gniotu? Jak bardzo kiepska musi być historia przedstawiona na kartach danej książki, abym miała ochotę zapłakać nad losem drzew, które zostały ścięte, by mogła ona ujrzeć światło dzienne? Otóż wystarczy spora dawka braku logiki, fabuła pełna dziur, identyczni bohaterowie i ogromna liczba błędów językowych. W tym momencie, chciałabym zaprezentować książkę Elany Johnson pod tytułem Zawładnięci, która zawiera wszystkie wymienione przeze mnie elementy i tym samym została okrzyknięta największym literackim nieporozumieniem ostatnich lat.

Według speców od marketingu lub też redaktorów pracujących nad tą książką,  Zawładnięci to przerażająca, dająca do myślenia, odwołująca się do naszych współczesnych lęków wizja przyszłości i totalnej kontroli, która wzbudziła na portalach dyskusje czytelników, którzy pozostają pod wrażeniem Zawładniętych i przyznają, że po tej książce nie można się szybko otrząsnąć – litości… Dawno nie czytałam takich bzdur...

Szesnastoletnia Vi żyje w Dobrych Ziemiach całkowicie kontrolowanych przez TYCH-OD-MYŚLENIA. Jednak, pomimo wszechwiedzy tamtych, jej udało się odłączyć od przymusowych transmisji, mówiących ludziom co mają myśleć. Sama wielokrotnie powtarza, że lata wtłaczania do głowy pewnych zasad mocno ją zmieniły, jednak wcale nie przeszkodziło to w tym aby, od tak, zbuntowała się względem wszystkich i wszystkiego. Po dokonaniu kolejnego przewinienia – spacerowania po parku z chłopakiem – dziewczyna zostaje aresztowana i skazana, jednak CI-OD-MYŚLENIA mają względem niej swoje plany. Wobec tego dziewczyna postanawia uciec z nowo poznanym buntowniczym nastolatkiem Jagiem, w którym zakochuje się do szaleństwa, pomimo tego że jej jedyną miłością był Zenn. I tak Violet trafia na Złe Ziemie i przeżywa wielkie rozterki…

Wszystko w tej książce drażni. Autorka wymyśliła coś co postanowiła spisać nie wysilając się nawet, aby to co tworzy miało jakikolwiek sens. Kłopotliwe elementy fabuły, które wymagają wyjaśnienia po prostu są, a Ty czytelniku radź sobie sam… Dialogi zawierają masę błędów logicznych. A z racji tego, że bohaterowie zupełnie nie kontrolują tego co mówią, wydają się być lekko niepoczytalni, lub też nie do końca świadomi. Świadczy to o tym, że autorka została zupełnie przytłoczona przez swoją historię, a dodatkowo nie uszanowała inteligencji  czytelników skoro wydało jej się, ze coś takiego nadaje się do publikacji. Skoro wiemy już, że Zawładnięci to piękny przykład tego w jaki sposób nie powinno się tworzyć fabuły i jak książek nie pisać, to należy jeszcze wspomnieć o tym, że od strony redakcyjnej książka również jest koszmarem, za który czytelnicy mają płacić nie mało, bo 33 zł. W tekście można znaleźć takie kwiatki, jak np. regół (sic!), czy też Idę do Złych Ziem, oznajmiłam całemu światu, TYCH-OD-MYŚLENIA (sic!), każdemu, kto słuchał.

Książkę przeczytałam tylko po to, żeby przekonać się na własnej skórze, czy rzeczywiście jest tak zła, jak gdzieniegdzie piszą i wiecie co? Nie jest zła, jest koszmarna. Zawładnięci nie reprezentują sobą nic wartościowego. Książka nie zawiera żadnej symboliki, nie ma moralitetowego wydźwięku, nie przedstawia błyskotliwej ani przerażającej wizji świata. Jej powstanie świadczy o tym, że czasem wydawcy nie patrzą na to czy publikacja, którą chcą wydać jest w jakikolwiek sposób wartościowa, a jedyne na czym im zależy to zarobek i odcięcie kuponu od sukcesu innych tytułów reprezentujących dany gatunek. Przykre…

Na plus:
+ nic
Na minus:
- wszystko…

Ocena: 1/6

Autor: Elana Johnson
Tytuł: Zawładnięci
Tłumacz: Agnieszka Zajda
Gatunek: Antyutopia
Liczba stron: 320
Wydawnictwo: Amber 2011
Cena: 32,80 zł

21 kwietnia 2014

Robert McCammon - Łabędzi śpiew.Księga I/Łabędzi śpiew.Księga II

"Zło zawsze towarzyszyło ludzkości. Tkwiło w sercach jednostek i doprowadzało do gniewu mas. A dobro? Dobro ma to do siebie, że pojawia się znikąd i ze stoickim spokojem obserwuje"

Ogromna liczba opinii pełnych zachwytów na temat twórczości Roberta McCammona oraz moje zamiłowanie do tematyki postapokaliptycznej sprawiły, że obok dwu-tomowej powieści Łabędzi śpiew nie mogłam przejść obojętnie. Choć tytuł ten po raz pierwszy ujrzał światło dzienne w 1987 roku to pierwszy tom ukazał się na polskim rynku dopiero pod koniec października 2013 roku i, o dziwo, prezentuje bliską współczesnej wizję międzynarodowego konfliktu zbrojnego oraz jego skutków. Jednak nie jest to typowe postapo. Łabędzi śpiew jako całość reprezentuje baśń, taką mrożącą krew w żyłach, w stylu braci Grimm.

Powieść jest przykładem kompozycji szkatułkowej, w której kilka historii splata się ostatecznie w jedną – najważniejszą, która stanowi trzon fabularny. Czytelnicy poznają między innymi szaloną bezdomną kobietę, która wśród gruzów Manhattanu odnajdzie przepiękny szklany artefakt, który będzie dla niej kompasem, czarnego zapaśnika, który w odpowiednim czasie pojawi się w odpowiednim miejscu i stanie się kimś wyjątkowym dla małej dziewczynki, która jeszcze nie poznała swojego przeznaczenia, czy też młodzieńca, w którego sercu zakiełkuje krwawe ziarno. Zanim ich losy się splotą, wszyscy będą musieli walczyć o przetrwanie w świecie, który zginął, ponieważ przedstawiciele dwóch największych mocarstw nie potrafili już ze sobą rozmawiać…

Łabędzi śpiew to bardzo dziwna powieść. Przez pierwsze rozdziały fabuła dłuży się, poniekąd rozwleka, staje w miejscu oraz zatacza koło tylko po to by złapać czytelnika na haczyk i nie pozwolić mu się oderwać, aż do ostatnich stron drugiego tomu. Nie jest to lektura wybitna (choć zdecydowanie krąży w okolicach tej planety) ale w sposobie pisania McCammona jest nieokreślone coś co sprawia, że czytelnik całkowicie ignoruje niedociągnięcia czy też wpadki fabularne i daje się pochłonąć wykreowanemu światu. Można by rzec, że autor stworzył historię do bólu szablonową. Każdy z bohaterów jest przewidywalny i symbolizuje typowe literackie szufladki np. zwyczajny nastolatek, który odkrywa przyjemność w zadawaniu cierpienia, wariatka zbawiająca świat, wrażliwy czarnoskóry olbrzym itd. Właśnie to sugeruje, że nie o surową postapokalipsę chodziło autorowi, a o szczere ukazanie kondycji społeczeństwa – przecież to zawsze najlepiej wyjaśniać na zakodowanych w kulturze schematach. I choć stworzenie tej powieści było najprawdopodobniej podyktowane potrzebą odpowiedzi na zimnowojenne lęki swoich czasów, to jednak, jak już wspomniałam nie jest jej daleko do tego co obserwujemy obecnie w telewizji. Wynika to także z faktu, że autor sprytnie uniknął zastosowania w tekście nazw przedmiotów codziennego użytku, które w jakikolwiek sposób byłyby w stanie umiejscowić przedstawianą historię w czasie (choć niewątpliwie jest to XX lub XXI wiek).

