29 czerwca 2015

Robert J. Szmidt - Szczury Wrocławia. Chaos

Kto nie słyszał o książce Szczury Wrocławia autorstwa Roberta J. Szmidta? No właśnie... Powieść polskiego pisarza fantastyki może stanowić encyklopedyczny przykład wspaniałej marketingowej kooperacji autora i wydawnictwa. Świetna kampania internetowa połączona z portalami społecznościowymi oraz wysypem billboardów w kilku największych miastach Polski plus temat, który obecnie jest modny i voilà! Otrzymujemy książkę, której nie mogą doczekać się nawet Ci, którzy myślą, że zombie to termin dentystyczny.

Szczury Wrocławia to nie jedyna polska apokalipsa zombie, ale z pewnością jedna z najlepiej wypromowanych. Z czystym sumieniem można też stwierdzić, że nie jest to najlepsza ze wszystkich książek o umarlakach ale z pewnością należy do takiej grupy. I choć początkowo bałam się, że treść będzie składać się jedynie z nazwisk ludzi, którzy na facebooku wyrazili chęć zginięcia na jej kartach to z czasem obawa ta ustąpiła czystej przyjemności wynikającej z lektury naprawdę dobrze poprowadzonej fabuły.

Akcja powieści rozgrywa się we Wrocławiu w 1963 roku. Właśnie wtedy, w sierpniu, miała miejsce ostatnia w Polsce epidemia ospy prawdziwej. Autor zapożyczył te wydarzenia i zmienił je w pandemię zupełnie innego, bardziej przerażającego rodzaju. W izolatorium na Psim Polu dochodzi do bardzo dziwnego zdarzenia. Przerażeni milicjanci pilnujący tamtego terenu alarmują władze, że odmienieni pacjenci atakują przebywających w ośrodku chorych, personel i ich samych. Do izolatorium zostają wysłane oddziały KBW oraz ZOMO. Dużej grupie odmieńców udaje się jednak oddalić. Wkrótce okazuje się, że miasto i jego mieszkańcy są bezbronni wobec nowej krwiożerczej zarazy.

Autor postanowił zrezygnować z postaci głównego bohatera na rzecz większej grupy postaci, które mają spory wkład w rozwój akcji. Początkowo sądziłam, że będzie to wada tej historii, jednak wraz z zagłębianiem się w kolejne rozdziały zaczęłam nabierać przekonania, że właśnie w tej powieści taki zabieg jest całkowicie na miejscu. Oczywiście w natłoku nazwisk można się nieco pogubić, jednak Szmidt wybrnął z tego obronną ręką, gdyż w miarę płynny sposób prowadzenia narracji skutecznie skupia uwagę czytelnika na fabule. Trudno jest nie dostrzec, że wybór realiów PRL-u sprawił, że łatwo było wkomponować w treści ogromną liczbę nazwisk. Pozwoliło to także na uzasadnienie ich częstego powtarzania i odmieniania. Nie można zatem odmówić autorowi pomysłowości. I choć zrezygnował on całkowicie z próby wyjaśnienia genezy morderczej plagi masakrującej Wrocław to jednak sprytnie zapełnił karty swojej powieści mnogością wydarzeń – o czym najlepiej świadczy fakt, że Szczury Wrocławia przeczytałam od deski do deski, nie pomijając nawet najmniejszego opisu (co niestety zdarza mi się, kiedy książka zawiera dłużyzny).

Mój największy zarzut to brak głębszych treści. Prawdopodobnie Szczury Wrocławia nie miały być książką poważną (nie oszukujmy się, rzadko kto traktuje temat zombie tak pompatycznie, jak np. ja) ale momentami wydawała mi się trochę zbyt komiczna. Zaburzone zostały proporcje między fragmentami opisującymi typowe sceny gore a opisami mającymi napędzać akcję. Prawdą jest, że co chwila coś się dzieje, ale zawsze wtedy pojawia się też jakaś ręka, noga tudzież mózg na ścianie. Jak dla mnie autor odsłonił po prostu zbyt wiele, już na samym początku kumulując obfitość krwawych scen. Przez to, choć podczas lektury zainteresowanie mnie nie opuszczało, już w połowie przestałam odczuwać strach. Zbyt wiele tu dosłowności, dosadności, a zbyt mało tego co przeraża najbardziej bo jest jedynie oczekiwane ale niekoniecznie zastane...

