Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fabryka słów. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fabryka słów. Pokaż wszystkie posty

12 kwietnia 2016

Angus Watson "Czas żelaza"

Zazwyczaj dzielę książki na trzy kategorie. Pierwszą stanowią dzieła, które przywracają czytelnikom wiarę w istnienie dobrej literatury. W szeregi drugiej wchodzą, te które nigdy nie powinny powstać: literackie koszmarki, które marnują tylko czytelniczy czas. Do trzeciej kategorii zaliczam publikacje plasujące się gdzieś pomiędzy pierwszą a drugą kategorią. Tych zazwyczaj jest najwięcej, ale to dzięki nim doceniam książkowe perełki. Publikacje stanowiące trzecią grupę to dzieła przeciętne, albo całkiem niezłe; z niewykorzystanym potencjałem, ale ciekawymi elementami. Z przykrością stwierdzam, że w szeregi tej kategorii weszła kolejna książka – powieść Angusa Watsona pod tytułem Czas żelaza. Autor jest fanem powieści historycznych oraz epickiej fantasy, niestety zagłębiając się w lekturę nie odniosłam wrażenia, aby publikacja była wystarczająco historyczna, ani tym bardziej zadowalająco epicka.

Powieść rozgrywa się w tzw. brytyjskiej epoce żelaza. W 55 roku przed Chrystusem Brytania została zaatakowana przez rzymskich legionistów pod wodzą Juliusza Cezara. Wtedy właśnie rozpoczęła się trwająca stulecia rzymska okupacja brytyjskich Celtów. Autor twierdzi, że w swej powieści opowiada prawdziwą historię tamtych wydarzeń. Opowieść przedstawia z punktu widzenia kilku głównych bohaterów, tj. podstarzałego najemnika Duga, zdradzonej i poszukującej zemsty łuczniczki Lowy, sieroty o imieniu Wiosna oraz Ragnalla Owczego Króla. Wskutek szeregu zbiegów okoliczności i trafnych bądź nie, osobistych wyborów cała czwórka zawiera szyki by zgładzić okrutnika Zadara.

Pomysł na powieść narodził się podczas zwiedzania brytyjskiej forty, a rozwinął się kiedy Watson przemierzał starożytne brytyjskie szlaki podczas pracy nad artykułami dla gazety, w której wówczas pracował. Trudno więc określić z jakich źródeł czerpał swoją wiedzę. Odnoszę nawet wrażenie, że jego niewiedza w temacie została sprytnie przemilczana. Dlatego śmiem twierdzić, że powieść Czas żelaza to czysta fikcja literacka, zawierająca jako takie elementy historyczne. Jeśli zaś mam pisać o fantazji autora, to akurat tej trudno mu odmówić. Bohaterowie mają masę przygód; wpadają w tarapaty, z których błyskawicznie się wyplątują; podróżują i walczą. Jednak pomimo tego, że towarzyszyłam im przez ponad 760 stron powieści, trudno mi napisać, że stali mi się bliscy. Przy przedstawianiu postaci zabrakło pierwiastka ludzkiego. Wszystkie ich cechy charakteru zostały spłaszczone, a niekiedy wydaje się, że są dość skrajne i przeczą sobie. Okrutnicy zdają się być śmieszni, bohaterowie tchórzliwi, miłość płytka, sympatia podszyta niechęcią, a przygody dość niewiarygodne. Skłamałabym jednak gdybym napisała, że lektura wcale mnie nie zainteresowała. Okazuje się bowiem, że autorowi udało się coś, co często nie wychodzi innym, bardziej utalentowanym pisarzom. Fabuła jego powieści jest przepełniona akcją. Dzięki temu Czas żelaza posiada dobre, a nawet bardzo dobre fragmenty, choć to zdecydowanie nie wystarcza by trafiła do grona książek rewelacyjnych. Takich, które sprawiają, że w bohaterach można się zadurzyć, a emocje towarzyszące śledzeniu ich przygód rozsadzają ciało. Z nutą żalu zauważyłam także opis żywcem wyjęty z przypowieści biblijnej o mądrym Królu Salomonie. Szkoda, że autorowi nie wystarczyła jedynie inspiracja.

Czas żelaza to powieść przeciętna. Dużo wysiłku kosztuje przebrnięcie przez pierwsze rozdziały, później jest już lepiej (szczególnie dzięki wspomnianemu przeze mnie szybkiemu tempu akcji). Zakończenie nie zaskakuje, ale trzyma poziom najlepszych fragmentów tej książki, więc może ugłaskać tych czytelników, których lektura po prostu rozczarowała.

Tytuł: "Czas żelaza"
Autor: Angus Watson
Tłumacz: Maciej Pawlak
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Tytuł oryginalny: Age of Iron
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Wydanie: I
Cena: 44,90 zł

09 lutego 2016

Paweł Kornew - Lodowa cytadela

Przyznaję bez bicia, że na mój odbiór powieści Lodowa cytadela autorstwa Pawła Kornewa, w ogromnej mierze wpłynął fakt, rozpoczęcia przygody z uniwersum Przygranicza od tejże. Zupełnie przegapiłam informację o tym, że to już 5 tom cyklu, którego kompletnie nie znam, a dla czytelnika absolutnie niezaznajomionego z poprzednimi powieściami świat Przygranicza może stanowić magię, niestety zdecydowanie czarną...