Pióro McCammona to główny atut Łabędziego śpiewu, a pojawiające się w różnych tekstach publicystycznych porównania do stylu Stephena Kinga nie uważam za bezpodstawne, gdyż u jednego i drugiego wyraźnie ujawnia się fabuła kipiąca od emocji oraz potrzeba zawieszania akcji i odwracania uwagi czytelnika detalami, jednakże każdy z nich stosuje ku temu swoje sztuczki. Myślę, że właśnie to sprawia, że każdy z nich posiada ogromną rzeszę fanów, a kolejne pokolenia wprost kochają ich twórczość.

Na plus:
- uniwersalność czasowa
- fantastyczny styl
- pomysł
- połączenie postapokaliptycznego mrocznego klimatu z baśniowością
- wydanie

Na minus:
- lekko rozwleczony początek, który może odstraszyć mniej wytrwałych czytelników
- połączenie realizmu z magią i zjawiskami nadnaturalnymi może zniechęcić czytelników oczekujących rasowego postapo.

Ocena: 4/6

Autor: Robert McCammon
Cykl: Łabędzi śpiew tom I
Tłumaczenie: Maria Grabska-Ryńska
Liczba stron: 524
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc 2013
Cena: 41,90 zł

*************
Kończąc pierwszą księgę Łabędziego śpiewu zgrabnie przeszłam do lektury księgi II – co już samo przez się świadczy o tym, jak głęboką fascynację wywołała u mnie powieść Roberta McCammona. Liczyłam przede wszystkim na wyrazistą puentę, ponieważ podczas tomu I miałam wrażenie, że autor tak bardzo wymieszał wątki realistyczne z magicznymi, że już sam się w nich pogubił. Ostatecznie nie zawiodłam się, a jedynie utwierdziłam w przeczuciu, że Łabędzi śpiew ma typowy dla przypowieści tudzież baśni, moralizatorski wydźwięk.

Dotychczasowy porządek znany na świecie całkowicie przestał funkcjonować. Społeczeństwo Ameryki Północnej i co wielce prawdopodobne, także reszty kontynentów, zostało zmiecione z powierzchni Ziemi. Nieliczni, którzy przetrwali rozpoczęli na nowo walkę, która obróciła w proch cywilizację. Rzekomo Bóg czeka na pewnym wzgórzu na tych którzy przybędą pierwsi, chce tym samym przekonać się o tym czy zwyciężyło dobro czy zło… Losy bohaterów znanych z poprzedniego tomu wreszcie splatają się, ale przed nimi jeszcze długa droga, a istota uosabiająca pierwotne grzechy ludzkości może czaić się wszędzie, i ma na oku Swan, a przede wszystkim Siostrę.

W drugiej części Łabędziego śpiewu mroczny klimat i napięcie jest wyczuwalne na każdej stronie. Zmienia się nieco charakter opowiadanej historii, jest w niej więcej ruchu, akcji, ale autor nadal bawi czytelnika detalami i snuje swoją opowieść bez zbędnego pośpiechu. Lektura wymaga skupienia i cierpliwości. Moment kulminacyjny jest nieco przekombinowany, ale to właśnie dzięki temu ostatecznie nabiera baśniowego charakteru. Ostatnie strony wzruszają, bawią i pokazują światełko w czarnym tunelu zepsucia współczesnego świata.

Łabędzi śpiew jest książką potrzebną. Jej symbolika jest niesamowicie prosta i jasna, ale zarazem zdaje się mieć drugie dno, które każdy może odszyfrowywać na własną modłę. Powieść jest wyrazem tęsknoty za tym co pierwotne, za poszanowaniem dla natury i harmonijnym współistnieniem z tym co nas otacza. Stanowi także jasne oskarżenie i wytknięcie ludziom ich głupoty. Moje odczucia względem książki są dosyć skrajne, gdyż dostrzegam jej zalety tak samo wyraźnie jak wady, jednak niewątpliwie dostałam się pod działanie jej uroku i na te drugie jestem w stanie przymknąć oko. Jestem wdzięczna autorowi za możliwość wyciągnięcia własnych wniosków z lektury, ale także za rozrywkę, którą mi zapewniła.

Na plus:
- uniwersalność czasowa
- fantastyczny styl
- więcej akcji, konfrontacji między bohaterami
- pomysł
- wyraźny ukłon w stronę baśniowości
- wydanie

Na minus:
- skumulowanie realizmu z magią i zjawiskami nadnaturalnymi może zniechęcić czytelników oczekujących rasowego postapo.