Po mimo tego mankamentu Szczury Wrocławia to naprawdę świetna powieść, w której autor, choć nie uniknął odrobiny kiczu to jednak udźwignął go,  zaprzyjaźnił się z nim i co więcej, przekonał do niego setki czytelników. A jeśli nie uczyni go głównym bohaterem drugiego tomu to może się okazać, że ten cykl wejdzie do kanonu lektur zombijnych.

NA PLUS:
+ pomysł
+ kampania reklamowa
+ mnogość bohaterów
+ świetnie odwzorowane polskie realia PRL-u

NA MINUS:
- zbyt dużo gore
- początkowy chaos wynikający z natłoku bohaterów

OCENA: 5/6

Autor: Robert J. Szmidt
Tytuł: Szczury Wrocławia. Chaos
Cykl: Szczury Wrocławia t. I
Wydawnictwo: Insignis 2015
Gatunek: Horror/Fantastyka
Liczba stron: 544
Cena: 39,90 zł

RECENZJA ZOSTAŁA OPUBLIKOWANA NA PORTALU SECRETUM.

23 czerwca 2015

Robert J. Szmidt - Samotność Anioła Zagłady. Adam

Myślałam, że nie znajdę bardziej kameralnej książki niż Marsjanin Andy’ego Weira, ale sięgnęłam po Samotność Anioła Zagłady Roberta J. Szmidta i musiałam zweryfikować tę opinię. Postapokaliptyczna powieść polskiego autora to przedstawienie, w którym gra dosłownie kilku aktorów. Trudną sztuką jest napisanie intymnej historii jednego bohatera, tak by czytelnik nie uległ znużeniu. Tak Weirowi, jak i Szmidtowi się to udało. Nie będę jednak ukrywać, że amerykańskiemu autorowi poszło nieco lepiej niż rodzimemu, choć do obu powieści mam zastrzeżenia.

Samotność Anioła Zagłady. Adam opowiada o dramatycznej i obfitującej w wiele trudnych sytuacji podróży mężczyzny-wybrańca. Adam Sawyer był żołnierzem, którego zadaniem było chronienie Ameryki przed wojną atomową. Jednak w skutek pewnych zdarzeń, które autor wyjaśnia w dalszych częściach książki, Adam przyczynia się do całkowitej zagłady ludzi na Ziemi. Tym samym staje się jednym z uczestników tajnego projektu Arka, którego celem jest ponowne zaludnienie dawnej Zielonej Planety. Błąd systemu sprawia, że bohater budzi się ze snu kriogenicznego zbyt wcześnie. Aby uratować swoje życie musi wyruszyć do odległego centrum Arki. Stany Zjednoczone nie wyglądają już tak samo. Ziemia stała się okrutna i niebezpieczna. Książka jest nie tylko opisem drogi, jaką mężczyzna musi przebyć, jest także próbą wniknięcia w głąb duszy człowieka, którego samotność popycha w ramiona szaleństwa.