Jewgienij Apostoł to spryciarz i lokalny biznesmen, który nauczył się radzić sobie w Forcie jak najlepiej (skoro już tu trafił). Znany i (dość) lubiany Apostoł pewnego dnia staje oko w oko ze śmiercią, jednak nasłani na niego zabójcy, nie są aż takimi profesjonalistami by przechytrzyć jasnowidzenie Jewgienija. Dzięki temu mężczyźnie udaje się uciec. Jednak bohater nie ma wątpliwości, że ten kto nasłał na niego speców nie poprzestanie na jednym razie. Jewgienij podejmuje próbę dowiedzenia się komu zależy na jego śmierci. W między czasie nie zapomina jednak o interesach, a okazja do zrobienia świetnego biznesu trafia mu się bardzo szybko.

Niesamowicie trudno było mi przebrnąć przez pierwsze 100 - 150 stron. Nie zrozumiałam tego świata, choć strasznie się starałam poznać zasady w nim panujące. Jednak największy kłopot sprawili mi bohaterowie. Apostoł jest dość interesującą postacią, ale nie zmienia to faktu, że na tle ogromu innych postaci literackich znanych z powieści fantastycznych, wypada dość przeciętnie. Zresztą przymiotnik przeciętny całkiem dobrze oddaje charakter tej powieści. Nie jest zła (trafiłabym do literackiego piekła, gdybym napisała inaczej), ale tyłka też nie urywa. Dużo w powieści dialogów, które zielonemu czytelnikowi pomagają w zrozumieniu aktualnej fabuły, ale nijak nie wprowadzają w świat wykreowany. Czasem tak bywa, że czytelnika nie porywa ani fabuła, ani bohaterowie, ani też sposób opowiadania - w tym przypadku tak jest ze mną.

Muszę jednak oddać lekturze, choć część honoru ponieważ nie wiem, jak odebrałabym tę historię gdybym wcześniej znała inne książki z cyklu Przygranicze. Jednakże i tu mogę mieć pewne przemyślenia, przynajmniej po zapoznaniu się z opiniami funkcjonującymi w mediach - niektórzy wierni fani twórczości autora poczuli się nieco rozczarowani. Wygląda więc na to, że po prostu źle trafiłam. Dlatego chętnie sięgnę po poprzednie tomy cyklu, gdzie ponoć już sam główny bohater dodaje wartości całkiem ciekawej fabule. Lodowa cytadela będzie znośnym elementem kolekcji książek napisanych przez Kornewa, nie polecam jednak zaczynać od tej właśnie pozycji.

OCENA: 3/6

NA PLUS:
+  świat wykreowany

NA MINUS:
- bohaterowie
- trudność w zrozumieniu realiów

TYTUŁ: Lodowa cytadela
AUTOR: Paweł Kornew
TŁUMACZENIE: Rafał Dębski
CYKL: Przygranicze tom 5
SERIA: Fabryczna zona
WYDAWNICTWO: Fabryka słów 2015
LICZBA STRON: 560
CENA: 39,90 zł

Recenzja została opublikowana na portalu DUZEKA.

21 października 2013

Peter V. Brett - Wojna w blasku dnia. Księga druga

Możliwe, że zbyt dużo wody upłynęło pomiędzy lekturą pierwszej księgi Wojny w blasku dnia a drugiej, jednak moje odczucia względem dwóch integralnych części trzeciego tomu demonicznego cyklu autorstwa Petera V. Brett'a są dosyć skrajne. Wydaje mi się, że nie muszę przedstawiać wyżej wspomnianego pisarza, a jeśli muszę, to radzę Drogi Czytelniku porzucić tę recenzję na kropce kończącej owo zdanie. Jeśli jednak znasz świat, w którym ludzkość od dawna zmaga się z demonami, które raz za razem atakują kolejną osadę, czy też wędrowców, to myślę, że nie masz wyjścia i bez względu na opinię tu zaprezentowaną, musisz poznać ostatni tom cyklu.

Z bohaterami powieści rozstaliśmy się praktycznie na finiszu wydarzeń, do których autor powrócił w ostatniej księdze cyklu. Wojna między ludźmi a otchłańcami wreszcie nastała, jednak okazuje się, że dwoje mężczyzn, których umiejętności mogą przeważyć szalę zwycięstwa na stronę ludzi, musi wystąpić przeciwko sobie, aby po latach unikania konfrontacji zwyciężył tylko jeden...

Tak w skrócie rysuje się fabuła drugiej księgi Wojny w blasku dnia. Jednak treść powieści pełna jest wątków pobocznych, które rozwlekają ją niemiłosiernie. Aby dotrwać do momentów opisujących fantastyczne walki, czytelnik musi przedrzeć się przez ogromną ilość opisów miłosnych uniesień i historii o złamanych sercach oraz podobną liczbę retrospekcji z wydarzeń, które miał okazję poznać czytając poprzednie tomy.

Zauważalnym mankamentem tej księgi jest wyraźne spowolnienie akcji. O ile poprzednie tomy charakteryzowała dynamika i częste zwroty fabularne, o tyle ostatnia część cyklu stanowi wyciszenie, które niestety nie zwiastuje burzy. Zakończeniu brakuje odpowiedniej iskry. Wydaje się, że skoro autor przez tyle tomów przygotowywał czytelników do finału i stopniował napięcie w sposób wyśmienity, to ostatnie strony jego powieścią będą soczystą wisienką na torcie, tymczasem wisienka okazała się dekoracją z plastiku.

Prawdziwi miłośnicy cyklu demonicznego mogą odczuwać niedosyt oraz rozczarowanie autorem, który przez kilka tomów serwował swoim czytelnikom naprawdę godną fantastykę. Z drugiej strony, mówi się, że gustów jest tyle, co ludzi na Ziemi. Pewne jest, że każda z osób, która sięgnie po drugą księgę Wojny w blasku dnia, zwróci uwagę na co innego. Jednym taki styl przypadnie do gustu, inni będą psioczyć na takie tempo akcji, a jeszcze inni nie będą mogli zdzierżyć podjęcia tych, czy owych wątków, które nijak się mają do głównej fabuły. Z całą pewnością cykl demoniczny posiada dwie ogromne zalety, czyli dwa pierwsze tomy: Malowanego człowieka i Pustynną włócznię, natomiast Wojna w blasku dnia jest ich młodszą, i o dziwo, lekko zaniedbaną siostrą.

Na plus:
+ poprzednie tomy
+ bohaterowie

Na minus:
- dłużyzny
- potraktowanie ostatniej części po macoszemu
- liczne powtórzenia fabularne oraz retrospekcje
- spowolnienie akcji

Ocena: 3/6

Tytuł: Wojna w blasku dnia II
Autor: Peter V. Brett
Cykl: Trylogia demonów tom III
Liczba stron: 600
Wydawnictwo: Fabryka słów 2013
Cena: 44,90 zł
Recenzja ukazała się na portalu PARADOKS

Zachęcam do przeczytania recenzji WOJNA W BLASKU DNIA. KSIĘGA PIERWSZA

19 lipca 2013

Jarosław Grzędowicz - Pan Lodowego Ogrodu II



Pan Lodowego Ogrodu to cykl, który, choć ukazał się już stosunkowo dawno temu, to wciąż cieszy się niesłabnącą popularnością. Według mnie są dwa czynnik, które o tym decydują. Primo, jest to jedna z niewielu lektur treścią przywodząca na myśl skojarzenia rodem z fantastyki światowej – co za tym idzie reprezentująca jej poziom. Secundo, Fabryka Słów postarała się aby kolejne wydania tej książki przykuwały wzrok i stanowiły całkowity must have! dla czytelników. Po pierwszym tomie Pana Lodowego Ogrodu przyszedł więc czas na tom drugi.

Vuko Drakkainen, tajemniczy przybysz z Ziemi, którego misję na odległej planecie stanowi odszukanie i ewakuacja zaginionej grupy badawczej, został zaklęty w drzewo. Wydaje się, że cel z jakim został przysłany na Midgaard, już nigdy nie zostanie spełniony. Jednak, kiedy ktoś miesza w królestwie Bogów, ci nie pozostają bierni…

Filar, syn Oszczepnika kontynuuje swoją podróż, by jako Nosiciel Losu, dopełnić przeznaczenia. I choć nie zna celu podjętej przez siebie drogi, to dopóki towarzyszy mu Brus, wydaje mu się, że jest bezpieczny. Jak długo jednak jego opiekun będzie w stanie dotrzymywać mu towarzystwa? Okazuje się, że pożegnanie jedynego przyjaciela, która zna prawdę o pochodzeniu Filara - ostatniego syna zamordowanego Cesarza – władcy Klanu Odwróconego Żurawia, zbliża się wielkimi krokami.

Spotkałam się z różnymi opiniami na temat II tomu Pana Lodowego Ogrodu, jedni byli nim zachwyceni, drudzy poczuli zawód. Ja należę do tej pierwszej grupy. Magia Pieśniarzy rzuciła na mnie urok. Podróżowanie z bohaterami książki okazało się jedną z najciekawszych i najlepszych przygód, jaką przeżyłam w ostatnich latach. Wyobraźnia Grzędowicza wydaje się nie mieć granic. Podróż na ogromnych ptakach po bezkresnej pustyni, czy też uczestniczenie w licznych i bogato opisanych walkach i pojedynkach zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Kolejną zaletą Pana Lodowego Ogrodu II jest, uwydatniony w bardzo subtelny sposób, oniryzm.

Pan Lodowego Ogrodu II to naprawdę wybitna kontynuacja tomu pierwszego. Autor wykazał się ogromną pomysłowością i umiejętnością utrzymywania delikatnej równowagi między treścią oraz formą – tak więc fantastyczna fabuła opisana jest w równie ciekawy sposób. Pan Lodowego Ogrodu już na zawsze pozostanie dla mnie jedną z najlepszych pozycji literackich z gatunku polskiej fantastyki.

Na plus:
- światowy poziom
- niebanalna fabuła oraz bohaterowie
- ogromna wyobraźnia
- ciekawy i przystępny język
- znakomita kontynuacja
- jedna z najciekawszych okładek z jakimi udało mi się spotkać (rzecz tyczy się całego cyklu)

Na minus:
- brak

Ocena: 6/6
Autor: Jarosław Grzędowicz
Liczba stron: 656
Wydawnictwo: Fabryka Słów 2012
Cena: 44,90zł

09 kwietnia 2013

Peter V. Brett - Wojna w blasku dnia. Księga pierwsza


Peter V. Brett zadebiutował w 2008 cyklem Trylogia Demonów. Pierwsza książka wchodząca w jego skład nosiła tytuł Malowany Człowiek. Następna to Pustynna Włócznia a teraz nadszedł czas na Wojnę w Blasku dnia. Już w pierwszym tomie tej błyskotliwej trylogii fantasy czytelnicy poznają bohaterów, których losy będą śledzić aż do końca. Tak więc jeśli komuś obce są imiona Arlan, Leesha, Rojer czy też Jardir czym prędzej powinien nadrobić zaległości. Natomiast tym, którzy czekają z niecierpliwością na dalsze przygody owych śmiałków spieszę z prezentacją tego, czego mogą się oni spodziewać po pierwszym tomie ostatniej części trylogii.

Wojna w blasku dnia nadciąga. Mieszkańcy krainy atakowanej przez krwiożercze demony mają tylko miesiąc na przygotowanie się do bitwy – to bardzo mało czasu a ludność wciąż jest podzielona. Jak mają stawić czoło otchłańcom, kiedy skaczą sobie do gardeł, a polityczne intrygi przyćmiewają im to co najważniejsze – czyli jedność w walce o przetrwanie? Arlem, Leesha, Inevra, Rojer, Jardan – każdy z bohaterów odgrywa szalenie ważną rolę w tych wydarzeniach. Jednak aby dowiedzieć się jak potoczą się ich losy trzeba samemu sięgnąć po pierwszą księgę Wojny w blasku dnia.

Świat powieści przypomina mi nieco ten przedstawiony w niektórych książkach z serii Forgotten Realms. Nie można jednak odmówić autorowi oryginalności. Jego bohaterowie są szalenie intrygujący, popełniają błędy, mają swoje zmartwienia i niejednokrotnie tylko cudem wychodzą cało z opresji. Dodatkowe napięcie wzmaga fakt, że autor umiejętnie knuje intrygi i niejednokrotnie oddala ich rozwiązanie tak, by czytelnik zbyt szybko nie dowiedział się, jak rozwinie się dalej fabuła. Skrupulatnie przeciąga pewne wątki, odwracając uwagę odbiorcy przez wprowadzanie coraz to nowych pomniejszych zdarzeń, które tylko pozornie niewiele wnoszą do rozwoju historii.

Aby tradycji stało się zadość, powieść podzielona jest na kilka osobnych torów, których ostatecznym celem jest połączenie w wielki i spektakularny finał, którego zapewne doświadczymy zapoznając się z ostatnią księgą trylogii. Natomiast w piątym tomie cyklu Brett sięgnął po zagrywkę taktyczną, przerywając akcję w momencie tak ważnym, że czytelnicy z pewnością nie będą mogli się doczekać kontynuacji. Jest to paradoksalnie ogromny plus książki, gdyż takie rozwiązanie kumuluje napięcie wywołane oczekiwaniem. I choć można narzekać, że fabuła zostaje urwana to jednak jest to zabieg sprytny i pozwalający na rozkoszowanie się dotychczas zdobytymi informacjami.

Muszę przyznać, że najciekawszymi rozdziałami zawartymi w księdze pierwszej były te opowiadające o szkoleniu Inevery. Bohaterkę poznajemy jako małoletnią dziewczynkę, której ścieżka życia wytyczona przez Everama sprowadza ją na drogę trudnej sztuki bycia adeptką dama’ting. Okazuje się jednak, że jej przyszłość jest bardziej skomplikowana niż mogłaby to sobie wyobrazić. Bohaterka dorasta na oczach czytelników i dzięki temu mamy też szansę śledzić jej dalsze losy oraz ogromny wkład jaki ma ona w rozwój wydarzeń i innych bohaterów. Inevera jest sprytna, inteligentna i posiada ogromną wewnętrzną siłę, dlatego też intryguje mnie niepewność pozycji jaką sobie wywalczyła. Zdaję sobie sprawę, z tego że żongluje półsłówkami i niedopowiedzeniami jak wprawny cyrkowiec, jednak nie chcę zdradzić wam zbyt wiele ciekawych informacji, które z pewnością chcielibyście uzyskać sami sięgając po Wojnę w blasku dnia.

Zachęcam wszystkich miłośników do zapoznania się z powieścią prezentującą klasyczną fantastykę. Autor naprawdę ma talent do kreowania fikcyjnego świata, a fabuła nie raz potrafi zaskoczyć. Drobnym utrudnieniem dla czytelników, którzy wcześniej nie mieli do czynienia z Trylogią Demonów może być dosyć spora ilość nazw własnych, które pojawiają się w powieści i które określają rangi i pozycje jakie zajmują bohaterowie, jednak z czasem można samemu odkryć co właściwie znaczy jiwah, damaji, khaffit itp. Tak więc, jeśli wyczekujecie z niecierpliwością premiery Wojny w blasku dnia, to nie pozostaje mi nic innego tylko utwierdzić was w przekonaniu, że naprawdę warto czekać. Jeśli natomiast pierwszy raz słyszysz o Peterze Brett’cie i jego trylogii to zachęcam do sięgnięcia po tom pierwszy i zapoznania się z szalenie barwnym, nieco orientalnym i brutalnym światem rządzonym lękiem przed otchłańcami.