Ocena: 4+/6

Autor: Robert McCammon
Cykl: Łabędzi śpiew tom II
Tłumaczenie: Maria Grabska-Ryńska
Liczba stron: 552
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc 2014
Cena: 42,90 zł

*************

OCENA CAŁOŚCI: 5/6

18 kwietnia 2014

Małgorzata Machnacz-Zarzeczna - Felix Muchowicz. Restaurator i kupiec warszawski z XIX wieku

Małgorzata Machnacz-Zarzeczna jest nietypową debiutującą autorką. Szeroko utalentowana i wykształcona kobieta od wielu lat interesuje się historią swojej rodziny – studiuje metryki, akta stanu cywilnego i inne dokumenty, które pomagają jej w tworzeniu drzewa genealogicznego. Książka pod tytułem Felix Muchowicz. Restaurator i kupiec warszawski z XIX wieku stanowi efekt owych studiów i poszukiwań, a co za tym idzie prezentuje losy jednego z jej przodków, choć jak sama zauważa historia życia Felixa Muchowicza przedstawiona w niniejszej książce jest prawdopodobna. Być może w miarę dalszych poszukiwań pojawiłyby się nowe fakty, które by ją potwierdziły lub podważyły[1]. Publikacja nie zawiera więc jedynie faktów, co dawało pisarce ogromne możliwości do puszczenia wodzy fantazji, czego jednak nie zrobiła.

Fabularnie powiastka ta dotyczy jedynie pewnego okresu życia Felixa Muchowicza, który jako młodzian postanowił wyruszyć do Warszawy, by tam szukać szczęścia i wzbogacenia, nie spodziewał się, że uda mu się odnaleźć także miłość, i to nie byle jaką…

Opowieść o perypetiach Felixa przeplatają teksty informacyjne dotyczące pojawiających się w tekście zagadnień oraz ilustracje, mające przybliżyć warszawskie realia końca XIX wieku, które same w sobie były przecież niesamowicie ciekawe i barwne. Zbeletryzowana część, a szczególnie dialogi, jest niestety spisana niesamowicie naiwnie, co świadczy o braku umiejętności literackich autorki, natomiast książka jako całość jawi się jako bardzo monotonna lektura. Szczerze powiedziawszy, nie rozumiem czemu autorka postanowiła upublicznić historię jednego ze swoich przodków. Zastanawia mnie jakie wydarzenie w jego życiu, wydało się jej tak niesamowicie interesujące, że zechciała podzielić się nim z czytelnikami. Oczywiście, poszukiwanie własnych korzeni prawdopodobnie każdemu wydaje się niesamowicie pociągające i ekscytujące, jednak w większości przypadków historie te nadają się co najwyżej do opowiadania w gronie rodzinnym.

Żałuję, że Małgorzata Machnacz-Zarzeczna nie skusiła się by spisać powieść obyczajową, która mocniej akcentowałaby życie, chociażby określonej, warstwy społeczeństwa polskiego tamtego okresu. Choć patrząc na sposób budowania zdań, styl, oraz brak pomysłu na ciekawe przedstawienie opowiadanej historii, autorka po prostu nie jest zbyt dobrą pisarką, choć nie ukrywam, że wypis źródeł, z których korzystała świadczy o tym, że zdecydowanie jest całkiem dobrą badaczką.

W zasadzie myślę, że książkę mogę polecić jedynie członkom rodziny autorki i historykom, którzy posiadają jakieś informacje, które mogłoby zmienić lub potwierdzić treść tej publikacji. Niestety nie jest to powiastka ani ciekawa, ani dobrze napisana i nie potrafię traktować jej jak poważną literaturę.

Na plus:
- dobre chęci autorki oraz szacunek dla wysiłku, jaki włożyła przy odkrywaniu swoich korzeni

Na minus:
- całkowita niemożność zaklasyfikowania tej pozycji do jakiegokolwiek gatunku literackiego: ani to powieść, ani życiorys, ani książka historyczna. Gdyby nie typowe literackie wydanie, uznałabym że są to po prostu notatki jednego człowieka na temat drugiego człowieka.

Ocena: 
Z racji tego, że nie jestem w stanie potraktować tej książki jak literatury, z jaką zazwyczaj mam do czynienia, nie jestem też w stanie jej ocenić.

Autor: Małgorzata Machnacz-Zarzeczna
Liczba stron: 138
Wydawnictwo: NovaeRes 2014
Cena: 23,00 zł



[1] M. Machnacz-Zarzeczna, „Felix Muchowicz. Restaurator i kupiec warszawski z XIX wieku”, NovaeRes Gdynia 2014, 7s.

06 kwietnia 2014

Robert Kirkman, Jay Bonansinga - Żywe trupy. Upadek Gubernatora tom I

W telewizji właśnie dobiegła końca emisja czwartego sezonu serialu The Walking Dead i choć, tak fanom serialu, jak i komiksowego pierwowzoru, wiadomo już od dawna, jak wyglądał upadek najmroczniejszego charakteru od czasów Hannibala Lectera, czyli Gubernatora, to jednak okazuje się, że trzeci tom literackiej serii The Walking Dead może wnieść jeszcze sporo świeżości w znaną historię walki między mieszkańcami miasteczka Woodbury, a grupą okupującą więzienie.

Po dramatycznych wydarzeniach przedstawionych w Drodze do Woodbury i nieudanym zamachu stanu na rządzącego twardą ręką Gubernatora, Lilly Caul próbuje nie wychylać się i żyć spokojnie z dala od wszelkich kłopotów. Kiedy w miasteczku pojawia się troje podróżników, dziewczyna stara się trzymać od nich z daleka. Sprawy w jej życiu nieco się komplikują przez co postanawia zawierzyć Gubernatorowi, powtarzając uparcie mantrę, że ciężkie czasy potrzebują ciężkich rządów. Z kolei Phillip Blake, czyli rzeczony Gubernator nie lubi obcych, tak więc przybyłą do Woodbury grupę, postanawia przywitać w znanym już stylu. Rick, Michonne oraz Glenn będą musieli przejść piekło aby powrócić do swoich bliskich.

Z całą odpowiedzialnością mogę potwierdzić, że kolejna książka spod pióra Jay’a Bonansinga oraz Roberta Kirkmana trzyma poziom poprzedniczek. Jest to chyba jedna z najlepszych serii zombistycznych, ustępująca jedynie cyklowi Zmierzch świata żywych (choć zapewne jest to teoria dla wielu dyskusyjna). Autorzy w genialny sposób przedstawili nieznaną historię miasteczka Woodbury oraz jego mieszkańców. Wszystkie elementy opowieści doskonale do siebie pasują, a książka wkomponowuje się w pozostałe elementy tworzące obszerne uniwersum TWD.

Ważnym elementem fabularnym jest zepchnięcie na drugi plan opisów walk z truposzami. Nie stanowią już one głównej osi książki. Teraz wyraźnie już widać, że autorzy skupiają uwagę czytelników na pogłębiających się zmianach zachodzących w psychice Gubernatora. Nie umniejsza to jednak napięcia, które rośnie z każdym kolejnym rozdziałem, co więcej przesunięcie siły ciężkości na społeczno-psychologiczne wątki wyszło książce na dobre.

Potwierdza się więc to, o czym pisałam w poprzednim artykule dotyczącym Droga do Woodbury. Otóż, Kirkman ma wciąż głowę pełną pomysłów, a Bonansinga w iście mistrzowskim stylu przelewa je na papier. Jedynym niezrozumiałym dla mnie faktem jest podzielenie ostatniego tomu na dwie części, ale przyznam szczerze, że nie próbowałam się dowiedzieć co jest tego przyczyną, tak więc nie będę tego krytykować.

Na plus:
+ bohaterowie
+ nowatorskie pomysły
+ zwroty akcji
+ skupienie się na postaci Gubernatora

Na minus:
- podział ostatniego tomu na dwie części

Ocena: 6/6

Autor: Jay Bonansinga, Robert Kirkman
Cykl: The Walking Dead tom III
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Liczba stron: 340
Wydawnictwo: SQN 2014
Cena: 34,90 zł

Recenzja ukazała się na portalu KOSTNICA.