Powieść rozpoczyna się rewelacyjnie. Mocne wejście w historię daje potężnego emocjonalnego kopa, który nakręca czytelnika, ale jest to o tyle ryzykowne, że ten może oczekiwać takich samych emocji podczas dalszego zagłębiania się w lekturę, a bądźmy szczerzy… niesamowicie trudno jest non stop dawkować czytelnikom fabularne elektrowstrząsy. Zawsze nadchodzi ten moment, kiedy w treści wyraźnie zaznaczone zostają fragmenty mające dać oddech. Samotność takich wyraźnych fragmentów nie zawiera, czym zaskakuje. Jednak w dalszym rozrachunku stanowi to wadę tej opowieści bowiem, kiedy bohater rozpoczyna swoją podróż, odbiorca przestawia się w tryb pełnego napięcia oczekiwania i w zasadzie, jeśli mu się to ostatecznie nie znudzi, stan ten może mu towarzyszyć praktycznie do ostatnich stron, ponieważ dopiero tam autor serwuje kolejny emocjonalny wstrząs. Środkową część tej historii stanowią opisy przemieszczania się z punktu A do punktu B itd. Niewiele można tu także znaleźć udanych prób wniknięcia w psychikę bohatera. Niestety jego dylematy moralne oraz próby radzenia sobie z ogromnym przecież stresem wydały mi się mało wiarygodne. Adam nie jest też bohaterem wyrazistym. Trochę taki człowiek podobny do nikogo. Bohater Marsjanina to przezabawny i niebezpiecznie inteligentny młody mężczyzna, o Adamie pomimo towarzyszenia mu przez tyle czasu, jestem w stanie napisać jedynie tyle, że jest zdeterminowany.

Autor jest jednak niesamowicie utalentowany. Powieść ratuje świetna narracja. Pomimo tego, że na kartach Samotności nie dzieje się tak dużo, jakby czytelnik mógł oczekiwać, to jednak sprytnie rozpisana treść ciągle sugeruje, że za chwilę coś się wydarzy. Robert Szmidt wodzi nas za nos i prowadzi od jednego zakrętu do drugiego, a my wciąż i wciąż oczekujemy, a nawet wierzymy w to, że za kolejnym zdarzy się coś niesamowitego. Najlepiej prezentuje się jednak opowiadanie, które jest swoistą zapowiedzią tomu drugiego. Ewa może okazać się ciekawą kontynuacją.

To naprawdę budujące, że nasi rodzimi pisarze biorą się za postapo. Szmidt ma genialny, lekki i przystępny styl. Może Samotność nie jest powieścią genialną, ale posiada pewien urok i ogromny potencjał. Warto przeczytać, by móc wyrobić sobie własną opinię o polskiej postapokalipsie.

NA PLUS:
+ narracja
+ pomysł
+ ciekawa zapowiedź kontynuacji

NA MINUS:
- bohater
- brak charakterystycznych wydarzeń
- brak zagłębiania się w psychikę bohatera
- wątpliwe rozważania egzystencjalne

OCENA: 4/6

Tytuł: Samotność Anioła Zagłady. Adam
Autor: Robert J. Szmidt
Redaktor: Błażej Kemnitz
Wydawca: Rebis 2015
Cykl: Horyzonty zdarzeń
Liczba stron: 296
Cena: 32,90


RECENZJA ZOSTAŁA OPUBLIKOWANA NA PORTALU PARADOKS.

09 czerwca 2015

Max Kidruk - Bot

Bot jest pierwszą książka Maksyma Kidruka, która ukazała się na polskim rynku wydawniczym. Był to literacki strzał w dziesiątkę, bowiem lektura prezentuje zaniedbany w naszym kraju gatunek, czyli technothriller. Z pewnością jego miłośników nie brakuje, natomiast niewiele jest godnych polecenia publikacji, które ukazały się w polskim przekładzie. Zresztą polscy pisarze również unikają takich tematów. Zresztą nie bez przyczyny: aby móc wypowiadać się w tematach dotyczących nowoczesnych technologii, trzeba mieć o nich choć minimalne pojęcie, a nawet i to nie wystarczy. Należy jeszcze umieć przełożyć skomplikowane teorie na prosty język, który dotrze do masowej wyobraźni. Kidrukowi się to udało. Jego powieść jest nie tylko interesująca, ale także przerażająca. A mój początkowy sceptycyzm bardzo szybko ustąpił miejsca fascynacji historią młodego programisty gier komputerowych, który nieświadomie przyczynił się do powstania pewnych tajemniczych i niebezpiecznych istot…