Ocena: 6/6
Tytuł: Wojna w blasku dnia. Księga pierwsza
Autor: Peter V. Brett
Cykl: Trylogia demonów tom 5
Ilość stron: 680
Wydawnictwo: Fabryka słów 2013
Cena: 44,90 zł
Recenzja ukazała się także na blogu NASZERECENZJE.
Zapraszam do zapoznania się z recenzją WOJNA W BLASKU DNIA. KSIĘGA DRUGA

15 stycznia 2013

Andrzej Pilipiuk - Trucizna


Trucizna to już siódmy tom przygód najbardziej znanego polskiego moczymordy, egzorcysty, dziada Jakuba Wędrowycza. Moja wiedza na temat poprzednich tomów nie jest zbyt duża ale jednak jest. Dlatego też pierwsze spotkanie z Wędrowyczem uznałam za nad wyraz udane. Kroniki Jakuba Wędrowycza były fenomenalnym otwarciem całej serii. Jednak Trucizna okazała się, gwoździem do trumny… i mam nadzieję, że będzie to ostatnia książka o Jakubie, mimo że nigdy nikogo tak bardzo nie znielubiłam jak tego bohatera i ciężko będzie się z nim rozstać.

Ponad 350-cio stronicowa najnowsza powieść Andrzeja Pilipiuka wydaje się być odgrzewanym w mikrofali kotletem. Sycące, ale smaku ni mo, dziwne pachnie i wygląda jakby zdechło. Sam Jakub określiłby to tak: samogon musi być lepszy od wódki sklepówki i tak też powinno być z kolejnymi tomami cyklu, a w tym przypadku tak nie jest. Oczywiście wśród 20 opowiadań znajdują się te lepsze i te gorsze, jednak żadne nie wydaje się być godne zapamiętania. Tak więc po lekturze Trucizny praktycznie wcale nie pamiętam jej treści.

Historie z życia bimbrownika, które często mnie urzekały, w siódmym tomie są ledwo zabawne i to tylko momentami. Niektóre z nich pozbawione są sensu, a im dalej w las tym ciemniej, co w tym wypadku oznacza, że im dłużej czytałam tym bardziej mi się odechciewało. Główny bohater stracił część swojego wątpliwego uroku na rzecz nijakości i wtórności, a jego ruski towarzysz tylko czasem nadawał nutki świeżości zatęchłej atmosferze opowiadań o Wędrowyczu.

Jestem strasznie zawiedziona, bo naprawdę cenie sobie twórczość Pilipuka. Jestem w stanie wybaczać mu wiele literackich grzechów, jednak to co zrobił z własnoręcznie wykreowaną postacią woła o pomstę do nieba. Nie dziwię się, że sam zainteresowany (Jakub Wędrowycz) poszukuje Pilipiuka listem gończym.

Ogromnym minusem tej powieści są także zdobiące(?) ją rysunki. Cóż, ich autor nie popisał się. Myślę, że miało być swojsko i przaśnie (czyt. naturalnie) a wyszło jak zwykle, czyli do du*y. A takie ładne rysuneczki można było zobaczyć w poprzednich tomach….

Dość jednak o wadach, choć zalet ta pozycja nie posiada prawie wcale. Chciałabym, aby czytelnicy zdawali sobie sprawę z tego, że moja ocena wynika tylko i wyłącznie z faktu, że do tej pory żyłam pod działaniem uroku historii o tym polskim starym dziadzie, a teraz ten urok prysnął i czuję się jak dziecko, które odkryło, że Mikołaj nie istnieje. Jeśli jesteście ogromnymi fanami Wędrowycza to są dwa wyjścia. Primo, sięgniecie po Truciznę  i wcale nie będzie ona aż tak dużym zawodem, a sama książka wzbogaci kolekcję Kronik Jakuba. Secundo, zaryzykujecie, przeczytacie i jedyne co wam pozostanie to płacz i zgrzytanie zębów. Całe ryzyko po waszej stronie.

Ocena: 2+/6

Tytuł: Trucizna
Autor: Andrzej Pilipiuk
Cykl: Jakub Wędrowycz tom VII
Ilość stron: 366
Wydawnictwo: Fabryka słów 2012
Cena: 39,90 zł

03 stycznia 2013

Jacek Piekara - Ja Inkwizytor. Wieże do nieba


Jacek Piekara jest jednym z moich ulubionych polskich fantastów od 2005 roku, kiedy to w moje ręce wpadła lektura jego autorstwa pod tytułem Ani słowa prawdy. Wtedy to właśnie odkryłam zamiłowanie tegoż autora do opowiadań pełnych dowcipnych dialogów i błyskotliwych pomysłów. Piekara jest pisarzem wszechstronnym i wielce utalentowanym. M na swoim koncie wiele naprawdę poczytnych książek. Kiedy, więc nadarzyła się okazja, by poznać jednego z wykreowanych przez niego bohaterów nie wahałam się ani chwili. Muszę przyznać, że spotkanie to nie należało do udanych. Nie mniej jednak w tym przypadku wina leży bardziej po stronie mojej a nie autora.

Od razu przyznam, że jeśli chodzi o książki to jestem tradycjonalistką i dopóki Bóg nie pokarze mnie ślepotą, Alzheimerem lub inną chorobą ograniczającą czytanie pozostanę wierna ich papierowym wersjom. Innymi słowy nie istnieją dla mnie żadne audiobooki, e-booki – czytam tylko zwyczajne booki. Pech chciał, że przyszło mi poznać przygody Inkwizytora Mordimera w formie audio, co sprawiło, że poczułam się, jak zgubiony w lesie Czerwony Kapturek bez koszyczka, na dodatek cierpiący na syndrom dnia wczorajszego. Nie to, żeby głos Janusza Zadury, czytającego Ja Inkwizytor. Wieże do nieba, był jakiś wyjątkowo niemiły. Co to, to nie. Po prostu od takich, jak by to powiedział Jakub Wędrowycz, ustrojstw boli mnie głowa, a samo słuchanie trwa w nieskończoność, bo skupić się mogę raptem na dziesięć, góra piętnaście minut. Ale dosyć o mojej niechęci do audiobooków.

