23 października 2012

kostnica.com.pl THE WALKING DEAD

Z okazji tego, że zaczęłam pracę nad działem o serialu i komiksie "The Walking Dead" postanowiłam dać Wam znać tutaj, że coś takiego się tworzy. Oto wstęp i recenzja pierwszego sezonu serialu. Reszty szukajcie niebawem na Kostnicy.

WSTĘP


„Nie taki zombie straszny jak go malują”

Literatura i kinematografia końca XX wieku i początku XIX wieku przesycona jest tematyką postapokaliptyczną. Wizje końca świata, kataklizmy i katastrofy oraz plagi charakteryzują współczesną sztukę. Powstaje szereg filmów takich jak „Pojutrze”, „2012”, „Dzień, w którym zatrzymała się ziemia”. Jedne produkcje są mniej udane inne to majstersztyki, jedno je łączy – kres ludzkości. Jednak istnieją bardziej wyrafinowane sposoby na przedstawienie końca świata, niż wybuchy wulkanów, topniejące lodowce i tornada. Zarazy – plagi naszych czasów. Wirus „żywiący” się ludźmi zamieniający ich w co tylko wyobraźnia ludzka wymyślić potrafi. Tu wymienić można „Jestem legendą” i chociażby „28 dni później”. Do tej samej kategorii można wrzucić figurę zombie, która lata temu przeniknęła do popkultury. Dotychczas najpopularniejszym medium, umożliwiającym hordom umarłych straszenie nas były filmy, jednak w ciągu ostatnich kilku lat zombie opanowały inne rodzaje mass mediów.

 Dla jednych filmy i książki/komiksy o zombie to wymieszana papka flaków, mięsa i krwi; dla innych zombie są tylko środkiem do celu, ekstremalnym sposobem ukazania naturalnych skłonności człowieka, jego giętkiego kręgosłupa moralnego i zmiennej natury.

„Dobre filmy o zombi pokazują nam, jak my, ludzie, jesteśmy popaprani. Sprawiają, że mamy wątpliwości co do naszej pozycji w społeczeństwie… i pozycji naszego społeczeństwa w świecie. Owszem, i one pokazują jatki i przemoc, i te inne ‘fajne rzeczy’… ale zawsze kryje się w nich podtekst komentarza społecznego […][1]

Tak więc „dobre” dzieła o żywych trupach, tak naprawdę o żywych trupach nie mówią. Są natomiast nastawione na opowieść o żywych bohaterach. I właśnie w takim celu Robert Kirkman postanowił napisać scenariusz do komiksu „Żywe trupy”. Jak sam pisze, nie jest to horror, choć jeśli kogoś przestraszy to dobrze. Jednak jego celem było stworzenie historii o przetrwaniu, o tym JAK, JAKIMI ŚRODKAMI i ZA JAKĄ CENĘ udaje się ludziom uratować własną skórę. Bohater ma ewoluować wraz z rozwojem akcji, ma się zmieniać i wcale nie oznacza to, że musi być krystalicznym rycerzem na białym koniu w lśniącej zbroi, który obłaskawia zombie i ratuje dziewice, jeśli jeszcze jakieś ostały się na tym łez padole.

W 2010 roku Frank Darabont twórca Zielonej Mili i Skazanych na Shawshank przedstawił światu telewizyjną adaptację „Żywych trupów” i ludzkość zwariowała. Pierwszy sezon podbił serca ogromnej ilości widzów, drugi utwierdził ich w przekonaniu, że wybór był słuszny, a trzeci sezon, który dopiero ma swoją premierę ponownie rozpalił uczucie. Wyobrażacie to sobie? Niszowa tematyka, która była przerabiana na wszystkie możliwe sposoby zawojowała świat. Na dodatek to serial telewizyjny na podstawie komiksu, a nie kinowa ekranizacja klasyki literackiej… co więc stanowi o fenomenie tej produkcji telewizyjnej oraz jej komiksowego pierwowzoru?



[1] Robert Kirkman, Tony Moore, „Żywe trupy” tom 1, 2005



„Człowiek człowiekowi wilkiem, a zombie, zombie, zombie…”

Zombie od dawna kojarzą się wielu osobom z kiczem. Tematyka filmów dotyczących zombie jest niszowa, a jej fanów uznaje się za niedojrzałych lub nieznających się na „dobrym” kinie. Nie ma co się z resztą dziwić. Kto przy zdrowych zmysłach z zapałem ogląda trupy wstające z grobów, które z zamiłowaniem zajadają się ludzkimi mózgami? Zombie na ekranie często towarzyszy po prostu krwawa jatka, a niejednokrotnie zdarza się, że fabuła kuleje i kuśtyka tak samo jak jej żywi inaczej bohaterowie. Jednak, choć świat jeszcze o tym nie wiedział, w 2005 roku za sprawą Roberta Kirkmana powstał komiks pod tytułem „The Walking dead”, który miał odmienić filmoznawcze spojrzenie na wizerunek żywych trupów oraz obrazów filmowych ich dotyczących. W kolejnych latach twórca takich wybitnych dzieł jak „Skazani na Shawshank” oraz „Zielona mila” Frank Darabont i Gale Anne Hurd, postanowili zekranizować pierwszy zeszyt owego komiksu, na potrzeby stacji telewizyjnej AMC. Ich wspólne dzieło ujrzało światło dzienne w 2010 roku i wtedy to nastąpiła apokalipsa! Zmierzch dotychczasowego kiczowatego postrzegania filmów o tematyce zombie.