Tymur Korszak jest zdolny i odnosi względne sukcesy zawodowe. Kiedy jednak otrzymuje pewne dziwne ale bardzo opłacalne zlecenie podejmuje się go praktycznie bez zastanowienia. W rodzinnym kraju zostawia zrozpaczoną narzeczoną i wyjeżdża do Chile, aby naprawić błędy w botach, które skonstruował kilka lat temu dla pewnego klienta z Ameryki Południowej. Właśnie tam, w tajnym laboratorium na pustyni Atakama rozegra się największy dramat jego życia. To, z czym przyjdzie się zmierzyć grupie ekspertów zebranych z najróżniejszych zakątków świata, okaże się być najgorszym koszmarem. Bowiem jak podjąć walkę z istotami do złudzenia przypominającymi 12-letnich chłopców? Niewinnie wyglądające dzieci są niesamowicie silne, zdolne wytrzymać ekstremalne warunki i wygląda na to, że nie mają dobrych zamiarów. Kilku malców ucieka z ośrodka badawczego i zaczyna niepokoić miejscową ludność. Zadaniem Tymura jest odnalezienie błędu w systemie… Jednak co jeśli system wcale nie chce zostać naprawiony?

Autor stworzył naprawdę nietuzinkową fabułę, którą wypełnił bohaterami tak rzeczywistymi, że aż przerażającymi. Bardzo podoba mi się różnorodność postaci przepełnionych jednocześnie pierwiastkiem zła i dobra. Niewiele tu miejsca na jednoznaczne wartościowanie ich zachowań. Sprawia to, że łatwo się z nimi utożsamić, a co za tym idzie przeżywać to, co ich spotyka. Pomimo świetnie wykreowanych postaci, to właśnie wspomniana fabuła jest perłą książki. Akcja jest spójna i dynamiczna, delikatne przestoje w jej rozwoju dają czytelnikowi jedynie na chwilę odetchnąć, bynajmniej nie nudząc. Nie traktowałabym tej powieści jako moralitetu. Wydaje mi się, że autor nie miał zamiaru pouczać czytelnika na temat zagrożeń płynących z rozwoju technologii i biotechnologii, brakuje bowiem w treści charakterystycznej dla tego typu tematyki głębi i powagi. Kidruk chciał raczej przestraszyć odbiorców tym co nieznane, a zrobił to w brawurowy i zapewniający dobrą rozrywkę sposób.
 
Bot to książka, która aby została zrozumiana, musi trafić na odpowiedniego odbiorcę. Jak już wspomniałam, brakuje w niej pogłębienia tematu np. bioetyki, choć jest fragment, w którym autor spróbował podjąć ten wątek. Nie znaczy to jednak, że książka jest zła. Bynajmniej. Wszystko zależy od tego, jak czytelnik ją rozszyfruje. Ja chciałam by zapewniła mi chwile, podczas których nie będę mogła oderwać się od lektury. Pragnęłam by okazało się, że w książce nie będzie przerostu formy nad treścią, a tym bardziej treści nad formą. Autor zapanował nad swoim dziełem i obdarował je swoistą harmonią pomiędzy trudną fabułą, a prostym jej przekazem. Pożegnałam się z bohaterami powieści Kidruka już jakiś czas temu, a do tej pory pamiętam pewne fragmenty. W dzisiejszych czasach to sztuka niebywale trudna, aby któryś z setek pojawiających się na rynku tytułów zapamiętać na dłużej.

Na plus:
+ bohaterowie
+ wypełnienie niszy gatunkowej
+ wartka akcja

Na minus:
- trudny temat

OCENA: 5/6

Autor: Maksym Kidruk
Tytuł: Bot
Tłumacz: Julia Celer
Gatunek: Technothriller
Cykl: -
Liczba stron: 624
Wydawnictwo: Akurat 2014
Cena: 44,99 zł

Recenzja ukazała się również w GRABARZU.