Płyta zawierająca dwie mini-opowieści Dziewczyny rzeźnika i Wieże do nieba, jest wydana skromnie, ale dosyć ładnie. Choć, gdy widzę na takim cieniutkim opakowaniu cenę trzydziestu pięciu złotych, to krew mnie zalewa, bo nie umiem sobie zwizualizować książki w formie papierowej, stąd też cena wydaje się być zbyt wysoka.

Fabuła pierwszego opowiadania raczej oscyluje na pograniczu fantastyki i więcej wspólnego ma z rasowym kryminałem. Ktoś dokonuje brutalnych mordów na młodych dziewczętach. Młody inkwizytor Mordimer wraz ze swym mistrzem Knotte musi rozwiązać zagadkę śmierci kobiet. Okazuje się, że wynik śledztwa będzie zaskakujący nie tylko dla czytelników ale także detektywów…

Opowiadanie to jest naprawdę świetne i okraszone sporą dawką humoru. Dużym plusem opowieści jest fakt, że historię poznajemy z punktu widzenia Mordimera, który jak się okazuje nie jest nieomylny. Mocną kartą opowieści jest też mistrz Knotte, który choć momentami drażni, stanowi oś humorystyczną Dziewczyn rzeźnika.

Przy tak świetnym pierwszym opowiadaniu, drugie, Wieże do nieba, zdaje się pasować do niego jak pięść do nosa. Dziewczyny rzeźnika charakteryzuje się dosyć szybki tempem i jak już wspomniałam, jest to opowiadanie szalenie dowcipne, natomiast Wieże do nieba to historia, której brakuje tego wszystkiego. Dwóch architektów walczy między sobą o wybudowanie najbardziej monumentalnej katedry w mieście. Z czasem pojawiają się podejrzenia, jakoby jeden z nich grał not fair i korzystał z pomocy czarnej magii. Rozjemcą w tym konflikcie ma być nikt inny jak Mordimer…

Ja Inkwizytor. Wieże do nieba opowiadają o początkach drogi kariery młodego Inkwizytora Mordimera. Zdarzenia opowiedziane w tej książce dzieją się pomiędzy historią znaną z powieści Płomień i krzyż a Sługa boży. Osoby zaznajomione z poprzednimi książkami opowiadającymi o losach Mordimera Madderdina, będą zawiedzione tą pozycją. Pierwsze opowiadanie zawarte w tej książce jest z pewnością bardzo dobre. Jednak sami musicie zdecydować, czy warto zapoznać się z pozycją, w której drastycznie zachwiano równowagę między poziomami dwóch opowiadań.

PS. Póki możecie czytajcie tradycyjne książki. Nie dajcie się wziąć w niewolę elektronicznym potworom! ;)

Ocena: 3/6 (audiobook)

Recenzja ukazała się na portalu KOSTNICA.

20 listopada 2012

Magdalena Kozak - Paskuda & Co.


"Dawno, dawno temu była sobie piękna królewna. Ktoś jednak rzucił na nią zły urok, którego moc mógł złamać tylko pocałunek prawdziwej miłości. Królewnę zamknięto w wieży, tej zaś strzegł okrutny smok ziejący ogniem. Wielu dzielnych rycerzy próbowało uwolnić nieszczęsną z samotni, jednak żadnemu się nie powiodło. Królewna czekała w smoczym zamczysku, w najwyższej komnacie, w najwyższej wieży, czekała na pierwszy pocałunek miłości...
- No to se jeszcze poczeka.”[1]

W 2001 roku amerykańska kinematografia zaszczyciła widzów nowoczesną baśnią o królewnie zamkniętej w wieży i jej dość nietypowym wybawcy.  W 2012 roku polski rynek literacki wydał na świat dzieło, które z powodzeniem może konkurować z wyżej wspomnianym „Shrekiem”, mowa tu o książce „Paskuda & Co.”, wydanej nakładem Fabryki słów, a napisanej przez Magdalenę Kozak.

Jak to bywa w świecie „za górami, za lasami” surowy król córkę swą – księżniczkę w wieży zamknął, by chronić jej cnotę… i szybciej za mąż wydać, bo jak po dobroci nikt jej nie chciał to może chociaż zamknięcie w wieży sprawi, że się ciekawsza wyda i jakiś głupi Rycerz się pokusi. Smoka jej dał, rzekomo w miocie najgłupszego, który zginąć miał z honorem, ale nawet tego nie potrafi i każdego śmiałka zjada, na prośbę księżniczki. A tak w ogóle to nawet smok nie jest, a smoczyca. No i jest jeszcze strażnik, którego zadaniem było pilnowanie obu panien, a że zwykły pastuch z niego to i on zagrożenia stanowić nie powinien. Ale w bajkach tak to już jest, że miłość zawsze musi przyjść, przyjaźń narodzić się powinna, a przygody same przyjdą, nawet jak się jest księżniczką na cztery spusty w wieży zamkniętą.

Książka Magdaleny Kozak jest dosyć dziwnym tworem literackim. Ni to antologia, ni to pełnoprawna powieść. Prawie każdy rozdział mógłby być traktowany jako osobna opowieść, choć w kilku z nich powtarzają się drugoplanowi bohaterowie. Tak więc całość tworzy dosyć zgrabną baśń, w której autorka unika po prostu określania konkretnych ram czasowych. Fabuła łamie dotychczas znaną konwencję na temat baśni. Bo co to za księżniczka, która nie chce zostać uratowana; smok, który uwielbia być drapany za uszkiem i rycerz bez tytułu?

Bezpośrednie i krótkie opisy, logiczna i linearna narracja, proste ale ciekawe pomysły oraz ogromna dawka humoru sprawiają, że książka ta nadaje się tak dla młodzieży, jak i dla dorosłych. Jedyny mankament to obecność niewielkiej ilości wulgaryzmów, których użycie było nieuzasadnione. Pomijając ten drobny fakt, książka zawiera w sobie lekkie opowiastki, które można czytać do poduszki.

Wspaniałym uzupełnieniem tej ciekawej lektury są fantastyczne rysunki, które zdobią kilkanaście stron i w sposób wymowny oddają charakter opowiadanych historyjek. Wiele czytelniczek będąc dziećmi marzyło o tym, by zostać piękną księżniczką, mali chłopcy chcieli być posępnymi rycerzami, a kto wie może ktoś nawet chciał się parać zawodem smoka? Ta książka przywołuje te wspomnienia i w bardzo zabawny sposób opowiada o tym, że nawet w bajkowym świecie nie wszystko układa się zgodnie z planem, jednak nie wolno się poddawać. Prawo do marzeń posiada każdy.

Ocena: 5/6

Autor: Magdalena Kozak
Tytuł: Paskuda & Co.
Ilość stron: 300
Wydawnictwo: Fabryka słów 2012



[1] Shrek (film), ver. DVD/VHS, dystrybutor: Universal Pictures, Data wydania: 2004

Recenzja ukazała się na portalu PARADOKS.

04 listopada 2012

Jarosław Grzędowicz - Pan Lodowego Ogrodu tom 1


„Witajcie w Lodowym Ogrodzie, gdzie króluje śmierć i strach”
„Pan w Wami! Jako i ogród jego! Wstąpiwszy porzućcie nadzieję.” Tymi słowami wita nas Jarosław Grzędowicz, i zaprasza do świata pełnego magii, gdzie króluje chaos i śmierć, ale także odwaga, męstwo i honor. „Pan Lodowego Ogrodu” to swoisty przełom na polskim rynku fantastycznym. Dawno nie czytałam, i podejrzewam że teraz długo nie będzie mi dane sięgnąć po tak fenomenalną powieść, jak wyżej wymieniona. Dotychczas Fabryka Słów wydała III tomy planowanego czteroksięgu, a w księgarniach ukazała się nawet wersja „stjuningowana” – z odświeżonymi i ujednoliconymi okładkami, które z całą pewnością skuszą jeszcze większą grupę czytelników do sięgnięcia po ten wyśmienity cykl.

Vuko Drakkainen to Ziemianin, Europejczyk, z pochodzenia Fin, Chorwat i Polak. Poznajemy go w momencie, kiedy zostaje wystrzelony w kapsule na planetę Midgaard, na która dwa lata wcześniej wysłano ekipę badawczą, po której słuch zaginął. Vuco jest doskonale wyszkolony, zna języki obowiązujące na Midgaardzie oraz obyczaje zamieszkujących tę planetę ludów, a dzięki biotycznemu urządzeniu, które mu wszczepiono posiada też niebywałe umiejętności mające ułatwić mu przetrwanie. Jego cel jest prosty. Ma odnaleźć badaczy i ewakuować ich, ewentualnie posprzątać po nich, jeśli „nabroili”. Bohater ląduje na obcej planecie, i już po kilku dniach okazuje się, że stacja naukowa jest opustoszała. Kilku naukowców nie żyje, a ich śmierć nie była dziełem przypadku, natomiast losy reszty z nich pozostają nieznane. Wyrusza, więc w podróż by ich odnaleźć. Jednak, co jeśli oni wcale nie będą chcieli wrócić na Ziemię?

Młody tahimon, przyszły władca Tygrysiego Tronu i następca tronu cesarstwa Amitrajów i Kirenenów, miał w życiu wszystko. Mieszkał w rodowym domu, pobierał nauki, które miały pomóc mu wejść w dorosłość oraz w nową rolę władcy ludów. Poznał smak cielesnych rozkoszy, byli przy nim ludzie gotowi za niego zginąć, ale był przecież tylko nastolatkiem, kto mógłby przypuszczać, że rewolucja przyjdzie tak szybko, za sprawą Prorokini głoszącej prawo Podziemnej Matki, i że to właśnie przez nią w jednej chwili straci wszystko. I jedyne co mu pozostanie to przetrwać, udać się na wygnanie i kiedyś powrócić, by klan Odwróconego Żurawia mógł znowu zacząć istnieć…

Autor opowiada obie te historie prawie równolegle i co ciekawe, ani razu nie splata ich ze sobą, co wprowadza niemały chaos, dlatego czytając pierwszy tom powieści należy traktować je jako zupełnie osobne. Choć prawdopodobnie należy się spodziewać, że losy dwóch bohaterów splotą się ze sobą prędzej czy później. Niemniej jednak obie te historie są fenomenalne, żywe i wyśmienicie poprowadzone.

Jarosław Grzędowicz ma niesamowity dar, który potrafi wykorzystać. Bawi się słowem tworząc fenomenalne, plastyczne obrazy. Jego wyobraźnia jest jak niezbadana wyspa, dzięki czemu każdy rozdział „Pana Lodowego Ogrodu” przynosi nieoczekiwane zwroty akcji, oraz zaskakujące zdarzenia. Świat jaki wykreował autor jest bogaty, wielowarstwowy i pełen różnobarwnych postaci. Oprócz historii dwóch głównych bohaterów, Grzędowicz zabawia nas opowiastkami o innych mieszkańcach Midgaardu, niektóre z  nich nic nie wnoszą do fabuły, a inne sprytnie popychają akcję do przodu.

„Pan Lodowego Ogrodu” jest przepełniony emocjami. Fabuła jest dynamiczna. Opisy pobudzają wyobraźnię, a czytelnik momentami żałuje, że nie może naprawdę przenieść się na tę obcą planetę i stanąć ramię w ramię z Vuco ścierającym się z napastnikami lub wraz z młodym tahimonem poznawać uroki królewskiego życia.
Pierwszy tom „Pana Lodowego Ogrodu” to kawał dobrego, mrocznego fantasy. Jest to powieść, do której warto wracać. Książka, którą warto poznać i później odkrywać ją wciąż na nowo. I wreszcie lektura, która na zawsze zmieniła oblicze polskiej fantastyki. Jej nieprzeczytanie może mieć bardzo drastyczne intelektualne konsekwencje...

Ocena 6/6

Tytuł: Pan Lodowego Ogrodu
Cykl: Pan Lodowego Ogrodu tom 1
Autor: Jarosław Grzędowicz
Ilość stron: 562
Wydawnictwo: Fabryka Słów 2012

04 sierpnia 2012

Karen Traviss - Gears of War Anvil Gate 3


Karen Traviss, scenarzystka Gears of War 3 i autorka dwóch książek opowiadających o przygodach zabójczo niebezpiecznego oddziału Gearów, postanowiła uraczyć nas kolejną powieścią osadzoną w realiach gry. Gears of War: Anvil Gate 3 traktuje o wydarzeniach rozgrywających się bezpośrednio po zakończeniu Gears of War 2, czyli zaraz po zatopieniu, jak się wydawało, ostatniego bastionu ludzkości – Jacinto.

Na Vectes, wyspie, na której ostatni reprezentanci naszej cywilizacji mieli odbudowywać świat, nie dzieje się najlepiej. Wciąż narastające konflikty między odrzuconymi oraz COG, liczne sabotaże, oraz brak umiejętności porozumiewania się między starymi mieszkańcami wyspy a „najeźdźcami” sprawiają, że życie, nawet po wygranej bitwie z Szarańczą, nadal jest ledwo znośne. Dodatkowo okazuje się, że wody okalające wyspę nie są już bezpieczne, a Marcus Fenix i reszta Gearów, będą musieli zmierzyć się z zagrożeniem, którego bała się i z którym prowadziła walkę, sama bezlitosna Horda. Aby spróbować wygrać, żołnierze będą musieli przypomnieć sobie taktykę zastosowaną podczas oblężenia Anvegadu, jednak nawet to może nie przynieść spodziewanego efektu.

Zdecydowanie jest to najlepsza pozycja osadzona w realiach gry Gears of War. Czyta się ją dużo sprawniej i jeszcze przyjemniej od poprzedniczek. Przede wszystkim za sprawą wyrównania połączenia tematyki sci-fi i wojennej. Dzięki temu książka staje się idealną lekturą zarówno dla czytelników lubiących zwykłe potyczki i rozgrywki polityczne oraz dla tych, którzy poszukują dużej dawki kosmicznych przygód.

Fabuła powieści, jak zwykle została osnuta wokół postaci Gearów, jednak autorka wprowadziła nowych bohaterów i poświęciła nieco więcej uwagi tym, którzy zostali zaniedbani lub pominięci w poprzednich tomach. To, co dalej zachwyca to umiejętność, z jaką Traviss tworzy charaktery – każdy z nich jest silny. Każda z postaci reprezentuje inne podejście do życia oraz całkiem różne poglądy na wojnę. Łączy ich brawura, odwaga oraz lojalność, którą noszą we krwi.

Wbrew pozorom powieść oprócz zapewnienia odpowiedniej dawki rozrywki, mówi też o ważnych rzeczach. Autorka nie zapomniała o tym, że mimo prowadzenia wojny, jej bohaterowie są ludźmi, muszą więc być wielowymiarowi. Wprowadzenie nowego zagrożenia, dało tej serii potrzebną dozę świeżości. Dzięki temu czytelnik, który ma za sobą dwa poprzednie tomy, nie zacznie się nudzić.


Bez względu na to, czy jesteś dziewczyną czy chłopakiem, jeśli gry zmieniły twoje życie, ta książka jest dla ciebie. Jest to jedna z najlepszych serii literackich powstałych na podstawie gier i nie zapowiada się, by na trzech tomach miała się skończyć. Dodatkowo całość prezentuje się bardzo dobrze na półce za sprawą przemyślanej i współgrającej szaty graficznej. Polecam wszystkim miłośnikom sci-fi!



Moja ocena: 5/6


Autor: Karen Traviss
Tytuł: Gears of War Anvil Gate 3
Seria: Gears of War
Ilość stron: 704
Wydawnictwo: Fabryka słów 2012


Recenzja ukazała się na portalu PARADOKS.