Komiks i serial o tym samym tytule, opowiadają historię rozgrywającą się w postapokaliptycznym świecie zdominowanym przez hordy żywych umarlaków. Głównym bohaterem jest policjant Rick Grimes, który pewnego dnia budzi się ze śpiączki i dostrzega, że cały szpital jest zdemolowany i opustoszały. Bohater jest zdezorientowany, jednak wyrusza do najbliższego znanego mu miejsca by spotkać się z ukochanymi. Okazuje się, że dom w którym mieszkał z żoną i synkiem jest pusty, a po ulicach szwendają się półprzytomni, dziwnie wyglądający „ludzie” posiadający percepcję godną studenta po całonocnej libacji alkoholowej, który na drugi dzień usiłuje własnymi siłami dostać się na wykłady. Nasz biedny policjant nie wie co się dzieje, gdy wtem na jego drodze staje Morgan, który podróżuje wraz z małoletnim synkiem. Oferują oni Rickowi opiekę, oraz tłumaczą mu, że to co na pierwszy rzut oka wygląda, jakby całe miasteczko wczoraj dosyć ostro i hucznie świętowało, jest niczym innym jak zgliszczami ostałymi po pandemii wywołanej wirusem niewiadomego pochodzenia. Uczucie zdezorientowania szybko ustępuje poczuciu obowiązku wobec własnej rodziny i nasz bohater wyrusza do Atlanty (rzekomego, ostatniego bastionu okolicznej ludności) by odnaleźć najbliższych. Nie wszystko jednak idzie zgodnie z planem.

Pierwszy sezon liczy sobie 6 odcinków. I opowiada historię poszukiwań rodziny prowadzonych przez głównego bohatera oraz historię obozu uchodźców, którzy zbudowali swoją małą fortecę na obrzeżach miasta. Wraz z kolejnymi odcinkami poznajemy nie tylko głównego bohatera ale także jego żonę, syna, i kilkanaście osób, którym udało się przetrwać. Pisząc tylko i wyłącznie o pierwszym sezonie, trzeba przyznać, że wypada on całkiem dobrze i niesie za sobą niewielką ilość różnic występujących między literackim pierwowzorem a serialem. Twórcy produkcji telewizyjnej postanowili wprowadzić kilku nowych bohaterów, ale poza tym trzymali się „w miarę” scenariusza znanego z komiksu.

To co zdecydowanie charakteryzuje ten serial to podjęcie przez reżysera wątków społecznych, które wyśmienicie zostały opisane także w komiksie. Nie dostajemy zwyczajnej i trywialnej papki z mięsa i flaków, ale dzieło nad którym warto się zastanowić. Takie też zresztą było założenie twórcy komiksów. Ukazanie bohaterów w kilku wymiarach, pokazywanie nie tylko „ludzkiej” strony człowieczeństwa oraz swoista ewolucja postaci, wyraźniej widoczna w sezonie drugim stawia to telewizyjne widowisko na pierwszym miejscu zwycięskiego piedestału. Wracając jednak do  granic sezonu pierwszego, to co stanowi mocną stronę to przepiękne i klimatyczne zdjęcia oraz scenografia. Opustoszałe ulice miasta rządzonego prawem śmierci, gdzie jedynymi pozornie żywymi istotami są trupy, zostały ukazane w sposób bardzo wymowny. Doskonale sprawdza się także muzyka, która wprowadzana tylko momentami ożywia akcję i porusza wyobraźnię.

Zlepek różnorodnych postaci sprawia, że nie można się nudzić. Widz dostaje więc barwną gamę emocji takich jak radość, zazdrość ale też szaloną chęć władzy. Jak już wspomniałam bohaterowie są różni, a jest to zasługą tylko i wyłącznie świetnej obsady. Aktorzy doskonale wczuli się w realia świata pozbawionego nadziei. Na ekranie zobaczymy takich aktorów jak: Andrew Lincoln, Norman Reedus,  Scott Wilson czy też Noah Emmerich.

Jestem przekonana, że pierwszy sezon przypadnie do gustu ogromnej rzeszy ludzi. Jak wiadomo znajdą się także i przeciwnicy. Jednak jednego nie można odmówić ani serialowi ani komiksowemu pierwowzorowi, mianowicie faktu świeżego podejścia do tematyki zombie. Pierwszy raz w kinie „zombistycznym” bohaterom nie chodzi tylko o przetrwanie, ale także o zachowanie ludzkich odruchów.

3 komentarze:

  1. "The Walking Dead" to jeden z moich ulubionych seriali i komiksow. Bardzo ciekawa recenzja :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. oglądałam pierwszy sezon serialu, ale do reszty odcinków zabrało mi już zapału.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale wpadłam :) Fajnie było przeczytać tę recenzję. Taka... podróż w przeszłość. Jeju, ostatnio widziałam fotkę na której byli wszyscy bohaterowie I sezonu... ci, co zginęli do tej pory byli na szaro i przekreśleni, a ci, co przeżyli, byli kolorowi. Wniosek krótki - prawie cała fotka była w iksach. Smutek mnie ogarnął, bo chyba tylko w "Grze o Tron" ;) tak wielu ważnych postaci ginie, jak w TWD (choć prawdę mówiąc słyszałam, że i w Vikingach i w Spartakusie giną nagminnie, ale nie oglądam, to i nie wiem). Aż się łza w oku kręci na wspomnienie I sezonu, który łyknęłam niemal na raz, pod rząd, i zaraz włączyłam II sezon... A teraz trzeba czekać tydzień cały :) No, nic, na koniec chciałam dodać tylko "a emu emu emu". Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń